„Kto mi to chce?” Do młodzieży i nie tylko

To z pozoru dziwne pytanie: „kto mi to chce”? Jednak jest ono kluczem do zrozumienia własnych pragnień i odkrycia, jak często padam ofiarą manipulacji

O co chodzi w tym pytaniu? O to, żeby bardzo uważnie przyglądać się naszym „pragnieniom”. Pragnienia, zwłaszcza w młodym wieku, są główną siłą napędową  naszych działań. Jest więc niezwykle ważne, aby moje pragnienia były naprawdę... moje.

Czego pragnę? Mam prawo pragnąć wszystkiego i Bóg dał mi wolność, aby do tego dążyć. Jednak jest niezwykle ważne, abym swoje pragnienia kształtował świadomie, a nie pozwalał komuś innemu kształtować ich za mnie.

Kto i w jakim celu chce kształtować moje pragnienia? Dla osób wierzących oczywistym jest, że przede wszystkim nieprzyjaciel człowieka - szatan. Ten zawsze jednak posługuje się w swoich knowaniach siłami ziemskimi i tutaj wymienić należy przede wszystkim Wielki Biznes, który chce moich pieniędzy i mojego wzroku. To pierwsze jest dość oczywiste, drugie może wymagać wyjaśnienia - dziś cenną walutą w świecie wielkich koncernów jest moja uwaga. Im dłużej uda się danemu medium przykuwać mój wzrok, tym więcej będzie zarabiał na sprzedaży reklam.

Pozostałe siły, walczące o jak największy wpływ na mnie, jak ideolodzy czy politycy zwykle za plecami mają Wielki Biznes.

Jest bardzo ważne, żebym uważnie przyglądał się swoim pragnieniom, ponieważ może się okazać, że za pomocą zaawansowanych technik inżynierii społecznej ktoś ciągle próbuje na mnie zarobić i zupełnie nie interesuje go to, że biegnąc za nieswoimi pragnieniami przeżyję nie do końca swoje życie.

Lubię oglądać seriale? Można by zapytać: a w tych czasach kto nie lubi. Ich niesłychanie bogata oferta, scenariusze trzymające w napięciu i wysoki poziom realizacji powodują, że większość „znajduje czas” na seriale. Skąd jednak bierze się ich atrakcyjność? A może jest to pragnienie brania udziału w interesujących zdarzeniach, obcowania z elitami, ludźmi atrakcyjnymi... podmienione na  „pragnienie” patrzenia w ekran i przeżywania tego wszystkiego z pozycji siedzącej lub leżącej. Co bardzo interesujące, ludzki mózg nagradza nas wystrzałem dopaminy, gdy widzi satysfakcjonujące zdarzenia, jednak nie robi mu (naszemu mózgowi) różnicy, czy widzimy te wydarzenia na ekranie czy naprawdę bierzemy w nich udział. Mogę więc szybko uzależnić się od dostarczania nagradzających mnie uczuć, gdy „biorę udział” w ważnych, emocjonujących i atrakcyjnych wydarzeniach na ekranie. Problem polega jednak na tym, że im dłużej „biorę w nich udział” tym mniej może prawdziwe życie wydaje mi się ważne, emocjonujące czy atrakcyjne. I koło się zamyka. A wszystko zaczęło się od podmiany pragnienia brania udziału w pełnym, „soczystym” życiu, które da mi poczuć swój sens na... przeżywanie tego w świecie wirtualnym, które nabije kieszenie Wielkiego Biznesu, a mnie pozostawi z... pustką.

Lubię grać w gry komputerowe? Wielu ludzi lubi. Zwłaszcza, choć oczywiście nie tylko, młodych mężczyzn. Bardzo ważne pytanie, które należałoby sobie zadać brzmi - czy naprawdę pragnę grać w grę? A może jest to pragnienie osiągnięć, zmagania się z przeciwnościami, bycia bardzo kompetentnym, odgrywania ważnej roli? Te pragnienia są zakorzenione w sercu każdego młodego mężczyzny. Wielki Biznes to wie. Wie również, co stwierdzono wyżej, że ludzki mózg można oszukać i że sterowanie postaciami wirtualnymi, ratowanie świata, osiąganie sukcesów sportowych czy dowodzenie wirtualnymi armiami, wszystko z pozycji siedzącej, może przynieść graczowi podobny (jeżeli, o zgrozo, nie większy) poziom satysfakcji do tego, gdy naprawdę coś udaje nam się osiągnąć. Problem polega na tym, że satysfakcja z grania trwa jedynie w trakcie grania. W odróżnieniu od mężczyzny podążającego za swoimi pragnieniami w świecie rzeczywistym gracz komputerowy, choć osiągnie w grze bardzo wiele, poza nabiciem kieszeni Wielkiego Biznesu, w swoim życiu pozostanie z... pustką.

Może dużo myślę o seksie lub, co gorsze, obcuję z pornografią? Zwykle towarzyszy temu pewne rozdarcie, ponieważ z jednej strony wiem, że coś jest nie tak, że mi to nie służy, że nie daje prawdziwej satysfakcji, z drugiej strony wydaje się być oparte na moich prawdziwych pragnieniach. A może ktoś w tak banalny sposób oszukał mnie i pragnienie miłości (w tym erotycznej) zastąpił przez jedynie cielesny jej wymiar i złapał mnie w sidła, które nie tylko zabrudzają duszę, ale wpływają na wszystkie pozostałe sfery mojego życia? Konsumpcyjny stosunek do seksu przełoży się na konsumpcyjny stosunek do życia i Wielki Biznes o tym wie.

To tylko nieliczne przykłady tego oszustwa, które mówi: „spełniaj pragnienia, zanim się upewnisz, że są naprawdę Twoje”.

Choć w czasach kultu ludzkiego indywidualizmu teza ta zabrzmi egzotycznie — ludzie mają bardzo podobne pragnienia, takie jak pragnienie miłości, pragnienie przyjaźni, pragnienie odgrywania ważnej roli, pragnienie poczucia sprawczości i kompetencji, pragnienie przygody i... najgłębiej ukryte pragnienie Boga. Każdego te pragnienia motywują do działania, jednak jakże często działamy zanim się temu pragnieniu dokładnie przyjrzymy i upewnimy się, że jest nasze własne.

Wielki Biznes dawno odkrył, że najłatwiej coś sprzedać człowiekowi, jeżeli uda się to „coś” podmienić mu w głowie (sercu) ze szczęściem. Osiągnął arcymistrzostwo w kreowaniu ludzkich „potrzeb” poprzez przebieranie swojej oferty za szczęście, a potem zaspokajaniu tych potrzeb. Oczywiście zaspokajaniu chwilowym i pozornym, ponieważ te substytuty nie są w stanie dać człowiekowi niczego na stałe... są przewidziane tak, aby człowiek zawsze musiał wrócić po więcej.

Co gorsze, poszukiwanie szczęścia w obecnie lansowanych — imprezie, rozrywce, potem pogoni za pieniądzem, erotyce, używkach..., próba ciągłego przygotowania sobie takiej „zupy szczęścia”, w której zawsze brakuje któregoś składnika, lub któregoś wydaje się być za mało, prowadzi do frustracji, pustki i niejednokrotnie depresji

Warto, aby młodzi ludzie zobaczyli w ilu miejscach i z jaką intensywnością ktoś podmienia im pragnienia i ile jest podprogowego lansowania postaw i zachowań, które tak naprawdę nie są „ich własne”.

Walka nie jest łatwa, ponieważ Wielki Biznes nigdy nie ustanie w dążeniu do zawładnięcia moimi pieniędzmi, czasem i uwagą. Doskonale wie, że człowiek, który zaczyna się komunikować sam ze sobą, odkrywa czego naprawdę pragnie i nie daje się nabierać na podmiankę pragnień na zachcianki..., dość szybko staje się gorszym konsumentem. Człowiek zaczyna bowiem odnajdować szczęście w swoim życiu wewnętrznym i zaczyna odczuwać ład w emocjach. Zmniejsza się niepokój, który jest stanem najbardziej przez sprzedawców szczęścia pożądanym.

Życie mam jedno. Są siły, które bez wahania poświęcą moje życie, mój potencjał, dany mi czas. Bylebym jak najwięcej czasu, energii i pieniędzy oddał tym siłom. Trzeba się zbudzić. Trzeba stać się głuchym na to, co wmawia mi świat. Bóg dał mi jedno życie i nie mogę pozwalać rozgrywać się tak łatwo. On chce dla mnie tego co najlepsze i, w odróżnieniu do pozostałych sił, On nie chce mnie zrujnować, lecz zbudować. Chce mówić do mnie, ale nie da rady zrobić tego w hałasie lub gdy u innych źródeł szukam zaspokojenia pragnień, które nawet nie są moje.

Zanim na pogoń za pragnieniami poświęcę czas, energię i pieniądze, warto abym zatrzymał się na chwilę i zapytał: „czy to naprawdę moje pragnienie czy też może... ktoś mi to chce?

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama