Od Apokalipsy do Disneylandu

Co zostało do dziś po katastrofie w Czarnobylu?

Katastrofa w Czarnobylu sprawiła, że wiele osób na Ukrainie, które nigdy przedtem nie miały w ręku Pisma Świętego, nagle zaczęło czytać Biblię. Objawieniem był dla nich fakt, że słowo czarnobyl — po grecku apsinthion, po polsku piołun — występuje w Apokalipsie i to w kontekście, który wielu wydał się proroczy: „I zatrąbił anioł trzeci, i spadła z nieba gwiazda wielka, gorejąca jak pochodnia, i upadła na trzecią część rzek i na źródła wód. A imię gwiazdy nazywają Piołun: i obróciła się trzecia część wód w piołun, a wielu ludzi pomarło od wód, iż gorzkie się stały” (Ap 8, 10-11).

Biblijna interpretacja owego wydarzenia stała się pociągająca również dlatego, że katastrofa czarnobylska była niewyrażalna językiem codziennego doświadczenia. Wróg zjawił się pod zupełnie nową postacią — nie jako agresywny blok militarny czy zakonspirowana siatka szpiegowska — ale jako coś, czego nie można zobaczyć, nie można usłyszeć, nie można wyczuć, co jest zarazem wszechobecne i sieje śmierć. Jego opis przypominał siły ciemności, tylko imiona były inne niż w klasycznej demonologii: cez 137, stront 90, pluton 239.

Egzorcyści podkreślają, że jest tajemnicą zła, w kogo i dlaczego wstępuje nieczysta siła. Podobnie z promieniowaniem — jego skutki rozkładają się w sposób nie wyjaśniony. Co prawda, na choroby wywołane radiacją zmarło już ponad 300 tysięcy osób, lecz nadal nie wiadomo, jak będą się rozwijać nowotwory czy inne schorzenia u trzech milionów ludzi szczególnie dotkniętych poczarnobylskim syndromem. Istnieje jednak pewna prawidłowość: im ktoś był młodszy w momencie wybuchu, tym większe jest u niego prawdopodobieństwo choroby. Najwięcej ciężkich przypadków zanotowano wśród tych, którzy byli wówczas niemowlętami, potem u dzieci, u młodzieży, osób w średnim wieku, a najmniej wśród ludzi starych.

Liczba ofiar katastrofy mogła być niższa, gdyby władze komunistyczne od początku nie okłamywały społeczeństwa. Nie poinformowano publicznie o awarii reaktora i o radioaktywnym wycieku, lecz jedynie swoimi kanałami dano znać członkom nomenklatury. Dzieci komunistycznych prominentów otrzymały do spożycia odpowiednią dawkę płynu Lugola na długo przed tym, nim ogłoszono komunikat o katastrofie. Pozostałe dzieci dostały go dopiero tydzień później. Właśnie wśród nich odnotowano szczególnie dużo zachorowań, zwłaszcza na raka.

Okłamywani ludzie potrzebowali prawdy, a ponieważ zatajano przed nimi fakty o katastrofie, znaleźli prawdę wyższego rzędu — w Objawieniu. Nic więc dziwnego, że w ukraińskich cerkwiach można dziś usłyszeć kazania, że żyjemy obecnie w czternastym rozdziale Apokalipsy.

Komunizują i protestują

To jednak tylko część prawdy o miejscu Czarnobyla w ukraińskiej świadomości. W 1999 roku, w trzynastą rocznicę katastrofy, w kijowskich szkołach przeprowadzono zajęcia z obrony cywilnej połączone z praktycznymi ćwiczeniami, jak zachować się w razie wybuchu nuklearnego. Zajęciom towarzyszył wykład o tym, że podczas zimnej wojny Amerykanie planowali zrzucić na Związek Sowiecki 500 bomb atomowych, lecz ani słowem nie zająknięto się przy tym, że siła wybuchu, jaki nastąpił w elektrowni jądrowej położonej 60 kilometrów od Kijowa, była równa sile wybuchu 500 bomb, które spadły na Hiroszimę i Nagasaki.

W tym samym czasie w centrum ukraińskiej stolicy odbyła się demonstracja 10 tysięcy osób, które w 1986 roku likwidowały szkody po czarnobylskiej awarii. Maszerowali pod czerwonymi flagami, wznosząc komunistyczne hasła. Parę przecznic dalej, pod gmachem parlamentu, pikietowały ofiary Czarnobyla. „Wierzymy tylko komunistom!Ó, krzyczały, zaciskając pięści.

Demonstranci byli wściekli, że władza obiecała pomoc finansową ofiarom katastrofy, a teraz z powodu kryzysu ekonomicznego nie jest w stanie się z tego wywiązać. Co ciekawe, obietnice składała jeszcze władza komunistyczna, która nota bene doprowadziła kraj do gospodarczej ruiny, a musiał je wypełniać rząd niepodległej Ukrainy, który przejął państwo na skraju bankructwa.

Dla protestujących prawdziwą katastrofą nie była wysoka śmiertelność i zachorowalność, którą traktowali jako coś najzupełniej normalnego, lecz brak świadczeń finansowych i dotacji do leków. Przypomniało mi się wiele spotkań, jakie na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat miałem z ludźmi, którzy przeżyli czasy stalinowskie. Często traktowali oni krwawe czystki jeżowszczyzny, wywołany przez komunistów Wielki Głód czy rozstrzeliwania kułaków tak jak inni traktują huragany, trzęsienia ziemi lub powodzie — słowem jak naturalne kataklizmy wpisane w porządek przyrody.

Jest symptomatyczne, że największe tego typu protesty miały miejsce, gdy premierem był demokrata i zwolennik proeuropejskiego kursu Ukrainy Wiktor Juszczenko. Kiedy zastąpili go postkomunistyczni oligarchowie, nagle demonstracje „czarnobylców” skończyły się, chociaż władze nie spełniły ich postulatów. W tym roku siedemnasta rocznica wybuchu w elektrowni obyła się bez większych zakłóceń. Z tej okazji jednak Służba Bezpieczeństwa Ukrainy wydała zbiór tajnych do niedawna dokumentów KGB na temat Czarnobyla.

Aparatczycy i ratownicy

„Na długo przed katastrofą mieliśmy informacje o licznych faktach niechlujnego wykonania prac budowlano-montażowych, dostaw wybrakowanych urządzeń, łamania zasad technologii oraz bezpieczeństwa radiacyjnego i przeciwpożarowego. Tylko w latach 1983-85 doszło do pięciu awarii i 63 przypadków mniejszych niesprawności” — napisał w przedmowie książki gen. Jurij Petrow, pierwszy szef specjalnej grupy śledczej KGB, która badała przyczyny katastrofy.

Do poważnej awarii i radioaktywnego wycieku doszło już zresztą we wrześniu 1982 roku, jednak Komitet Centralny Komunistycznej Partii Ukrainy nie przyjął tego do wiadomości, nazywając owe doniesienia „dezinformacją” oraz wnioskując o nagany dla oficerów KGB z Prypeci, którzy poinformowali o kłopotach. Wśród przyczyn katastrofy z 1986 roku wymienia się m.in. wadliwą konstrukcję reaktora atomowego, zły system zabezpieczeń, brak procedur w razie awarii oraz błędy popełnione w czasie budowy elektrowni i jej eksploatacji. Wszystkie z wymienionych wyżej powodów obciążają konto sowieckich władz, dla których nie liczyło się w ogóle bezpieczeństwo obywateli.

Ich błędy naprawiać musieli właśnie prości ludzie. I wielu przypłaciło to życiem. Tydzień po wybuchu temperatura w zniszczonym reaktorze osiągnęła 2440 stopni Celsjusza. Brakowało jeszcze około 250 stopni, by nastąpił kolejny wybuch, który — według ekspertów — zamieniłby w jądrową pustynię powierzchnię w promieniu 500 kilometrów. Do akcji wkroczyli jednak przywiezieni z całej Ukrainy górnicy, budowniczowie metra i strażacy, którzy wykopali pod budowlą podziemny tunel, by specjalnymi kwasami schłodzić reaktor od spodu. Kataklizmowi udało się zapobiec, ale większość ratowników wkrótce zmarła na białaczkę.

Atomistyka i turystyka

Co prawda, ostatni pracujący reaktor elektrowni w Czarnobylu wyłączono z eksploatacji w grudniu 2000 roku, ale sam obiekt dalej stanowi wielkie niebezpieczeństwo. Były główny inżynier stacji Witalij Towstonohow zauważa, że schłodzenie paliwa jądrowego w reaktorach powinno zająć około 30 lat. Sytuację komplikuje jednak fakt, że nikt nie wie, ile jest i gdzie się dokładnie znajduje paliwo z czwartego bloku pozostające w betonowym sarkofagu wybudowanym po katastrofie (chodzi zaś o niebagatelną liczbę kilkuset ton). Nie wiadomo też na dobrą sprawę, jak je stamtąd wydobyć. Próbowano posyłać do środka zdalnie sterowane roboty, ale przy olbrzymim promieniowaniu panującym we wnętrzu sarkofagu elektronika odmawiała posłuszeństwa.

Nawet gdyby wspomniane paliwo wydobyto, to należałoby je pochować w specjalnie zaprojektowanym i dostosowanym do tego celu mogilniku, a takiego jeszcze nie ma. Trudno zaś brać się za jakiekolwiek prace, gdyż w reaktorze nagromadziła się duża ilość radioaktywnego kobaltu C-60, którego okres połowicznego rozpadu wynosi 37-38 lat. Dopóki się on nie rozpadnie, niemożliwe jest rozpoczęcie poważnych robót.

Tymczasem pracuje niestrudzenie przyroda. Na ścianach sarkofagu cały czas pojawiają się nowe pęknięcia. Według szacunków — istnieje ok. 150 metrów kwadratowych szczelin. Przez nie wlewa się do środka woda deszczowa. Nie może się ona jednak dostawać tam w nieskończoność. Jeśli zacznie wyciekać z sarkofagu, to na pewno wymywając ze środka materiały radioaktywne.

Państwa zachodnie, które wymusiły na rządzie w Kijowie zamknięcie czarnobylskiej elektrowni, obiecały przekazać Ukrainie spore kwoty na likwidację ekologicznego zagrożenia w atomowej stacji. Obietnice te pozostały jednak na papierze — pieniądze nie wpłynęły.

W tej sytuacji Ukraińcy radzą sobie w dość nieoczekiwany sposób. Zaczęli zarabiać na turystyce czarnobylskiej. Kiedy stałem na tarasie widokowym obok elektrowni, zaledwie kilkadziesiąt metrów od betonowego sarkofagu skrywającego czwarty blok elektrowni, pod budynek podjechały aż trzy autokary z wycieczkami — dwie japońskie i jedna amerykańska — a turyści z kamerami video i licznikami Geigera wylegli z nich tłumnie, by podziwiać obiekt i uwieczniać go na taśmie filmowej. W końcu to ciekawsze niż Disneyland.

opr. mg/mg



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama