Zależysz od Boga, a nie od gwiazd

Rozmowa o przepowiedniach, końcu świata i zgubnych konsekwencjach wiary w horoskopy i wróżby z o. Stanisławem Wodzem, proboszczem Sanktuarium Maryjnego w Kodniu, diecezjalnym egzorcystą


Zależysz od Boga, a nie od gwiazd

O przepowiedniach, końcu świata i zgubnych konsekwencjach wiary w horoskopy i wróżby z o. Stanisławem Wodzem, proboszczem Sanktuarium Maryjnego w Kodniu, diecezjalnym egzorcystą, rozmawia Jolanta Krasnowska-Dyńka.

Wraz z początkiem roku w radiu, telewizji, czasopismach pojawiają się horoskopy. Widziałam nawet karty tarota dołączone do pisma, które zachęcało swoje czytelniczki do posługiwania się nimi. Jaki powinien być stosunek chrześcijan do horoskopów i przepowiedni?

Człowiek lubi mity. Poszukuje ich, podobnie jak obietnic o szczęśliwej przyszłości, bogactwie, miłości, itd. Kiedy odnajduje je w horoskopach czy wróżbach, cały świat wydaje mu się kolorowy, piękny, poza tym ma wrażenie, że ktoś się o niego troszczy. Niestety, ta troska jest pozorna. Polega jedynie na kuszeniu człowieka i podkopywaniu zaufania do Boga, co zaczęło się już w raju. W zamian za zjedzenie jabłka z zakazanego drzewa, szatan obiecywał Adamowi i Ewie władzę, dobrobyt, życie wieczne. A stało się odwrotnie. Tak samo jest z horoskopami: prezentują nam piękny, ale złudny świat. Sięgając po wróżby i przepowiednie pokazuję Bogu, że On mnie nie obchodzi. Jest mi niepotrzebny, bo szczęście zapewnią mi np. kominiarz i guzik, a nieszczęście ominę, gdy będę unikał czarnych kotów, witania się w progu itd. Pokazuję również, że wszystko, co mnie spotyka, zależy nie od kochającego Boga w niebie, nie od moich modlitw i wysiłków, ale bezrozumnych planet i gwiazd, które w momencie mojego urodzenia ułożyły się tak, a nie inaczej. Tymczasem człowiek naprawdę wierzący Jezusowi nie potrzebuje żadnych wróżb ani horoskopów. Nie obawia się przyszłości, bo Jezus powiedział, jak będzie ona wyglądała: „Idę przecież przygotować wam miejsce. A gdy odejdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem” - czytamy w Ewangelii. W domu Ojca jest miłość, wspólnota, życzliwość. Taka będzie nasza przyszłość. Jezus oddał za nią życie na krzyżu, wiec nie ma sensu szukać odpowiedzi w horoskopach czy gabinetach wróżek.

Niestety, zapominamy o tym. Wielu ludzi, którzy chodzą do kościoła, nie widzi nic złego w korzystaniu z porad wróżek czy lekturze horoskopów, które często są formą zrzucenia odpowiedzialności za własne grzechy, słabości czy też niepowodzenia na przyrodę nieożywioną. Małżeństwo mi się nie udaje, bo żona jest spod niewłaściwego znaku. Dziś jestem nieznośny dla innych, bo w horoskopie mi wychodzi wpływ Marsa, itp.

To prawda, zbyt łatwo rozgrzeszamy swoje słabości. Warto jednak zadać sobie pytanie, co ja zrobiłem dla naszego małżeństwa, jakie starania podjąłem, aby nasza wspólnota była spójna, co zrobiłem, abyśmy się lepiej zrozumieli - bo przecież psychika kobiety i mężczyzny jest inna, a w związku z tym nie możemy zachowywać się identycznie, zresztą byłoby to sprzeczne z naturą. Nie chodzi oczywiście o to, byśmy przymykali oko na wady drugiego człowieka. Każdy ma jakieś słabości, ale ich roztrząsanie nic nie da. Trzeba szukać tego, co nas łączy, a jeśli będziemy zapominać, że kobieta jest darem Pana Boga dla mężczyzny na jego samotność, to wówczas wszystko będzie się nam sypało. Natomiast jeżeli będziemy pamiętać, że nasze małżeństwo jest Bożym obdarowaniem, wtedy przetrwamy największe burze.

Bo zależymy od Boga, a nie od gwiazd?

Nie możemy też zapominać, że należymy do Boga. Czasami ludzie rozpaczają, kiedy umrze młoda kobieta, matka kilkorga dzieci - odchodzą od wiary i Boga. Tymczasem nawet taka trudna śmierć, nawet tak trudne doświadczenie jest dowodem na to, że człowiek należy do Pana Boga. I miłość męża czy żony nie obroni człowieka. Jest bowiem za mała w obliczu miłości i mądrości Boga. I nie ma tu nic do rzeczy, że ktoś jest spod takiego czy innego znaku zodiaku. To Bóg nam siebie ofiarowuje.

Co o wierze horoskopy, przepowiednie i wróżby mówi Pismo Święte?

Już Stary Testament potępia wiarę w horoskopy i przepowiednie. Są to bardzo mocne słowa, np. w Księdze Kapłańskiej czytamy: „Jeżeli jakiś mężczyzna albo kobieta będą wywoływać duchy albo wróżyć, będą ukarani śmiercią. Kamieniami zabijecie ich. Sami ściągną śmierć na siebie” (Kpł 20,27). Potępione zostało również zachowanie Saula, który w obliczu czekającej go bitwy ze znacznie potężniejszymi Filistynami zwrócił się do wróżki z Endor, by ta wywołała ducha Samuela. Przegrana bitwa z Filistynami, śmierć jego i jego synów oraz przejęcie władzy królewskiej przez Dawida tłumaczono jako karę za niewierności, które popełnił wobec Pana, m.in. za to, że zasięgał rady u wróżbiarki. Poza tym już pierwsze przykazanie Dekalogu mówi: „Nie będziesz miał Bogów cudzych przede Mną”. Jesteśmy w Bożych rękach, pełnych dobroci i miłości, więc po co szukać przepowiedni?

A może czytanie horoskopów to tylko niewinna rozrywka? Czy jednak może ona prowadzić do uzależnienia od złego ducha?

Absolutnie nie jest to zabawa. Osobiście znam przypadki ludzi, którzy byli uzależnieni od złego ducha. Na szczęście udało im się z tego wyjść. W większości mówią, że odczuwali lęk, byli rozdrażnieni. Zmieniło się to dopiero wtedy, kiedy np. zdecydowali się wyrzucić ze swojego otoczenia karty tarota.

Współcześni ludzie mówią o ekologicznym trybie życia: chcą oddychać czystym powietrzem, pić czystą wodę, jeść zdrową żywność. Tymczasem zabagniona jest nasza przestrzeń duchowa. Nasza niekonsekwencja na pewno w dużej mierze wynika z niewiedzy. Ludzie mają cały szereg talizmanów, amuletów, gadżetów, także diabelskich znaków i potem dziwią się, że coś się komuś dzieje.

Czy w swojej posłudze egzorcysty spotkał się Ojciec z ludźmi, którzy np. byli dręczeni przez złego ducha dlatego właśnie, że wierzyli w horoskopy i przepowiednie?

Oczywiście, jak co roku, osób zgłaszających się do mnie było bardzo dużo. W tej chwili przypominam sobie jeden przypadek: zadzwoniła do mnie kobieta, mniej więcej w wieku 60 lat, i powiedziała, że od pewnego czasu w ogóle nie śpi, jest rozdrażniona, łatwo ją wyprowadzić z równowagi, bluźni, jest agresywna. Zaprosiłem ją wraz z mężem na uroczystości Bożego Ciała do Kodnia. Zastrzegłem, by przygotowali się do spowiedzi. Zanim przeszliśmy do konfesjonału, ta kobieta powiedziała mi, że co tydzień jeździ do wróżki. Wcześniej nie spowiadała się z tego, nie wiedziała, że to grzech, że może doprowadzić do czegoś złego. Małżeństwo wyspowiadało się z całego życia, udzieliłem im rozgrzeszenia, przystąpili do Komunii Świętej. Po kilku dniach kobieta zadzwoniła z wiadomością: „Proszę Ojca, śpię jak niemowlę. Wszystko minęło jak ręką odjął”. Dlatego, powtarzam przy każdej okazji: najmocniejszym egzorcyzmem jest dobra spowiedź.

Gdy na stolicy papieskiej zasiądzie papież Piotr, gdy Ojciec Święty będzie miał ciemną skórę, gdy bieguny Ziemi zamienią się miejscami... Ludzie zawsze szukali przepowiedni, by odgadnąć, co ich czeka. Wielu chciałoby poznać przyszłość i datę końca świata. Przepowiednie Sybilli czy Nostradamusa są przez ludzi traktowane bardzo poważnie.

To tylko sensacja i w takiej kategorii trzeba je traktować. Jedynym wiarygodnym źródłem jest Ewangelia, w której czytamy: „Lecz o dniu owym lub godzinie nikt nie wie, ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec”.

Te słowa dla nas, chrześcijan, powinny stanowić fundament wiary. A jeśli chodzi o koniec świata, to właściwie trwa on cały czas. Przecież każdy dzień, który się kończy, jest małym końcem świata, bo drugi taki sam już się nie powtórzy.

Jednak to nie o datę powinniśmy być zatroskani, ale o to, abyśmy do tego ostatniego spotkania byli dobrze przygotowani. Tymczasem, żyjąc sensacyjnymi przepowiedniami, zapominamy o tym, co najistotniejsze. Czasami dochodzę do wniosku, że być może w takim zachowaniu, jakim jest wiara w horoskopy czy różne przepowiednie, jest utajona tęsknota za tym, aby zło, które nas przygniata danego dnia, skandale, skończyły się raz na zawsze i nastał inny, lepszy świat.

A wracając do przepowiedni, to również w Biblii możemy znaleźć róże wizje końca świata, np. u Ezechiela, Malachiasza czy w Apokalipsie. Nie trzeba czytać Nostradamusa czy innych rzekomych, współczesnych jasnowidzów, którzy piszą np., że powodzie, wojny czy katastrofy symbolizują rychły koniec świata. Na pewno są to znaki ostrzegawcze, wzywające człowieka do poprawy. Jednak kilkaset czy kilkadziesiąt lat temu takie rzeczy również się zdarzały, np. choroby, które zabiły miliony osób. Wtedy ludzie też mówili, że to nic innego jak koniec świata. Każde pokolenie musi przeżyć swoją apokalipsę. To Bóg zsyła nam te wszystkie trudne doświadczenia. Te znaki są po to, abyśmy potrafili w nich dostrzec Bożą obecność, zastanowili się, co Pan Bóg chce przez to powiedzieć, do czego nas zaprasza. Jeśli zabraknie nam tej refleksji, będziemy tylko ludźmi natury i niczym więcej.

Dziękuję za rozmowę.

opr. ab/ab



Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama