Pan Bóg uznał, że już czas

Wspomnienie o ks. Piotrze Smolińskim, marianinie pochodzącym z diecezji siedleckiej

Ks. Piotr Smoliński, marianin pochodzący z diecezji siedleckiej, odszedł nagle, w 51 roku życia, 31 profesji zakonnej i 25 kapłaństwa. Każda śmierć jest lekcją i katechezą dla tych, którzy pozostają na ziemi. Katechezą szczególną jest śmierć kogoś w sile wieku, kogo znaliśmy... Taka śmierć rodzi pytania, refleksje, ale też - paradoksalnie - jest drogowskazem na przyszłość. Jak zapamiętany zostanie ks. P. Smoliński?

Pan Bóg uznał, że już czas

Mistrz o uczniu

Pod okiem arcybiskupa seniora prof. Stanisława Wielgusa, emerytowanego profesora Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego i wieloletniego jej rektora, przez lata kształtowały się i nabierały konkretnych wymiarów zainteresowania ks. Piotra. Mistrz tak wspomina swego ucznia: - Przypominają mi się słowa rzymskiego filozofa Seneki, którego myśli on doskonale znał, bo był historykiem filozofii. A ten o śmierci powiedział: „A cóż to nadzwyczajnego, że umiera człowiek, bo przecież nasze życie jest niczym innym jak tylko drogą ku śmierci”. Później zmienił to filozof niemiecki Martin Heidegger, określając życie ludzkie jako „byt w kierunku śmierci”. My się z tym zgadzamy, uważamy to za oczywiste: kto się urodził, musi umrzeć. Ale wtedy, kiedy śmierć przychodzi do kogoś z naszych najbliższych, do kogoś, kogo kochamy, kogo znaliśmy, wtedy rodzi się bunt, że jest to jednak coś nienaturalnego. Nienaturalna jest zwłaszcza taka sytuacja, kiedy rodzice muszą pochować swoje dzieci, kiedy dzieci umierają przed rodzicami i kiedy uczniowie umierają przed nauczycielami... - mówi. - Ks. Piotr był moim uczniem, studentem. W okresie jego studiów w seminarium lubelskim, gdy przygotowywał się do kapłaństwa, chodził na moje wykłady z historii filozofii. Mimo że kończył teologię, prosił, bym był promotorem jego pracy magisterskiej, którą pisał na temat Tertuliana. Zostałem więc promotorem jego pracy z filozofii. Był zafascynowany historią filozofii będącej dziejami myśli ludzkiej. I dlatego, dzięki zgodzie przełożonych, już jako kapłan mógł rozpocząć studia na wydziale filozofii KUL. Studiując filozofię, zgłosił się na seminarium doktoranckie, które prowadziłem z historii filozofii starożytnej i średniowiecznej. Rozpoczął pracę nad krytyczną edycją jednego z ważnych dzieł teologa średniowiecznego Jana Danbacha. Nad tą edycją pracował kilka lat. Praca nie była łatwa, wymagała dużego przygotowania nie tylko filozoficznego i historycznego, ale też warsztatowego; bardzo dobrej znajomości łaciny, paleografii, brachygrafii, sztuk edytorskich. Ks. Piotr przygotowany był znakomicie, wszystko to łatwo pokonał. Po kilku latach, bez większego trudu, przygotował pracę doktorską i obronił ją. Pamiętam go jako dobrze zapowiadającego się uczonego. Żałowałem, że nie został na KUL i nie podjął dalszych badań naukowych. Był do nich niezwykle dobrze przygotowany - podkreśla abp Wielgus, dzieląc się spostrzeżeniem, że ks. Piotr mimo dużego zaangażowania w badania naukowe nigdy nie zrywał z duszpasterstwem. - Wyjeżdżał do różnych miejsc, by głosić kazania, rekolekcje, wyjeżdżał w swoje rodzinne strony, na Podlasie. Był człowiekiem bardzo skromnym, nie mówił dużo na ten temat, ale wiem, że tam, gdzie przebywał, jego praca duszpasterska przynosiła owoce. Później został wysłany przez władze zakonne do Rzymu, a w ostatnich latach pracował w Londynie. Nasze kontakty rozluźniły się, ale zawsze pamiętałem o nim z największą życzliwością. I jest mi brak tego człowieka w bliskości mojej, w gronie tych, których znał i z którymi tak dobrze mu się współpracowało. Stąd z wielkim żalem przyjąłem wiadomość o jego przedwczesnej śmierci. Mógł jeszcze zrobić wiele dobrego dla ludzi. Ale Pan Bóg uznał, że już czas...

Będziemy go pamiętali z ogromną życzliwością i będziemy się modlili w jego intencji. Oczywiście nawet najpiękniejsze słowa na jego temat - dla niego samego nie mają już znaczenia. Bo on żyje w zupełnie innej rzeczywistości. Te słowa mają znaczenie dla nas, by mógł być wzorem w wielu sprawach: w umiłowaniu nauki, Kościoła, w umiłowaniu pracy duszpasterskiej. Jedno, co nam zostaje, to prosić Boga, aby go przyjął do swego Królestwa i żeby ks. Piotr - będąc w Domu Ojca - także o nas pamiętał - puentuje abp S. Wielgus.

Oczami współpracowników z KUL

- Był tak bogatą osobowością, że trudno w krótkich słowach scharakteryzować jego sylwetkę - podkreśla prof. Wanda Bajor, historyk filozofii, wieloletnia współpracowniczka ks. Piotra z KUL. - Jego postawa wyrażała to, co nazywamy arystokracją ducha; z pasją poszukiwał prawdy przez całe życie. Ciągle się uczył, miał tak szerokie zainteresowania, iż nazywaliśmy go „człowiekiem renesansu”. Trudno wymienić wszystko, co go fascynowało: studiował teologię, filozofię, klasykę, pochłaniał literaturę, był miłośnikiem opery, muzyki klasycznej, lubił uczyć się języków obcych. Znał język angielski, francuski, niemiecki, włoski, czeski, także łacinę i grekę, uczył się litewskiego, hebrajskiego i arabskiego. Żywił się książką. Tam, gdzie mieszkał, jego pokój zapełniał się „po brzegi” książkami. W Lublinie zgromadził imponującą, godną profesora bibliotekę. Przeczytał całą dostępną literaturę angielską w British Council i francuską w Alliance Française - mówi i przywołuje zasłyszane spostrzeżenie, że ks. Piotr nie tylko prawdy z pasją poszukiwał, ale także umiał się nią dzielić z innymi. - Rozmowa z nim była zaproszeniem do duchowej uczty, kierowała zawsze ku przestrzeniom intelektualnej przygody. Był utalentowanym nauczycielem, wymagającym; jednocześnie swą bogatą osobowością i ciepłem, z jakimś magnetyzmem przyciągał do siebie studentów. Inspirował i motywował swych uczniów do intelektualnych poszukiwań i rozwoju. Wielu osobom ukierunkował życie, prostując poplątane ścieżki młodości. Gdy odszedł z uniwersytetu, osierocił liczne grono swych podopiecznych i przyjaciół - zaznacza prof. W. Bajon.

- Twarz ks. Piotra zapamiętam jako uśmiechniętą, smutki potrafił skrywać głęboko, zachowując stoicki spokój, może nawet uśmiech przez łzy, nigdy się nie skarżył. Umiał cieszyć się życiem, każdą jego chwilą, dziedziną i przejawem. Gdziekolwiek rzucił go los, on potrafił organizować i zagospodarować przestrzeń i czas na nowe odkrycia, na kolejne studia i spotkanie nowych ludzi. Np. podczas dłuższego pobytu w Rzymie dołączył do grupy grotołazów, odkrywających podziemia tego miasta. Uprawiał sport, chodził na siłownię, pływał, jeździł na nartach, na uczelnię dojeżdżał rowerem. Ta szerokość zainteresowań, ale także łatwość nawiązywania kontaktów powodowały, że zaprzyjaźniał się z ludźmi z wielu środowisk, nie zamykając się jedynie w kręgach akademickich. Pobożność ks. Piotra była nienarzucająca się i dyskretna. Myślę, iż głębię jego wiary „zdradzał” sposób, w jaki sprawował on Mszę św. Czynił to z wyjątkowym namaszczeniem i dystynkcją, ujmując uczestnika liturgii jej pięknem i dostojeństwem. Zgłębiał urok dawnych tekstów liturgicznych, celebrował ikony Matki Bożej, nie rozstawał się z różańcem, modlił się za nas, swych współpracowników i przyjaciół. Odrębną, piękną kartą jego kapłaństwa było sprawowanie liturgii w obrządku unickim, gdzie wspaniale znalazł się ze swym talentem do śpiewu. W okresie lubelskim posługiwał także wspólnocie neokatechumenalnej oraz dojeżdżał z obowiązkami duszpasterskimi do sanktuarium w Licheniu. Gdy przychodził na uczelnię z plecakiem, oznaczało to, że bezpośrednio po pracy wsiada w pociąg i wyrusza w Polskę z kapłańską posługą - wspomina. - Jest rzeczą znamienną, iż tym, którzy bliżej znali ks. Piotra i się z nim zaprzyjaźnili, zdarza się go nazywać swoim bratem. On w naturalny sposób brał odpowiedzialność za innych. Miał zwyczaj zachęcać swych znajomych do rozwijania talentów i zainteresowań, wytykając ich zaniedbywanie. Miał też tę szczególną charyzmę, iż w jego „rękach” człowiek doznawał jakiegoś przeobrażenia, brał głębszy oddech i odkrywał chęć bardziej twórczego podejścia do siebie i do świata. Ks. Piotr umiał i chciał dostrzegać to, co wartościowego tkwiło w życiu konkretnego człowieka - podkreśla prof. W. Bajon.

Duszpasterz na Ealingu

1 sierpnia 2009 r. władze zakonne skierowały ks. Piotra do pracy duszpasterskiej z emigracją w Anglii, do największej polskiej parafii w Londynie, na Ealingu. Przełożony wspólnoty mariańskiej ks. Dariusz Kwiatkowski MIC wspomina: - Pracował tu prawie sześć lat. Opiekował się nadzwyczajnymi szafarzami Eucharystii, których formował oraz wychowywał w wielkiej miłości i szacunku dla Chrystusa. Przygotowywał rodziców do sakramentu chrztu, głosząc dla nich specjalne katechezy teologiczne i egzystencjalne, a także katechezę liturgiczną. Niemalże w każdą niedzielę chrzcił dzieci; w czasie swojej posługi na Ealingu ochrzcił ich ponad tysiąc. Dwa, a czasami trzy razy w ciągu roku przygotowywał dorosłych do sakramentu bierzmowania. Twierdził, że spotykał tam zarówno poszukujących, jak też prawdziwych wyznawców Chrystusa, których lubił wtajemniczać w życie wiary i Kościoła. Był opiekunem dwóch kręgów międzynarodowej wspólnoty małżeńskiej „Teams of our Lady”, a także prezbiterem wspólnoty neokatechumenalnej. To z nią sprawował swoją ostatnią Paschę podczas Wigilii Paschalnej Wielkiej Soboty - mówi marianin. Zauważa też, że ks. Piotr pasjonował się przekazywaniem wiedzy filozoficznej, a także biblijnej. Przez ostatnie cztery lata prowadził katechezy biblijne, zaś w każdą niedzielę rozważania lectio divina. Inspirował do spotkań filozoficznych; założył pewien rodzaj klubu filozoficznego, który gromadził młodych Polaków pragnących zadbać o swoją kulturę intelektualną. Był dla nich przewodnikiem w poszukiwaniach prawdy i wsparciem w ich wysiłkach nad rozwojem duchowym.

- Zasłynął w opinii wiernych jako mądry i roztropny spowiednik, głosiciel Dobrej Nowiny o Jezusie Chrystusie - akcentuje ks. D. Kwiatkowski. - Mam w pamięci sposób, w jaki w naszej wspólnocie parafialnej sprawował liturgię Wielkiego Piątku. Z miłością mówił o krzyżu Jezusa Chrystusa, z wielkim dostojeństwem przewodził ceremonii. Jego ostatnie kazania z okresu Wielkiego Postu i Wielkanocy były przejrzyste, pełne ewangelicznej miłości i prostoty „maluczkich”. Zmarł nagle, jakby w środku życia i zadań. Byłem świadkiem walki o jego życie i świadkiem śmierci. Namaściłem go olejami i cały czas modliłem się, by Pan ks. Piotra ocalił. Ale Pan odwołał go do siebie. Niech odpoczywa w pokoju...

Wysłuchała: Małgorzata Kołodziejczyk
Echo Katolickie 22/2015

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama