Jutro religia w szkole

O atmosferze sprzed wprowadzenia religii do szkół (1990)

Wątpliwości co do nauczania religii w szkole wolno wysuwać. Musi jednak dziwić, że tak wielu publicystów zareagowało na postulat przywrócenia religii w szkole samymi wątpliwościami, o argumentach za wspominając krótko. Istnieje zjawisko tuszowania racji, dla których katechizacja dzieci i młodzieży może i powinna się w szkole znaleźć. Racje te warto przypomnieć.

Powrotu katechizacji do szkół życzy sobie nie tylko zdecydowana większość rodziców dzieci chodzących na religię, ale i większość Polaków w ogóle. W kraju w znacznej większości katolickim szkoła jest zresztą dla katechizacji miejscem normalnym i ciężar dowodu, że miałoby być inaczej, spada na przeciwników.

Jeśli chodzi o liczby, to „Gazeta Wyborcza” cytowała sondaż CBOS przeprowadzony w Warszawie, a więc w największym w Polsce skupisku ludzi związanych ze zwalczającą dawniej Kościół władzą a także największym ośrodku zlaicyzowanej inteligencji. 57 proc. pytanych było za religią w szkole, 42 proc. przeciwko (o motywy nie pytano).

Notabene wyniki chyba nie całkiem się „Gazecie” spodobały, bo przedstawiono je trochę inaczej: w pierwszym akapicie 42 proc. przeciw, 26 proc. za religią nieobowiązkową, 10 proc. za religią do wyboju z etyką; w drugim natomiast 21 proc. za obowiązkowym nauczaniem.

W całej Polsce liczba tych, co chcą religii w szkole, jest z pewnością wyższa. Z liczb tych wynika też, że zwolennicy religii obowiązkowej są w mniejszości. Co do etyki czy też religioznawstwa obok religii, należałoby spytać o to nie „większość”, lecz rodziców niewierzących; w tej sprawie oni mają prawo rozstrzygać.

Religia była z polskich szkół usuwana przez Bieruta i Gomułkę. Nie można dopuścić do tego, aby skutki tego aktu przemocy i nietolerancji wobec wierzących miały przetrwać w Polsce od komunizmu uwolnionej. Wrogie reakcje wobec katechizacji w szkole są w jakiejś mierze pośmiertnym sukcesem propagandy komunistycznej. Odwracanie kota ogonem i oskarżanie wierzących, że wprowadzą nietolerancję do szkół, wydaje się zupełnie nie na miejscu. [...]

Problem nietolerancji trzeba oczywiście brać pod uwagę. Na pewno czasem się odezwie. Ale nietolerancja niekoniecznie wynika z różnicy przekonań. W szkole kieruje się na przykład przeciw słabszym, biedniejszym, kolorowym, mniej zdolnym albo zdolniejszym. Tu religia mogłaby raczej pomóc.

Katechizacja może w ogóle pomóc w zadaniach wychowawczych szkoły, nadając jej większą wiarygodność i przypominając o świecie wartości obok umiejętności. Jeśliby tak było, warto by nawet narazić katechizację na jakieś ryzyko. Sądzę jednak, że jest ono niewielkie. Powrót religii do szkół to raczej zwycięstwo po latach spychania w kąt. Można nawet twierdzić, że złączenie szkoły i katechizacji to zwycięstwo obydwu i szansa wzajemnego wsparcia.

Stoi za tym bardziej całościowa koncepcja człowieka i wychowania, w odróżnieniu do tendencji do izolowania wartości i motywacji religijnych w sferze „prywatnej”, czyli poza życiem społecznym którego terenem dla dzieci i młodzieży jest przede wszystkim szkoła. Poza tym neutralność szkoły w praktyce nie jest możliwa. Odsuwanie treści religijnych oznacza wybór laickiego agnostycyzmu.

Czy religia nadaje się na przedmiot szkolny ze stopniami? Tu trzeba przypomnieć, że stosunek do Boga i życie duchowe kształtowane są na wiele sposobów w domu, w kościele, przez sakramenty. Katechizacja zaś tym się odznacza, że łączy formację duchową z przekazywaniem wiedzy religijnej, którą jak najbardziej można oceniać w stopniach (niekoniecznie licząc je do średniej).

Zauważyłem, że moi znajomi, niezadowoleni z przewagi uczuciowości, obrzędowości, tradycjonalizmu w katolicyzmie polskim, niezbyt logicznie sprzeciwiają się też religii w szkole, która by na dłuższą metę wzmocniła formację intelektualną katolików polskich.

W wielu wypadkach poziom katechizacji zyskałby na konfrontacji ze szkołą. Mniej byłoby katechetów niedbałych, nieudolnych czy niedokształconych, mniej pobożnego wielosłowia i monologów zamkniętych na potrzeby uczniów.

Na religię w szkole uczęszczać będzie więcej dzieci niż do kościołów. Ułatwia ona bowiem uczestnictwo tym, którzy z powodu siatki. zajęć po południu, dojazdów czy internatu katechizację zaniedbywali. Poprawi się też frekwencja.

Wybór katechizacji trudniej dostępnej, wymagającej silniejszej motywacji, ma swoje plusy. Dlatego też część księży i rodziców wolałaby system dotychczasowy. Trzeba się jednak troszczyć i o tych, którzy są z jakiegoś powodu niezdecydowani czy po dziecięcemu niedbali. Ambitniejsi mogą się zresztą znaleźć w bardziej elitarnych ruchach czy grupach.

Kościół chce szerszego dostępu do katechizacji nie dla „poszerzenia wpływów” (bo wie, jakim kłopotem i ryzykiem są uczniowie niechętni), lecz dlatego, że widzi katechizację jako swój obowiązek wobec wszystkich; Kościół jest powszechny a nie elitarny, obejmuje różnych ludzi jak szkoła właśnie.

Przy okazji miliony rodziców zyskają parę godzin w tygodniu, zużywanych dotąd na odprowadzanie dzieci na katechizację: przy ciągłym zagonieniu jest to czynnik niebagatelny.

Sale katechetyczne w parafiach powinny służyć szkołom m.in. społecznym. To też byłby pewien wkład w odrodzenie szkoły. Wielu zresztą rodziców życzyłoby sobie szkół katolickich. Prócz tego pozostaną przecież przy parafii wszelkie grupy religijne, katecheza dorosłych itd. Wspólnota parafialna nie musi osłabnąć z powodu „wyjścia do szkoły”, bo nie polega ona tylko na spotykaniu się w budynku przykościelnym pod okiem proboszcza.

Jeśli więcej będzie katechetów świeckich, poprawi to pozycję świeckich w Kościele. Księża zaś będą mieli więcej czasu na inne formy duszpasterstwa, na przykład na odwiedzanie rodzin i rozmowy indywidualne.

Wynika .stąd, że propozycje pozostawienia katechizacji przy parafiach dla dobra samej katechizacji jeśli nie wynikają z obłudy albo pięknoduchostwa rodzą się ze zbyt wąskiej wizji katechizacji.

Hamowanie powrotu religii do szkół [czy jej dyskryminacja pod innym względem] może też mieć negatywne skutki ogólnospołeczne. Jeśli by politycy wyszli z Solidarności czy OKP zwlekali poparciem prośby biskupów, oznaczałoby to, że Kościół był dla nich tylko sojusznikiem tymczasowym. Na komplementy w sprawie praw człowieka wielu księży odpowiadało od lat: „Zobaczycie, co będzie, gdy dojdą do władzy.” Czy ma się to sprawdzić?

Dziennikarze forujący w prasie i telewizji głosy wymierzone przeciwko religii w szkole sprawiają raz jeszcze wrażenie, że w Polsce zmienia się zbyt mało. Ludzie wiedzący, że opinia publiczna różni się od dziennikarskiej, czują się bezsilni i znów podnosi się poziom ogólnego zniechęcenia. Inni znów zwracają się do grup katolicko-nacjonalistycznych (a to pewnie dowód, iż katolicyzm jest nietolerancyjny i kółko się zamyka).

Skądinąd w środowisku dziennikarskim, czy to z powodu wpływu propagandy, czy laicyzacji zachodniej, świadomych katolików jest stosunkowo mało, a przeciwników Kościoła i jego etyki sporo.

Niedopuszczenie religii do szkół byłoby zwycięstwem krzykliwej mniejszości nad większością. Religia w szkole z pozostawieniem rodzicom i uczniom wolności wyboru, jest po prostu czymś uczciwym i normalnym. (1990)

Zbiór artykułów i felietonów M. Wojciechowskiego: Wiara — cywilizacja — polityka. Dextra — As, Rzeszów — Rybnik 2001

opr. mg/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama