Tam, gdzie ludzie nie chodzą do kościoła...

Na początku XX wieku wieszczono śmierć chrześcijaństwa. Tymczasem Kościół przetrwał, a obecnie ma niejako trzy oblicza, odmienne w różnych częściach świata

Na początku XX wieku przewidywano, że kościoły stopniowo opustoszeją, aż ostatecznie wymrą. Na koniec wieku miały one pozostać tylko wspomnieniem. Wieszczono śmierć chrześcijaństwa w obliczu nowoczesności, postępu i nowych koncepcji politycznych. Kościół Chrystusowy jednak trwa, chrześcijaństwo nie umarło, choć trudno nie zauważyć, że toczy się proces zanikania wartości chrześcijańskich, szczególnie na Zachodzie.

Widzimy i odczuwamy, że świat chrześcijański ma jakby trzy oblicza, można by powiedzieć, porównując do systemu ligowego w piłce nożnej — ma trzy ligi, jest trzyligowy. Pierwsze oblicze to chrześcijaństwo prześladowane, wyznawcy Chrystusa mordowani w krajach muzułmańskich, odważni świadkowie niezachwianej wiary — to niewątpliwe pierwsza liga. Drugie oblicze stanowią wszyscy ochrzczeni, którzy chodzą do kościoła, jedni co prawda z przyzwyczajenia, trochę uśpieni, kultywujący rodzinne tradycje, inni natomiast, świadomi wiary, nie wstydzą się Chrystusa. Ośmieszani za pobożność, posądzani o dewocję — mimo to budują zaufanie do Kościoła i są za niego współodpowiedzialni. To, można by rzec, druga liga. I wreszcie trzecie oblicze chrześcijaństwa: to bogaty świat zachodni, gdzie zamyka się kościoły, bo ludzie do nich nie chodzą, bo liczą tylko na siebie, a nie na Boga. W obliczu heroizmu prześladowanych chrześcijan zachodnie chrześcijaństwo wydaje się zaledwie trzecioligowe.

Czy wobec tego jesteśmy skazani na łatwiejszą odmianę wiary? Wygodniejszą ścieżkę za Chrystusem? Historia Kościoła obfituje w życiorysy ludzi, którym nie brakowało autentyzmu i odwagi wiary, a że historia się powtarza, widzimy to dzisiaj. Prześladowany Syryjczyk i dobrze sytuowany Europejczyk — obaj muszą dokonać heroicznego wyboru na rzecz wartości proponowanych przez Ewangelię. Dwa odległe światy, ale jakże prawdziwe. Pierwszy, w którym mordowani są chrześcijanie, tysiące spalonych domów, setki tysięcy ludzi chroni się przed islamskimi oprawcami, zburzone i sprofanowane kościoły. To ten prawdziwy świat chrześcijan w XXI wieku, których w Pakistanie nazywa się bangi, tzn. czyściciele toalet. Tu, na Zachodzie, czujemy się trochę jak licealiści uczący się wciąż alfabetu, podczas gdy rówieśnicy zdają właśnie egzamin dojrzałości. Tak jak indyjski chrześcijanin Niladra Konara, bestialsko bity przez kilka godzin, by wyrzekł się wiary, którego twarz na koniec oprawcy polali środkami chemicznymi. „Oślepili mnie — wyznał Niladra — ale mam w sobie wciąż światło Chrystusa”.

Drugi świat — ten zachodni o chrześcijańskich korzeniach, z pięknymi zabytkowymi kościołami, które są jednak zamykane i zamieniane na hotele czy kawiarnie. Tak jak w Holandii, która pracuje na to, by nazwano ją krajem tysiąca „kościołokawiarni”. W centrum Maastricht w murach średniowiecznego kościoła należącego do Zakonu Kanoników Regularnych Krzyża Świętego znajduje się szykowny hotel za 14 mln euro. Tyle pochłonęły prace restauratorskie oraz modernizacja kościoła, który od ponad 20 lat niszczał nieużytkowany. Z XV-wiecznej świątyni zrobiono hotel XXI wieku. Z domu Bożego, w którym przez wieki modlono się i chowano zmarłych, uczyniono pięciogwiazdkowy hotel, w którym goście mają się czuć luźno i swobodnie. W pobliżu Valkenburgu do jednego z dawnych kościołów wpada się na... sałatkę z fetą, bo od kilku lat mieści się tam grecka restauracja. Adaptacja świątyń do celów świeckich nie wzbudza wśród Holendrów specjalnych emocji. Pod wpływem laicyzacji życia zaprzestano praktykowania wiary, chodzenia do kościoła. Jaki jest tego rezultat? Tam, gdzie ludzie nie chodzą do kościoła, świątynie stają się hotelami lub restauracjami.

My, drugoligowcy, powinniśmy dziękować Bogu za heroizm odważnych chrześcijan na Bliskim Wschodzie, wspierać ich modlitewnie i materialnie. Obserwując ich wiarę, a z drugiej strony niewiarę obojętnych, którzy przestali chodzić do kościoła, musimy wciąż pamiętać, że Bóg wzywa nas do wyznawania wiary na co dzień, nie tylko od święta. W naszych zróżnicowanych środowiskach musimy praktykować, a nie tylko wyznawać miłość Boga i bliźniego, tak aby wiara nie stała się jedynie wygodnym schronieniem, lecz by była zaangażowaniem całego życia.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama