Przymusowa wolność

Cotygodniowy komentarz z "Gościa Niedzielnego" (39/2001)

Trwający przez niemal całą ubiegłą kadencję parlamentu spór o dopuszczalność handlu w niedzielę jest jednym z tych konfliktów, w których obie strony mają za sobą istotne racje. Wolność handlu, na którą powołują się przeciwnicy zakazu, jest niewątpliwie jedną z fundamentalnych zasad rynkowej gospodarki. Jeśli chcemy korzystać z jej - mimo wszystko - dobrodziejstw (ludzie powyżej trzydziestego roku życia dobrze pamiętają "uspołeczniony" handel PRL), nie możemy dowolnie ograniczać wolności gospodarczych. Takie ograniczenia mogą też spowodować pogorszenie sytuacji ekonomicznej handlu, co odbije się zarówno na kupujących, jak i na pracownikach. Nie można również łatwo odrzucać argumentu, że skoro istnieją ludzie, którzy chcą w niedziele robić zakupy, a także tacy, którzy chcą im to umożliwić - państwu nic do tego. Jeśli jednak opowiadam się po stronie przeciwników niedzielnego handlu, to dlatego, że "wolność" handlu w niedzielę oznacza w istocie przymus otwierania sklepów przez siedem dni w tygodniu. W handlu panuje ostra konkurencja. Jako kupujący mogę się z niej tylko cieszyć. Jednak ta sama konkurencja sprawia, że jeśli część sklepów będzie pracowała w niedzielę, pozostałe albo się do tego dostosują, albo zbankrutują. W ten sposób wszystkie osoby pracujące w handlu zostaną pozbawione możliwości święcenia dnia świętego. Nie przekonuje mnie argument, że ciężko zapracowani ludzie nie mają kiedy robić zakupów. W zdecydowanej większości wypadków jest to kwestia zorganizowania sobie czasu. Istnieje przecież także sobota - dzień, w którym zdecydowana większość miejsc pracy nie funkcjonuje albo działa krócej. Nie bardzo potrafię uwierzyć, że znacząca część społeczeństwa w żaden sposób nie może robić zakupów w dzień inny niż niedziela. Zdumiewająca jest dokładność wyliczeń, ilu ludzi zostanie zwolnionych, jeśli zakaz zostanie wprowadzony. Owszem, zakaz taki na krótką metę może spowodować kłopoty dla handlowców. Ale czy to oznacza, że ludzie, którzy kupują w niedzielę, zrezygnują z chodzenia do sklepów? Można raczej sądzić, że będą zmuszeni tak zorganizować sobie czas, aby - być może kosztem pewnych komplikacji - robić zakupy kiedy indziej. Ktoś będzie ich musiał obsłużyć. Każde państwo ma prawo nakładać na obywateli rozmaite ograniczenia. O zakres tych ograniczeń toczy się spór, niemożliwy do rozwiązania raz na zawsze. Spór o handel w niedzielę jest właśnie przykładem takiego sporu, a nie - jak przedstawiają przeciwnicy zakazów - przejawem dziwacznego oporu katolickich ideologów przeciwko ludziom rozsądnie myślącym. Logika ekonomiczna nie rządzi wszystkim. Na nasze szczęście.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama