Podróż do źródeł

Recenzja: Zbigniew Herbert, Labirynt nad morzem, Zeszyty Literackie, Warszawa 2000

Nareszcie. Po wielu latach oczekiwania znów możemy wyruszyć w fascynującą podróż do źródeł europejskiej cywilizacji, mając za przewodnika jednego z największych twórców naszego stulecia. Wiadomo jednak od dawna, że idąc tropem tego pisarza, odbywamy nie tylko klasyczną wędrówkę w czasie i przestrzeni, lecz docieramy także w głąb naszego człowieczeństwa. Takie wnioski nasuwają się nieodparcie przy lekturze „Barbarzyńcy w ogrodzie” czy „Martwej natury z wędzidłem”.

Historia i sztuka są tam przedmiotem opisu lub przedmiotem rozważań, a jednocześnie pretekstem, by — jak zwierzał się jesienią 1971 roku w rozmowie radiowej sam autor — „dotknąć jakiejś tajemnicy”. Ale o zwierzeniu tym nieco dalej...20 listopada o godzinie 18.00 na Scenie Kameralnej Teatru im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach odbyła się promocja trzeciej i — niestety — ostatniej już książki eseistycznej Zbigniewa Herberta Labirynt nad morzem, wydanej w dwa lata po śmierci autora przez redakcję „Zeszytów Literackich”.

Był to wieczór w swoim klimacie naprawdę niezwykły. Dyrektor teatru, Bogdan Tosza, pełniący rolę gospodarza, zaprosił na to spotkanie żonę poety Katarzynę Herbertową, redaktor naczelną „Zeszytów” Barbarę Toruńczyk i sekretarza redakcji wydawnictwa Marka Zagańczyka. Powiedzmy od razu, że zasługą tych właśnie osób jest wyjątkowo staranne pod względem edytorskim przygotowanie tomu, który wcześniej ulegał licznym perypetiom, związanym m.in. z peerelowską cenzurą. Później, po wybuchu stanu wojennego, książka, złożona w „Czytelniku”, została przez pisarza wycofana. I oto właśnie teraz staje się faktem, wchodzi w krwiobieg literatury.

Podczas katowickiej promocji Labirynt nad morzem zaistniał w szczególny sposób. Najpierw, ku zaskoczeniu widzów, z taśmy archiwalnej rozległ się pięknie brzmiący i młody jeszcze głos Zbigniewa Herberta. W krótkim fragmencie audycji, nagranej przed 29 laty, poeta opowiada o swojej pracy nad nowym zbiorem szkiców z podróży do Grecji, Anglii i Włoch, czyli... o przyszłym Labiryncie. Ale mówi też o swojej metodzie podróżowania i gromadzenia wiedzy, na kanwie której powstają jego eseje, wreszcie o swoim współczuciu dla kręgów cywilizacyjnych, „którym nie udało się w historii”.

Cennym uzupełnieniem tej archiwalnej rozmowy były wypowiedzi żony pisarza, która podczas promocyjnego wieczoru odpowiadała przede wszystkim na pytania dotyczące źródeł fascynacji kulturowych Herberta, a także swojego współudziału w trudach podróżowania. W zwierzeniach tych nie brakowało elementów humoru. Z pewnością na zawsze pozostanie w naszej pamięci obraz pani Katarzyny Herbertowej, dźwigającej na plecach, w straszliwym upale, bloki rysunkowe i francuskie przewodniki męża.

Labirynt nad morzem składa się z siedmiu esejów. Oprócz tytułowego są w nim jeszcze: Próba opisania krajobrazu greckiego, Duszyczka, Akropol, Sprawa Samos, O Etruskach, Lekcja łaciny. Do szkiców tych z pewnością będziemy powracać, jak do każdej skarbnicy piękna i mądrości. Są one plonem wielu mozolnych wypraw, wynikłych z jakiejś wewnętrznej determinacji, z przemożnej chęci ujrzenia na własne oczy, dotknięcia, niemal fizycznego „zbratania się” z arcydziełami, a także z próby zmierzenia się z historią.

„Pragnąłem zawsze, żeby nie opuszczała mnie wiara, iż wielkie dzieła ducha są bardziej obiektywne od nas — czytamy w eseju pt. Duszyczka. — I one będą nas sądzić”.

Słowa te brzmią właściwie jak ostrzeżenie i jak duchowy testament. Bardzo podobny do tego, który na zakończenie wieczoru w katowickim teatrze usłyszeliśmy z ust Zbigniewa Herberta, kiedy — tym razem już ochrypłym i mocno zmęczonym głosem — wygłaszał swoje, utrwalone na płycie, przejmujące: „Bądź wierny, idź”.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama