Nieustraszone serce

O Irenie Sendlerowej i uratowanych przez nią Żydowskich dzieciach

Ze wstydem trzeba przyznać, że osoba i heroiczne czyny Ireny Sendlerowej, która 15 lutego skończy 97 lat, nie byłyby w Polsce znane, gdyby nie cztery młode Amerykanki: Sabrina Coons, Janice Underwood, Megan Stewart i Elizabeth Cambers.

O jedno zero za dużo

Dziewczęta pochodzą z maleńkiej, liczącej zaledwie trzystu mieszkańców miejscowości Uniontown w Stanach Zjednoczonych. Przygotowując się do olimpiady historycznej, szukały ciekawego tematu. Trafiły na artykuł w „U.S. News& World Report", który ukazał się po premierze filmu Stevena Spielberga „Lista Schindlera". Autor tego tekstu opisał historie wielu osób, które w czasie okupacji hitlerowskiej ratowały Żydów, ale w przeciwieństwie do Oskara Schindlera pozostały w cieniu historii. Wśród tych nieznanych bohaterów znalazła się również Polka, Irena Sendlerowa. Podczas wojny uratowała dwa i pół tysiąca żydowskich dzieci. To był temat, którego szukały, którym się zafascynowały. Nauczyciel dziewcząt Norman Conard był przekonany, że błędnie podano liczbę ocalałych przez nią dzieci. Był pewien, że dodano jedno zero za dużo. Na jego prośbę dziewczęta zaczęły szukać wszelkich informacji o nikomu nieznanej polskiej bohaterce. Sabrina, Janice, Megan i Elizabeth wzięły się ostro do pracy. Im lepiej poznawały historię pani Ireny, tym bardziej pochłaniała je niezwykła historia jej życia. Dziewczęta bardzo rzetelnie poznawały historię tamtych okrutnych czasów. Swoją pasją zarażały coraz więcej osób. W końcu napisały sztukę pt. „Holocaust. Życie w słoiku". Grały ją wszędzie tam, gdzie było to możliwe, dzięki czemu historia Ireny Sendlerowej i uratowanych przez nią dzieci poruszała coraz większe rzesze Amerykanów. Dziewczęta przyznają, że praca nad tym projektem zmieniła ich życie, nie zdawały sobie sprawy, że osoba, dzięki której - jak same stwierdziły - stały się lepsze... żyje. Po otrzymaniu adresu pani Ireny napisały do niej list. Potem nastąpiła wymiana korespondencji, która trwa do dziś.

Projekt Sabriny, Janice, Megan i Elizabeth został wysoko oceniony i choć do ostatniego etapu olimpiady w Waszyngtonie się nie zakwalifikowały, to i tak były bardzo szczęśliwe, bowiem miało się spełnić ich wielkie marzenie; podróż do Polski, do pani Ireny.

 

Nieustraszone serce

 

Z potrzeby serca

Jak sama Irena Sendlerowa przyznaje, była bardzo rozpieszczanym dzieckiem. Gdy dwie jej ciotki zwróciły jej ojcu na to uwagę, usłyszały: „Nigdy nie wiadomo, jak potoczy się życie naszej córeczki. Może być i tak, że nasze pieszczoty będą najmilszymi dla niej wspomnieniami". Pani Irena wspominając swoje trudne życie, twierdzi, że były to prorocze słowa. Z domu rodzinnego wyniosła, iż każdemu „tonącemu człowiekowi", niezależnie od wyznawanej religii, rasy, przekonań politycznych czy narodowości, trzeba podać pomocną dłoń. Wynika to z potrzeby serca.

Od momentu wybuchu drugiej wojny światowej, po pożegnaniu męża, który wyjechał na front, prawie natychmiast zajęła się niesieniem pomocy potrzebującym. Przekazywała pomoc finansową profesorom Uniwersytetu Warszawskiego, którzy znaleźli się w bardzo trudnych warunkach materialnych. Docierała również do rodzin, których członkowie zostali uwięzieni lub zamordowani. Dostarczała leki i niezbędne środki sanitarne dla tych, którzy ukrywali się w lasach. Zorganizowała samopomoc sąsiedzką, szukała zamożniejszych rodzin, prosząc je o wsparcie - głównie chodziło o dożywianie biedniejszych rodzin. Gdy z niemieckich stalagów przywożono ciężko chorych lub rannych polskich żołnierzy, Irena Sendlerowa rozpoczęła akcję ich dożywiania, potem organizowała im kontakty z rodzinami, pomagała pisać listy do najbliższych i przynosiła im książki. Była w grupie osób, które zorganizowały ucieczkę ze szpitala dwóch polskich oficerów. Ratowała też polską młodzież przed wywózkami do Niemiec.

Ratować nawet za cenę własnego życia

„Kiedy hitlerowcy postanowili wymordować naród żydowski, nie mogłam na to patrzeć obojętnie - podkreśla Sendlerowa. - W dzielnicy żydowskiej miałam wielu bliskich mi ludzi". Aby przekroczyć mury getta, Irena Sendlerowa przebrała się za pielęgniarkę, bowiem tylko w ten sposób mogła pomagać Żydom. W getcie tyfus dziesiątkował żydowską ludność. Niemcy w obawie, aby choroba nie przeniosła się poza strefę śmierci, zezwolili polskim służbom medycznym na interwencję. Od tej chwili Irena Sendlerowa przybrała imię siostry Joli. Ponieważ była osobą niezwykle dobrze zorganizowaną, taką też niosła pomoc. Wpierw robiła rozeznanie, do kogo wsparcie musi trafić najszybciej oraz fałszowała setki dokumentów. Bramy getta przekraczała często kilka razy dziennie, tyle też razy narażała swoje życie. Nie mogła patrzeć na eksterminację żydowskich dzieci. Wiele razy zdarzało się, że chodząc po getcie, potykała się o trupy nieżyjących dzieci, ukrytych najczęściej pod gazetami. Życie każdego uratowanego żydowskiego dziecka było dla niej wartością najcenniejszą i najważniejszą, dlatego z taką determinacją o nie walczyła. A płaciła cenę bardzo wysoką, boleśnie przeżywała każdą rozłąkę z ukochaną, obłożnie chorą matką. Wielokrotnie była pobita przez niemieckich żandarmów i żydowskich policjantów, walczyła o życie z ciężkim zakażeniem, jakie rozwinęło się w ranie zadanej niemieckim bagnetem. W końcu trafiła na Pawiak.

Dwa i pół tysiąca dzieci... ukrytych w słoikach

Była jedyną osobą, która znała prawdziwe imię i nazwisko oraz miejsce ukrycia każdego uratowanego żydowskiego dziecka. Spisywała je na bibułkach, które chowała w słoikach. Następnie z obawy przed hitlerowcami zakopywała je pod jabłonką, która przetrwała do dziś. O tym wiedziała tylko jedna, najbardziej zaufana jej łączniczka.

Były cztery drogi, którymi wyprowadzano dzieci z getta. Pierwszą było wywożenie dzieci samochodem ciężarowym, który jeździł do getta z rozmaitymi środkami czystości. Drugą - zajezdnia tramwajowa na terenie getta. Gdy dyżur miał „swój" człowiek, wywożono dziecko, najczęściej uśpione i ukryte w kartonie, na stronę aryjską. Trzecią drogą było wyprowadzanie dzieci przez piwnice domów, które graniczyły z domami zamieszkanymi przez Polaków. Czwartą - gmach sądu przy ul. Leszno, którego niektóre wejścia były otwarte. Dwóch zaufanych woźnych sądowych na umówiony czas otwierało drzwi sądu od strony getta, którymi wprowadzano dzieci, a wyprowadzano wejściem po stronie aryjskiej. Dziecku trzeba było znaleźć nie tylko zastępczą rodzinę, ale także wyrobić oryginalne dokumenty, czyli zdobyć fałszywą metrykę urodzenia. W tym ostatnim przypadku pomoc oferowali księża katoliccy.

Pierwsze miejsce, do którego dzieci trafiały, było najważniejsze. Kilkulatków trzeba było nauczyć życia w nowych warunkach, dlatego u bardzo zaufanych ludzi uczono ich języka polskiego, modlitw, piosenek oraz wierszy. Dziecko otrzymywało ogromne wsparcie emocjonalne, by załagodzić ból rozstania z najbliższymi. Siostra Jola miała przeciwko sobie nie tylko Niemców, ale często również rodziców i dziadków dzieci, którzy nie zawsze chętnie wyrażali zgodę na ich ratowanie. Często oddawanie dzieci odbywało się w bardzo dramatycznych sytuacjach, bowiem jeden z rodziców godził się na rozstanie, a drugi chciał je przy sobie zatrzymać.

Od 1942 roku Irena Sendlerowa zaczęła współpracować z Radą Pomocy Żydom, zwaną potocznie Zegotą. Razem z dziesięcioma najbliższymi współpracownikami walczyła o każde żydowskie dziecko aż do końca wojny. Drugie życie podarowała dwu i pół tysiącu dzieci. Naoczni świadkowie tych wydarzeń twierdzą, że dzieci uratowanych przez nią z warszawskiego getta było znacznie więcej. Istniały przecież różne, czasem bardzo zaskakujące drogi pomocy poza Zegotą. ■

Za swoje heroiczne czyny Irena Sendlerowa w 1965 roku została uhonorowana przez izraelski Instytut Yad Vashem medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. W 1983 roku zasadziła drzewko w Lesie Sprawiedliwych. W 2003 roku otrzymała Order Orła Białego. Pod koniec ubiegłego roku z inspiracji prezydenta Lecha Kaczyńskiego z pomocą Stowarzyszenia Dzieci Holocaustu i przy udziale Normana Conarda podjęto starania o zgłoszenie kandydatury Ireny Sendlerowej do Pokojowej Nagrody Nobla w 2007 roku. Trwa zbieranie podpisów pod tą inicjatywą. W 2006 roku Stowarzyszenie Dzieci Holocaustu z amerykańską fundacją „Life in a Jar" przy wsparciu Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP powołało do życia Nagrodę im. Ireny Sendlerowej - „Za naprawianie świata". Jej pierwszym laureatem zostat Norman Conard.

Artykuł powstał w oparciu o książkę Anny Mieszkowskiej pt. „Matka Dzieci Holocaustu"

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama