Szczęśliwi, którzy idą za Jezusem

Kim naprawdę była Maria Magdalena?

Maria Magdalena była jedną z pierwszych kobiet, które poszły za Jezusem. W ciągu wieków na jej temat powstało wiele legend i niedomówień. Do dziś większość ludzi widzi w niej jawnogrzesznicę i kobietę, która obmywała łzami stopy Chrystusa.

Jeśli uważniej wgłębimy się w treść Ewangelii, okaże się, że Maria Magdalena była niewiastą, z której Jezus wypędził siedem złych duchów. Po uwolnieniu, razem z innymi kobietami, towarzyszyła Nauczycielowi w Jego nauczaniu. Ewangeliści są zgodni co do tego, że kobieta widziała mękę Chrystusa, była przy Jego pogrzebie i jako pierwsza mogła oglądać Zmartwychwstałego. Tyle na jej temat mówi Pismo św.

W malarstwie ukazywana jest jako kobieta pokutująca. Jej nieodłącznymi elementami są czaszka i krzyż. Ta pierwsza symbolizuje przemijalność świata. Artyści prezentują ją jako piękną i młodą kobietę. Jej twarz jest zazwyczaj smutna i zamyślona, oczy patrzą w nieznaną dal, a ręce składają się do modlitwy. Kim może być dla nas Maria Magdalena? Dlaczego wspominamy ją aż do dzisiejszego dnia? Tego, jaka była, możemy się tylko domyślać...

To mój Pan!

Z kart Ewangelii wiemy, iż w przeszłości była opętana. Jej ciałem zawładnął demon, który starał się odciągnąć ją od Boga i skazać na duchową śmierć. Być może z powodu opętania kobieta zachowywała się w jakiś nieracjonalny sposób, co przyczyniało się do odrzucenia jej przez społeczeństwo. Moment uwolnienia był dla niej jak ponowne narodziny. Nauczyciel z Nazaretu, który wypędził z niej siedem złych duchów, dał jej nową szansę. Od tej chwili całkowicie poświęciła się Temu, który odmienił jej życie. Służyła Jezusowi najlepiej, jak tylko umiała. Towarzyszyła Mu do końca. Z daleka obserwowała Jego cierpienie, patrzyła na zbolałe oblicze i płakała nad tym, jak ogromnie został umęczony i upokorzony. Potem przyszła pod krzyż. Widziała Jego agonię i śmierć. Wydawało się, że już nigdy nie zapomni widoku skatowanego ciała Chrystusa. Po pogrzebie długo jeszcze siedziała przy Jego grobie. Zachowanie Marii Magdaleny świadczyło o jednym - kochała Jezusa, była olśniona Jego miłosierdziem, zachwycona nauką i zafascynowana Boską mocą. Nie wszystko rozumiała, ale ufała. Śmierć Mistrza wydawała się jednak przekreślić wszystko, co udało się Jej zbudować w sercu.

Jego słodki głos

Jej wierność została przez Jezusa wynagrodzona bardzo hojnie. Maria Magdalena jako pierwsza zobaczyła pusty grób Nauczyciela. Widząc porzucone pogrzebowe płótna, wcale się nie ucieszyła. Towarzyszyły jej strach i beznadzieja. Poczuła się bezradna. Trzy dni wcześniej straciła swego Mistrza, teraz nie mogła Go już nawet namaścić. Najpiękniej tę sytuację opisał św. Jan. Maria, oglądając wnętrze grobu, spojrzała za siebie i spostrzegła jakąś postać. Zaszokowana niedawnym odkryciem, prosiła „ogrodnika” o wskazanie nowego miejsca, w którym jest ciało Jezusa. Deklarowała, że sama przeniesie je do grobu. Dopiero gdy usłyszała znajomy głos, odwróciła się i rozpoznała Chrystusa. Zwróciła się do Niego słowem „Rabbuni”, które emanowało uczuciem i radością. Nie oponowała, gdy Nauczyciel posłał ją do uczniów. Biegła do wieczernika, nie zastanawiając się, co na jej słowa powie 11 mężczyzn. Kolekta z Liturgii Godzin nazywa ją pierwszą zwiastunką wielkanocnej radości. Zawołanie po imieniu to początek nowej misji, której wykonanie polecił jej sam Jezus. Wystarczyło, że usłyszała „Mario” i wszystko było jasne. Miłość znów założyła jej skrzydła i nie pozwoliła na bezczynność. Jedno krótkie wezwanie otarło łzy i wlało radość w serce tej, która tak mocno umiłowała.

Podać dłoń Jezusowi

W filmie „Pasja” Maria Magdalena ukazana jest jako jawnogrzesznica, ale nie to jest najważniejsze. Warto przypomnieć sobie scenę, kiedy do leżącej na ziemi kobiety podchodzi Jezus, wyciąga do niej rękę i pomaga wstać. Podobnie mogło być w chwili po wypędzeniu siedmiu złych duchów. Z wcześniejszych relacji ewangelistów wiemy, że demony wychodziły gwałtownie i pozostawiały człowieka słabym i bardzo zmęczonym. Prawdopodobnie tak samo było w przypadku Marii. Jezus podał jej dłoń, pozwolił za sobą iść i patrzeć na to, jak spełnia się plan zbawienia przygotowany przez Jego Ojca.

Z nami jest podobnie. Podczas każdej spowiedzi Chrystus uwalnia nas z grzechów, odpuszcza zło, którego się dopuściliśmy i poleca zacząć od początku, na nowo. Wypowiadane przez kapłana „idź w pokoju” to zaproszenie do stawania się dobrym. Pewien ksiądz do tych słów dołączał jeszcze jedno polecenie. Każdej spowiadającej się osobie mówił: „Idź w pokoju i bądź szczęśliwa”.

Za kilkanaście dni będziemy przeżywać Triduum Paschalne i uroczystość Zmartwychwstania. Warto ten czas przeżyć z Bogiem i w Bogu. Przez te dni może nas przeprowadzić właśnie Maria Magdalena. Ona uczy, jak trwać pod krzyżem, i w jaki sposób cieszyć się ze zmartwychwstania Jezusa. Kiedyś w otrzymanych życzeniach wielkanocnych przeczytałam: „... życzę ci radości Marii Magdaleny i zapatrzenia w oczy zmartwychwstałego Jezusa...” Te słowa kieruję do wszystkich, którzy czytają ten tekst...

AWAW
Echo Katolickie 12/2012

Okiem duszpasterza
Ks. Łukasz Kałaska, wikariusz parafii Trzebieszów

Nie nad wszystkimi postaciami biblijnymi pochylamy się tak, jak nad postacią Marii Magdaleny. Wiemy, że była Uczennicą Pańską, chodziła za Jezusem głoszącym Ewangelię i usługiwała Mu wraz z innymi kobietami (Łk 8, 1-2). Towarzyszyła Chrystusowi aż do Jego ukrzyżowania i śmierci. Asystowała przy złożeniu zwłok Jezusa do grobu Józefa z Arymatei (Mt 27, 57-61) i pierwsza dowiedziała się o zmartwychwstaniu (J 20, 1-18). Właśnie ta relacja między Marią a Jezusem wielu zastanawia. Chrystus wypędza z niej co prawda siedem złych duchów, ale są to tylko biblijne wzmianki; jej doświadczenie nie jest nawet dokładnie opisane. Prawdziwe oblicze Marii Magdaleny przez ostatnie dwadzieścia wieków próbowali odkryć egzegeci, kaznodzieje i publicyści. Dla niektórych była nierządnicą, dla innych Marią, siostrą Łazarza, albo Apostołką Apostołów. Jeszcze inni wysuwali teorie o domniemanym oblubieńczym związku między nią samą a Jezusem.

Pewne jest, że jej życie było rozpięte na dwóch ekstremach. Ewangelia opisuje, iż była owładnięta przez „siedem złych duchów”. Liczba siedem posiada swoją wagę w Starym i Nowym Testamencie. Począwszy od opisu stworzenia świata aż po Apokalipsę, jest wiodącą świętą liczbą. Doszukiwano się jej w naturalnych zjawiskach - w tęczy i gamie dźwiękowej. Liczba siedem to pełnia, sytuacja kresu, w której nie można już niczego dodać. Marię posiadało siedem złych duchów. Być może była to sytuacja, w której Zły przeprowadził wszystko, co chciał. Już nic nie trzeba było dodawać, by została potępiona. Jak mówi Pismo Święte, nieprzeciętnie zdolny, a potępiony anioł wykorzystał wszystkie swoje możliwości, by mieć pełnię i pewność, że Maria nie powstanie. To pokusa załamania, niewiary w Boga i niewiary w siebie. Ewangelia milczy co do szczegółów, wiadomo tylko, że podniósł ją Jezus. Delikatnie, jakby obok kart Ewangelii, przeprowadził z nią relacje; od opętanej, przez tę, która „przypatrywała się z daleka”, „służyła apostołom” (Łk 8, 1-2) i wytrwała nawet pod krzyżem (J 19, 26), aż do pierwszego na świecie Alleluja, aż do pierwszego człowieka, który doświadczył zmartwychwstania Jezusa. Chrystus przeprowadził ją z jednej pełni do drugiej, ze śmierci do życia, z niewiary w siebie do wiary w Boga. W pełni złych duchów oświetlił jej życie, okazując się jako Dobry. Pokazał, że ten, kto żyje w wielkim oddaleniu, nadal ma szansę być bardzo blisko. W okazję na nawrócenie, Jezus może zmienić nawet grzech.

NOT. AWAW

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama