Pani Genia na eksperta!

Cotygodniowy felieton z "Przewodnika Katolickiego" (21/2004)

Naukowcy odkryli niedawno, że nazbyt wysoka inteligencja może prowadzić do szybszej śmierci. Tyle tylko, że do tego wniosku doszli w oparciu o badania prowadzone nie na ludziach, lecz na... muszkach owocówkach. Samo doświadczenie polegało na sprawdzeniu, czy owe maleńkie owady potrafią wybrać odpowiednie miejsce do składania swoich jajeczek. W tym celu posłużono się dwoma rodzajami soków: pierwszy z nich miał słodki smak, natomiast drugi zawierał dodatkowo gorzką i szkodliwą substancję. Naukowcy ustalili, że do kolejnego etapu badań zakwalifikuje się wyłącznie potomstwo tych muszek, które wykazały się zdolnością bezbłędnego wskazania właściwej pożywki. A później do pojemnika wpuszczono stadko „geniuszy", czyli owocówek o znacznie wyższym poziomie inteligencji. I wkrótce okazało się, że są one znacznie mniej zaradne od swoich znacznie mniej rozgarniętych krewniaków. Osobniki te o wiele dłużej poszukiwały pożywienia, za to znacznie szybciej zdychały, bo za dużo energii zużywały na zbędne myślenie!

Nawet jeśli wnioski z tego eksperymentu wydają się nieco naciągnięte - wszak człowiek, a przynajmniej znaczna część ludzi, jest istotami wyższego rzędu niż muszka owocówka - to i tak warto chwilę podumać. Nie trzeba wybitnych zdolności obserwacyjnych, aby zauważyć, że jest coś na rzeczy w niezaradności życiowej ludzi intelektu i na odwrót. Wystarczy choćby spojrzeć na zawiłości życia gospodarczego w państwie przez pryzmat pani Geni, prowadzącej gospodarstwo domowe. Ona, podobnie jak inne gospodynie domowe, szkół wyższych wprawdzie nie kończyła, więc fakultetów żadnych nie posiada, za to znakomicie radzi sobie z finansami rodzinnymi. Dobrze wie, iż nie może wydawać więcej, niż łącznie zarabiają jej „ślubny" i inni pracujący członkowie rodziny. Owszem, zdarza się, że te dochody są tak niskie, iż na początku miesiąca musi je dzielić skrupulatnie na kilka części, aby nie zabrakło na opłaty domowe, ani na bilety dla dzieci, ani na zakup - dajmy na to - pary butów, ani wreszcie na żywność. Dwoi się więc i troi, z trudem wiążąc koniec z końcem, ale dzięki żelaznej dyscyplinie wydatków i zdrowemu rozsądkowi pani Geni jej dzieci nie chodzą ani bose, ani głodne, a komornik nie stoi u jej drzwi.

Za to w finansach publicznych aż roi się od dyplomowanych ekonomistów, nierzadko z cenzusem naukowym, którzy w pocie czoła ślęczą nad planami budżetowymi i prognozują wydatki, stosownie do przewidywanych wpływów: tu uszczkną, tam dodadzą, innym obiecają na przyszłość i wszystko jakoś... A nieprawda, właśnie o to chodzi, że wcale się nie toczy! Dziura budżetowa bezlitośnie rośnie, rozchwianie między „winien" i „ma" postępuje, a zadłużenie wewnętrzne i zewnętrzne już dawno przekroczyło granice bezpieczeństwa.

Nie wiem, jak Was, zacni utracjusze raju, ale mnie aż korci, aby z grona gospodyń domowych utworzyć sztab doradców dla Ministerstwa Finansów. Kto, jeśli nie takie zaradne osoby, jak pani Genia, mógłby skutecznie doradzać teoretykom ekonomii, zasiadającym za przepastnymi biurkami? Choćby prof. Markowi Belce, którego - z powodu jaskiniowych metod zarządzania finansami - nazywają już Fredem Flinstonem polskiej sceny politycznej. Ciekawe, co teraz zechce opatentować niegdysiejszy autor podatku od zysku z oszczędności bankowych: może haracz od posiadania złotych zębów?

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama