Posłani do opatrywania złamanych serc

O pracy kapelanów szpitanych


Agnieszka Wawryniuk

Posłani do opatrywania złamanych serc

Chory człowiek jest jak ptak, któremu podcięto skrzydła. Mimo najlepszej opieki medycznej, skutecznej terapii i mądrych lekarzy, nie zawsze potrafi udźwignąć ciężar, jakim został obarczony. Aby wznieść się w górę, trzeba leczyć zarówno ciało, jak i duszę.

Trudno wyobrazić sobie dziś jakikolwiek szpital bez kapelana. Nie ma placówki, w której chorzy byliby pozbawieni duchowej opieki. W polskich szpitalach posługuje ok. 1,5 tys. księży. Cześć z nich zatrudniona jest na etacie, zgodnie z ustawą o stosunku państwa do Kościoła. O nominacji na kapelana decyduje miejscowy biskup.

Szpital śmiało można nazwać małą parafią, ponieważ także tutaj rozwija się życie duchowe, sakramentalne i duszpasterskie. Z posługi księdza korzystają nie tylko chorzy, ale również personel medyczny. W każdej leczniczej placówce znajduje się kaplica, gdzie kapłan odprawia Msze św., jednak nie jest ona jedynym „miejscem pracy” kapelana. Najczęściej można go zobaczyć przemierzającego szpitalne korytarze albo rozmawiającego z chorymi w salach. Obecnie dąży się do tego, by posługa kapelanów nie była dorywcza i by nie ograniczała się jedynie do pośpiesznej posługi sakramentalnej. Opieka duszpasterska ma wychodzić naprzeciw problemom i potrzebom chorych, ich rodzin oraz personelu medycznego.

Dzień z życia kapelana

Kapelani bialskiego szpitala swoją pracę rozpoczynają już od 7.00 rano, wtedy bowiem odprawiają Mszę św. Po 9.00 rozpoczynają „obchód”. Chorym, którzy nie mogą opuszczać sal, roznoszą komunię św., potem spowiadają i rozmawiają z pacjentami. Ich posługa nie kończy się jednak z chwilą opuszczenia szpitalnego budynku. Kapelani muszą być dyspozycyjni przez 24 godziny na dobę. Dość często zdarza się bowiem „ciężki przypadek”. Wtedy kapłani nie patrzą na zegarek, ale szybko jadą do szpitala, w takich chwilach liczy się każda minuta. Pilne wezwania dotyczą pacjentów, których życie wisi na włosku.

Do obowiązków każdego kapelana należy sprawowanie Eucharystii i posługa sakramentalna (pokuta i namaszczenie chorych). W nagłych przypadkach może on także udzielić sakramentu chrztu, bierzmowania, a nawet małżeństwa. Ksiądz pracujący w szpitalu nie zapomina o indywidualnych spotkaniach z chorymi i personelem medycznym. Wspólne rozmowy są częścią duszpasterstwa.

Niechciany i oczekiwany

- Kapelani nigdy nie narzucają chorym swojej posługi. Dyskretnie przemykają przez korytarze i czekają na zaproszenie - mówi Janina, pielęgniarka z bialskiego szpitala. Przyznaje, że pacjenci często odczuwają strach na widok kapłana. Nie mają ochoty się z nim spotykać, bo - jak tłumaczą - jeszcze nie chcą umierać. Sakrament namaszczenia traktują niczym zapowiedź śmierci. Wielu chorych, którzy zdecydowali się jednak na „włożenie świętych olejów”, przyznawało, że dzięki temu poczuli ulgę w cierpieniu albo nawet wyzdrowieli. Niektórzy ludzie wzywają kapelana, by udzielił sakramentu namaszczenia nieprzytomnej matce lub ojcu. Taka sytuacja zdarza się bardzo często. Powody, jakimi kierują się dzieci chorej osoby, czasami wprawiają w osłupienie. Kapłana z olejami woła się z troski o chorego, ale także po to, by potem dostać kartkę poświadczającą przyjęcie sakramentu. Zaświadczenie może się przydać, ponieważ proboszczowie wymagają takiego dokumentu przed pochówkiem.

Wielu chorych cieszy się jednak ze spotkania z kapelanem. Słowa wdzięczności pod adresem księdza płyną szczególnie z ust ludzi starszych, którzy nie zawsze mogą uczestniczyć we Mszy św. w swojej parafii. Pobyt w szpitalu jest dla nich okazją do spowiedzi i przyjęcia komunii św. Słowa pociechy i zapewnienie o modlitwie pomagają w przeżywaniu choroby. Moja babcia, kiedy przyjeżdżała ze szpitala, zawsze pokazywała mi obrazek, który dostawała od kapelana i z radością mówiła: „Był u mnie ksiądz. Mogłam się wyspowiadać i codziennie przyjmować komunię św.”. Pacjenci oczekują od kapłana rozmowy, pytają o kwestie związane z wiarą i moralnością, opowiadają o sobie i swoich bliskich. W takich chwilach nie czują się osamotnieni.

Kiedy brakuje słów...

Szpitalni kapelani, podobnie jak lekarze, ze śmiercią spotykają się na co dzień.

- Niedawna sytuacja, sprzed pięciu dni. Było już około północy, kiedy zadzwonił telefon. Na tzw. SOR (Szpitalny Oddział Ratunkowy) przywieziono nieprzytomne, umierające dziecko. Miało niespełna cztery miesiące. Rodzice błagali, by przyszedł kapłan. Nieochrzczone maleństwo było na krawędzi życia i śmierci. Na SOR-ze pojawiłem się niemal natychmiast. Dziecko zostało ochrzczone, potem modliliśmy się wspólnie o powrót do zdrowia. Cały czas byliśmy obecni podczas reanimacji. Lekarze, pielęgniarki, rodzice i ja, razem patrzyliśmy na agonię maleństwa, płakaliśmy, gdy odeszło. Potem bez słów, w milczeniu, zbolali rodzice tulili się do mnie, jakby chcieli czuć fizycznie, że jestem z nimi. Gdy odjeżdżali, usłyszałem słowa: „Dziękujemy, że ksiądz nas nie zostawił” - opowiada ks. Piotr Krasuski, kapelan Powiatowego Szpitala w Wołominie.

Na swoim blogu pisze: „Wystarczy kilka godzin obchodu, by spotkać się z tyloma tragicznymi sytuacjami. Bogu niech będą dzięki za łaskę wiary, bez niej tego brzemienia nie zdołałbym udźwignąć. Panie Jezu, dopóki oczu nie zamknę, bądź ze mną zawsze, dodawaj sił, bym mógł dobrze Tobie i innym służyć”.

Posłany do najsłabszych

Posługa kapelana nie należy do łatwych. Nie każdy nadaje się do tej roli, bo co innego od czasu do czasu przyjść do chorego z posługą sakramentalną, a potem rzucić się w wir prac związanych z prowadzeniem parafii, a czym innym jest stała obecność w szpitalu. Kapelani, którzy całe dnie spędzają przy łóżkach chorych, doceniają to, że nie muszą swego czasu dodatkowo dzielić np. na katechezy w szkole czy inne obowiązki. Cieszą się, że mogą wszystkie swoje siły przeznaczyć na towarzyszenie pacjentom.

Ks. Józef Jachimczak CM w książce „W służbie życiu” pisze, iż taka funkcja „wymaga od duszpasterza - oprócz kondycji fizycznej i odporności psychicznej - specjalnie pogłębionej świadomości życia chrześcijańskiego, zwłaszcza pełnego wiary spojrzenia na sens życia, cierpienia i śmierci. (...) Nadto wymaga specjalnie dużo czasu, oddania i cierpliwości, by do tych ludzi iść, by towarzyszyć ich zmaganiom, by często przedzierać się do nich ze zbawczym Chrystusowym światłem, mocą i pojednaniem”. Kapłan posługujący chorym powinien być otwarty na ludzi. W tej pracy liczy się serdeczność, życzliwość i naturalność. Tu potrzeba człowieka, który potrafi szybko nawiązywać kontakty i lubi pomagać słabym. Ktoś, kto nie potrafi wczuć się w sytuację pacjenta, wysłuchać go ani pocieszyć, nie nadaje się do tej roli. Chorzy nie oczekują fałszywego współczucia, klepania po ramieniu i mówienia, że „wszystko będzie dobrze”. Oni czekają, aż ktoś pomoże im zrozumieć i zaakceptować chorobę oraz przypomni o miłości Boga. Czasami nie potrzeba nawet słów, wystarczy sama obecność.

Razem można więcej

Podczas rozmów kapelani podkreślają, że bardzo cenią sobie współpracę z personelem medycznym. W większości przypadków układa się ona bardzo dobrze, co korzystnie wpływa przede wszystkim na pacjentów. Kapłani zawsze z podziwem mówią o pielęgniarkach, one są zazwyczaj łącznikiem między pacjentem i kapelanem. Ich praca nie ogranicza się jedynie do wypełnienia swoich „medycznych” obowiązków, wiele sióstr patrzy na pacjenta nie tylko od strony fizycznej, ale troszczy się również o stan ducha.

To właśnie pielęgniarki dyskretnie sugerują choremu lub jego rodzinie wizytę kapłana. Niejednokrotnie modlą się za swoich pacjentów i razem z ich bliskimi przeżywają smutne chwile. W momentach zagrożenia życia któregoś z chorych dzwonią do kapłana i proszą o przybycie. Personel medyczny bardzo często korzysta z posługi kapelana, wszak, jest on posłany nie tylko do pacjentów. Szpitalna kaplica podczas niedzielnych Mszy św. wypełniona jest nie tylko przez chorych, ale również przez lekarzy i pielęgniarki. Kapelani i personel uzupełniają się wzajemnie. Oni najlepiej wiedzą, że chory człowiek cierpi nie tylko fizycznie, ale również duchowo.

Oddawać troski Panu..

Kapelani przynoszą chorym Chrystusa. Podczas spotkań z pacjentami biorą na siebie ich ciężary, by potem oddawać je Bogu.

„Podchodząc, by ucałować krzyż, poczułem jak popłynęły mi łzy, poczułem taki ogromny ciężar. Wydawało mi się, że niosę ze sobą troski wszystkich, z którymi się spotykam na co dzień. Ból matek opłakujących śmierć dzieci, ból żegnających swoich bliskich, ból sparaliżowanych, tych, którzy dowiedzieli się o nieuleczalnej chorobie, drżących przed operacją, konających. Chciałem Jezusowi przekazać ich krzyże, bo oni nie mogli osobiście przyjść do świątyni” - pisze na blogu ks. P. Krasuski.

„Kapelani są skarbem” - mówią wszyscy, którzy spotkali ich na swojej drodze. Przeżywając Rok Kapłański, polecajmy ich Bogu i prośmy o siłę oraz wiarę, aby mogli coraz lepiej służyć ludziom i cierpiącemu w nich Jezusowi.

SONDA

Dlaczego w szpitalach potrzebni są kapelani?

Ks. Piotr Krasuski, kapelan Powiatowego Szpitala w Wołominie

W szpitalu wołomińskim pracuję już od czterech lat. Do moich obowiązków należy przede wszystkim posługa sakramentalna. Kiedy przynoszę komunię św., nieraz słyszę: „Jak dobrze, że przychodzi do nas Jezus. To nam tak pomaga, daje siłę i nadzieję”. Wiara wspomaga leczenie, dodaje sił do dźwigania krzyża choroby i cierpienia. Bez kapłana byłoby o wiele trudniej przeżywać to doświadczenie. Podczas pobytu w szpitalu wiele osób przystępuje do spowiedzi (czasami po długich latach). Pamiętam spowiedź pacjentki, która ostatni raz korzystała z tego sakramentu 50 lat temu.

Podczas całego roku jestem przy ok. 400 zgonach. Tyle osób odchodzi w obecności kapłana, pojednani z Bogiem i zaopatrzeni sakramentami na ostatnią drogę. Nie każdy będzie miał to szczęście... Być może to widok cierpienia, świadomość umierania i bezradność fizyczna sprawiają, że kruszą się ludzkie serca. Co by się stało, gdyby nie było w tym czasie „pod ręką” księdza? Pewnie nie odczuliby Bożej miłości i miłosierdzia. Często jestem proszony przez personel o rozmowę z niektórymi pacjentami, bo ktoś nie chce zgodzić się na amputację nogi, bo potrzebna jest zgoda na operację, bo rodzina cierpi z powodu odejścia kogoś bliskiego, bo trzeba pobyć z kimś, kto dowiedział się o chorobie nowotworowej.... Czasami muszę być też psychologiem.

Janina Kuzawińska, pielęgniarka

Dla osoby wierzącej odpowiedź na to pytanie jest prosta i oczywista. Kapelani, posługujący na oddziałach szpitalnych, są bardzo potrzebni. I mówię to nie tylko jako pielęgniarka. Wiem, czym jest choroba, ponieważ sama doświadczyłam, co oznacza utrata zdrowia i pobyt najbliższych w szpitalu. Choroba dla każdego jest sytuacją stresową i wnosi w życie wiele zmian. Staje się przyczyną licznych cierpień, często powoduje śmierć. Kapelani, poprzez swoją posługę, przynoszą chorym nadzieję na wyzdrowienie i są widocznym znakiem obecności Boga w trudnych chwilach. Liczy się także to, że przychodzą do pacjentów codziennie. Są jak „dobre anioły”, które cicho przechodzą przez szpitalne oddziały, gotowi w każdej chwili do posługi.

W szpitalu pracuję już od 25 lat i nigdy nie zdarzyło się, aby w trudnych dla pacjenta lub jego rodziny chwilach zabrakło kapelana. Przynoszą nie tylko nadzieję, ale także pocieszenie. Zarówno pacjenci, jak i personel bardzo cenią sobie Msze św. odprawiane w szpitalnej kaplicy. Doceniamy to, że kapelani zawsze pamiętają o nas w swoich modlitwach, ona jest nam bardzo potrzebna. Kapelani dla wierzących są uobecnieniem Chrystusa.

Jadwiga Pajnowska, emerytka

Przed laty wstawiono mi protezę biodrową. Od tej pory bardzo często przebywałam w różnych szpitalach. Miesiąc temu mój stan się pogorszył. Groziła mi amputacja nogi. Byłam tym załamana. Pocieszenie i pomoc przyszły od szpitalnego kapelana. Ksiądz wziął mnie za rękę i długo rozmawiał. Jestem osobą wierzącą i praktykująca, nie bałam się śmierci, lękiem napawała mnie jedynie wizja kalectwa. Poprosiłam księdza o sakrament namaszczenia, spowiedź i komunię św. Moja prośba zadziwiła kapelana, powiedział, że większość pacjentów bardzo boi się namaszczenia. Po udzieleniu sakramentów ksiądz długo modlił się nade mną, prosząc Boga o łaskę zdrowia. Swoją modlitwę zakończył słowami: „ale nie nasza, lecz Twoja wola niech się stanie”. Kiedy odszedł od mojego łóżka, poczułam się szczęśliwa, zauważyłam, że nawet mój ból był mniejszy. Kapelan daje nadzieję i drugie życie; dzięki niemu chory nie czuje się samotny. Kiedy odjeżdżałam do domu, udzielił mi na drogę błogosławieństwa. Do dziś pamiętam jego słowa: „Z miłością przyjmuj to, co przynosi każdy dzień i módl się za grzeszników, bo oni potrzebują twojej modlitwy”.

opr. aw/aw



Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama