Napominacze patologiczni i zdrowi

Szkic do homilii na 23 niedzielę zwykłą roku A

Czytania na dzień: Ez 33,7-9; Ps 95; Rz 13,8-10; Mt 18,15-20

Czytania wykorzystane: Rdz 4,8-9; Ez 33,7-9; Rz 12,15; Mt 18,15-20

Są tacy, dla których inni ludzie się nie liczą, i dlatego nie są w stanie ich upomnieć. Przypomina się historia Kaina, który zabił Abla, a gdy Bóg zapytał go o to, gdzie jest jego brat, odparł: „Nie wiem. Czyż jestem stróżem brata mego”? Dla wielu, zwłaszcza dzisiaj, niekwestionowanym dogmatem jest nie wtrącanie się w życie innych ludzi. A jednak Bóg już dawno podważył ten dogmat. W oczach Boga jesteśmy jako ludzie braćmi, a zatem niesiemy jeden za drugiego odpowiedzialność. Nie chcieć być stróżem brata swego — to zająć postawę Kaina. A to z kolei oznacza, że najpierw zabiło się brata w swoim sercu — to znaczy przyjęło się wobec niego na tyle obojętną postawę, żeby jego zmarnowane życie nie stawało się dla nas troską.

Są inni, którzy napominają wszystkich we wszystkim. Z miłości, ale do siebie. Po prostu nie są w stanie nie upominać innych, bo nie mogą znieść myśli, że ktoś postępuje inaczej niż w ich mniemaniu powinien. Takich świerzbi język i gdy tylko nadarzy się okazja — zwykle zaaranżowana przez nich — głoszą innym kazania, które nie przynoszą oczekiwanych rezultatów. Nawet jeśli uda im się zmienić czyjeś postępowanie, to tylko przez narzucenie zewnętrznego „prawa” — wymuszają po prostu dostosowanie się upominanego do oczekiwań upominającego. Sami chorzy w środku, nie aplikują nigdy właściwego lekarstwa przywracającego zdrowie innych. Leczy łaska, nie prawo.

Są też napominacze dysfunkcyjni, którzy przypominają żonę alkoholika wcielającą się w rolę „oskarżyciela”. Wydawałoby się, że krytykowanie męża alkoholika powinno by go skłonić do niepicia, ale efekt jest odwrotny: właśnie to nieustanne zrzędzenie zamiast realnego zmierzenia się z problemem pozwala uzależnionemu trwać w destrukcyjnym dla niego i rodziny nałogu. Psychologowie nazywają ten syndrom, który pojawia się u członków rodziny uzależnionego — współuzależnieniem. Można by tym samym słowem określić postawę tych wszystkich, którzy w podobny sposób próbują sobie radzić z problemami innych: zamieniając realne upomnienie i zaoferowanie konkretnej pomocy czy postawienie wymagań w oskarżanie czy marudzenie.

I jest w końcu napomnienie właściwe, na wzór Chrystusowy. Przede wszystkim polega ono na rzeczywistym utożsamieniu się z grzesznikiem, które prowadzi do „dźwigania na swoich plecach” jego grzechów. Św. Paweł powie o płakaniu z płaczącymi (por. Rz 12,15), ale oczywiście na płaczu nie wolno skończyć upomnienia. Z kolei sam płacz wynika z tego, że sami doświadczyliśmy płaczu Jezusa nad nami. Pojednani z Bogiem stajemy się wtedy odpowiedzialni za zdrową posługę jednania chorych z Bogiem, a im ktoś otrzymał większą łaskę od Pana, tym bardziej staje się, na wzór proroka, stróżem innych. Jeśli „wzorem upomnienia jest Chrystus, który życie swe oddał za braci”, to największym wyrazem upomnienia będzie świadectwo życia połączone z pełną miłości troską.

Nie wolno jednak milczeć — wszak zanim Chrystus został Ukrzyżowany, powiedział przez trzy lata wystarczająco dużo; milczeć można tylko, gdy już wszystko zostało powiedziane życiem i słowem. W innym przypadku mielibyśmy do czynienia albo z milczeniem grzesznym, jak w przypadku Kaina, albo dysfunkcyjnym, jak w przypadku współuzależnionych odgrywających rolę „ofiary” bezwolnie poddającej się problemowi uzależnionego.

Tekst ukazał się w „Bibliotece Kaznodziejskiej” (2014) nr 5 (158)
Publikacja w serwisie Opoki za zgodą Autora

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama