Rashomon - ciąg dalszy

Recenzja: Vladimir Nabokow, Prawdziwe życie Sebastiana Knighta, tłum. Michał Kłobukowski, PIW, Warszawa 1992;

 

Wszyscy pamiętamy Rashomon Akiry Kurosawy? Film ten nakręcony został na podstawie napisanej w 1915 roku noweli Ryunosuke Akutagawy pod tym samym tytułem. Bohaterami są cztery osoby wmieszane w gwałt i morderstwo: opowiadają, każda po kolei, odmienną wersję tych samych wydarzeń. Na końcu wywołany zostaje duch zamordowanego, ale i jego relacja różni się od pozostałych. Do słownika codziennego słowo "rashomon" weszło jako synonim "prawdy nieobiektywnej" albo "niemożności poznania". W języku japońskim oznacza ono dosłownie "bramę, która nazywa się piekło".

Postulat niemożności dotarcia do prawdy w życiu, sztuce, historii stał się w ostatnich czasach kamieniem węgielnym wielu dzieł literackich. Trwa swoista licytacja: pisarze prześcigają się, kto dalej odejdzie od prawdy obiektywnej, kto uczyni swój świat bardziej niedostępnym poznaniu. Prawdziwe życie Sebastiana Knighta oraz Historia Alejandra Mayty posunęły się na tej drodze bodajże najdalej, nie popadając przy tym w modne dziś eksperymenty z gramatyką, ortografią czy interpunkcją.

Obydwie te powieści wykorzystują dość rozpowszechniony wątek literacki: osobę narratora - tropiciela biografii. Bierze on za obiekt zainteresowania pewną postać (często nieżyjącą) i prowadzi na jej temat "prywatne śledztwo" odwiedza znajomych, zbiera pamiątki, studiuje kontekst historyczny) - w jednym celu: rekonstrukcji życia i charakteru bohatera.

W odróżnieniu od postaci z biograficznych powieści Mauroisa czy Feuchtwangera, bohaterowie Nabokova i Vargasa Llosy: Sebastian Knight i Alejandro Mayta są postaciami całkowicie fikcyjnymi. Można wskazać jedynie na ich przynależność do pewnej grupy typów osobowych rozpieszczanych przez biografów: pierwszy jest pisarzem, drugi - rewolucjonistą. Użycie ich imion i nazwisk w tytułach powieści, wraz z rzeczownikami "życie" oraz "historia", nadaje książkom pozory autentyzmu. Najmniej prawdziwe wydaje się w tym kontekście słowo "prawdziwe" (w tytule Nabokova), jak się później bowiem okaże przymiotnik ten nie będzie miał w powieściowej rzeczywistości swojego desygnatu.

Doprowadzenie do końca postulatu "prawdy nieobiektywnej" prowadzi do jego wyczerpania i do odwrócenia znaczeń. Nagle poszukujący staje się poszukiwanym. Powieść Nabokova kończy się wyznaniem narratora: "Jestem więc Sebastianem Knightem (...) maska Sebastiana przywarła mi do twarzy, podobieństwo nie daje się zmyć. Jestem Sebastianem albo Sebastian jest mną, a może obaj jesteśmy kimś, kogo żaden z nas nie zna."

Z powieści Nabokova narrator podejmuje się poszukiwań w imię prawdy. Wraz z rozwojem akcji dochodzi do wniosku, że prawda nie istnieje. Skoro zaś najwyższa wartość okazuje się fikcją, przyjmuje on świadomie fikcję za dobro najwyższe i szuka ratunku w "literackości literatury".

Vargas Llosa idzie dalej niż Nabokov. Gdy w jego powieści jeden z rozmówców, mając na myśli poszukiwania śladów Mayty, pyta narratora: "po co to całe zasrane plotkarstwo?", otrzymuje rzeczową odpowiedź: "żeby kłamać ze znajomością rzeczy". Na początku myślimy, że to jedynie chwyt socjotechniczny, mający ułatwić biografowi wyciągnięcie od rozmówcy informacji, później jednak autor systematycznie rozwiewa to złudzenie. O ile u Nabokova narrator próbował walczyć z fałszerstwami na temat swojego bohatera, to u Cargasa Llosy biograf Alejandra nie ukrywa nawet, że sam takie fałszerstwa fabrykuje. Umieszcza siebie - i swojego bohatera - w pejzażu mistyfikacji: "Informacja w tym kraju przestała być obiektywna i tak w prasie, radiu, telewizji, jak i w ustach pojedynczych osób, stała się wdzięcznym pretekstem do fantazjowania. Między nami mówiąc informować znaczy dzisiaj tyle, co interpretować rzeczywistość zgodnie z własnymi życzeniami, obawami lub wygodą. Zastępuje to brak wiadomości o dziejących się wydarzeniach, a w głębi duszy zgadzamy się, że jest to stan ostateczny i niezmienny."

Podobny "nieortodoksyjny" stosunek do faktów cechuje również narratora. Kiedy dociera on do żyjącego jeszcze Alejandra Mayta, oświadcza mu, że pisze o nim książkę, ale zmienił jego nazwisko oraz "wszystkie daty, miejsca, postaci i zagmatwał całą historię, dodając lub opuszczając tysiące szczegółów". Przyznaje się też do pewnego nadużycia, które czytelnik od początku brał za pewnik. "-Bohater mojej powieści jest pedałem" - mówił narrator. Mayta "podnosi głowę, jakby go piorun strzeli. Krzywi się z niesmakiem." Najwyraźniej zaszokowany jest "faktem", że uczyniono z niego homoseksualistę. Dlaczego? - pyta skonsternowany, a w odpwiedzi słyszy kilka komunałów zakończonych szczerym stwierdzeniem" "A zresztą, sam nie wiem dlaczego."

Czyż nie przywodzi to na myśl powieści Nabokova Skośnie w lewo? Tam oszalały bohater nie musi jednak, jak Mayta, korzystać z podpowiedzi narratora. Jest na tyle świadomy, że sam "zdaje sobie sprawę z prostej oczywistości rzeczy (...) że on, jego syn i wszyscy inni są jedynie wytworami mego [tzn. narratora] kaprysu i wyobraźni".

Jeżeli nie ma prawdy, jak chcą Nabokov i Vargas Llosa, nie ma też kłamstwa. Nie ma ani błędu, ani grzechu, ani winy. Nic więc dziwnego, że w Rashomonie, chociaż jest ofiara morderstwa i ofiara gwałtu, brakuje winowajcy. Nie ma go zaś nie na skutek pomyłki sędziów czy sprytu przestępcy, lecz brak ten jest prostą konsekwencją istoty naszego bytu - jego niedostępności poznaniu.

Jeżeli literatura odzwierciedla rzeczywistość, jesteśmy igraszką nieznanych bogów. Akutagawa, który był neorealistą i wierzył, że jego proza opisuje świat, tak przeraził się swoim odkryciem, że powiedział o nim: "brama, która nazywa się piekło".

Zanegowanie istoty prawdy u japońskiego pisarza było rezultatem uznania przez niego prymatu ludzkiej świadomości (lub też podświadomości). Współcześni myśliciele nazywają to często konfliktem filozofii bytu i filozofii świadomości. "Ponieważ rzeczywistość traci (...) wszelką substancjalność i nie istnieje w niej już nic samo w sobie - przeto, podobnie jak królestwo wiary, obalone zostaje również królestwo świata rzeczywistego, rewolucja ta zaś rodzi absolutną wolność..." Pisząc te słowa w Fenomenologii ducha, Hegel pojmował obalone "królestwo tego świata" być może w węższym znaczeniu niż współcześni pisarze; okazało się jednak, że raz zakwestionowany porządek rzeczy doprowadzić może do podważenia sensu takich słów jak: prawda, miłość, Bóg, istnienie. Absolutna wolność prowadzi do zakwestionowania rzeczywistości, które nieodmiennie wiąże się z zakwestionowaniem Boga.

Pisarzy, którzy się przeciw temu butnują, nazywa się często staroświeckimi. Pisał Miłosz w Ziemi Ulro: "Nie ma żadnej rzeczywistości obiektywnej. Wobec tego język staje się właściwie wszystkim. Ja muszę przeciwstawić temu moje staroświeckie poczucie rzeczywistości obiektywnej. To sięga dość głęboko w mój światopogląd. Wierzę, że istnieje rzeczywistość obiektywna i że sztuka polega na kontakcie z obiektywną rzeczywistością. Na próbie uchwycenia jej."

Akutagawa szukał ratunku w powrocie do najprostszych odruchów, do elementarnych wartości. Dlatego Rashomon kończy się sceną przygarnięcia porzuconego niemowlęcia przez ubogiego wieśniaka, obciążonego i tak wielodzietną rodziną.

Akutagawa należał jednak do odchodzącego pokolenia. Po nim wyzuci ze świata pisarze znaleźli swoją ojczyznę w "literackości literatury". Oswoili się z tym, co dla nich ojców stanowiło tragedię - i uczynili z tego kolejną grę, pokazując, że wszyscy mieszkamy tylko w słowach. Przykładem Nabokoy, który szkicuje nawet w swej powieści ów odwrót od "realizmu" do "kreacjonizmu". Jak zauważyła słusznie na łamach "Ex Librisu" Izabella Jarosińska, Prawdziwe życie Sebastiana Knighta odczytać można jak zbeletryzowany (choć ironiczny) kurs historii powieści. Zaczyna się ono od zdania charakterystycznego dla XVIII-wiecznych powieściopisarzy angielskich ("Pewna leciwa Rosjanka, która z niejasnych powodów błagała, żebym zachował w tajemnicy jej nazwisko, pokazała mi w Paryżu pamiętnik z dawnych lat"), a kończy cytowanym już wyznaniem narratora ("Jestem Sebastianem albo Sebastian jest mną"), które uznać można za kwintesencję postmodernizmu

W tym kontekście Vargas Llosa znajduje się całkowicie poza paradygmatem prawdy obiektywnej. Nie próbuje nawet udawać, że ona go interesuje; uważa ją za nadużycie stokroć niebezpieczniejsze od tych, których sam się dopuszcza na swoim bohaterze. Być może dlatego, że nie ma dla niego cenniejszej prawdy o człowieku niż ta, w jaki sposób kłamie. Być może traktuje to jak jedyną drogę dotarcia do sedna rzeczy (czy sedno może być jednak nieprawdą?). Świat przedstawiony przez Vargasa Llosę jest zafałszowany: "Peruwiańczycy wiedząc, że nie można uzyskać prawdziwych informacji, kłamią, zmyślają, oddają się rojeniom lub bez reszty pogrążają się w ułudzie. Życie w Peru nieoczekiwanie stało się szalenie literackie, choć tak niewielu Peruwiańczyków potrafi czytać."

To już nie literatura naśladuje życie. To świat naśladuje literaturę. To świat stworzony przez pisarzy, którzy nie piszą o życiu, tylko o literaturze.

Co się wydaje prawdziwe w tym nieprawdziwym świecie? Chyba tylko jeden element. Nieprzypadkowo jego opis niczym klamra spina powieść na początku i na końcu. Są to "śmieci, w jakich pogrążają się wszystkie dzielnice stlicy Peru".

 

GRZEGORZ GÓRNY, ur. 1969, publicysta, reporter, w latach 1992-3 korespondent "Życia Warszawy" na Ukrainie, autor Leksykonu laureatów literackiej Nagrody Nobla" (1993), publikował m.in. w "Res Publice", "Tygodniku Powszechnym", "Znaku".



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama