Złapałem się na myśli, że ludzie są piękni. Człowiek jest piękny.

Bóg każdego ogarnia swoją troską

Gdzieś w połowie Triduum Paschalnego, tego najgęstszego czasu w ciągu roku liturgicznego, uderzyła mnie myśl, że wszyscy, bez wyjątku, są na swój sposób piękni. Nie od czasu do czasu, nie niektórzy, każdy. Ciekawe, że nie „przypomniałem sobie”, że tak jest, ani nie „znów uświadomiłem” – po prostu odkryłem! Oczywiście, że znajdą się piękniejsi i mniej piękni, ale w tym moim odkryciu prześladuje mnie myśl, że KAŻDY.

Ktoś o wnikliwym umyśle zauważył, że jest to przynajmniej trochę, ale jednak niepokojąco sprzeczne z tym, co napisałem ostatnio o politycznej poprawności, że się na nią nie zgadzam i jakoś tam będę walczył o swoje, że niby nie może być, że są równi i równiejsi. Jeśli to co dziś piszę jest nieco z tamtym sprzeczne, to uprę się, że również ze sprzeczności składa się człowiek i to też decyduje o jego pięknie. Niemniej wydaje mi się, że sprzeczność jest pozorna.

Zachwycam się człowiekiem już na poziomie jego funkcjonowania: przyglądam się swojej dłoni i myślę o tych kilkudziesięciu mięśniach, które sprawiają, że tak sprawnego urządzenia do chwytania trudno się gdzie indziej doszukać. Kiedy czasem zdarzy mi się zajrzeć do wklęsłego, powiększającego lustra, zadziwia mnie oko: źrenica i tęczówka to jakby jeden świat, osobny we mnie, a tak mój. Nie zagłębiam się może (z przyczyn czysto estetycznych) w tajemnicę mojego wnętrza, a dokładniej moich wnętrzności, ale samo jedzenie i znajdowana przy nim radość, a potem uzyskana energia i budulec dla mojego ciała, też wydają mi się fascynującą przygodą.

A co dopiero, kiedy wspinamy się na poziom wyżej, kiedy odkrywamy samoświadomość: choć organizm jest tak doskonałą maszyną, nie jesteśmy tylko konstrukcją złożonych mechanizmów, sumą przeciekawych skądinąd instrumentów. Nawet potocznie nie mówi się przecież „jestem ciałem”, tylko „mam ciało”, z pewnym do niego dystansem. Świadomość, spojrzenie z boku i ponad, myślenie i wnioskowanie, radość odkrywania prawd i powiązań – to piękno, które uświadomione sobie nagle, pomiędzy codziennymi sprawami, potrafi zamienić zwykłe czynności w muzykę.

A jeszcze wyżej znajduję coś, co aż onieśmiela: relację. Do drugiego człowieka, do Boga. Świat uczuć, postaw; tęsknoty, miłości, chociaż także niechęci, czy lęku. Świat zaangażowania w coś nie-mojego, wyrzeczenia dla wyższych celów, marnowania czasu i altruizmu aż do niezrozumienia, do bólu. Człowiek, którego mogę na tyle sposobów ogarnąć troską. I Bóg, który każdego swoją troską ogarnia, na nieskończenie wiele sposobów, każdego inaczej, po swojemu, ale każdego. Więc w każdym gdzieś tli się ta iskierka zapalona przez Niego, każdy na swój sposób ją podsyca, mniej, lub bardziej wyraźnie rozjaśniając ciemności…

Piękny jest człowiek. Tak chcę to widzieć, nawet jeśli nieraz jeszcze od niego oberwę. Nawet jeśli to naiwne.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama