Coś się zmienia

Cotygodniowy felieton z "Przewodnika Katolickiego" (23/2007)

Właśnie mija 15. rocznica „lewego czerwcowego", czyli zamachu na rząd w 1992 r. Kiedy minister Macierewicz próbował zrealizować zadanie postawione mu przez Sejm, rozmaite grupy interesu - pozostające w uścisku peerelowskich służb specjalnych - okrzyknęły go oszołomem i obaliły rząd Jana Olszewskiego. Wysłuchiwaliśmy potem mętnych wywodów o „polowaniu na czarownice" i „przedsionku polskiego piekła", podczas gdy jedynym błędem Macierewicza była nazbyt dokładna realizacja uchwały sejmowej, autorstwa Janusza Korwin-Mikkego. Ujawnione wówczas zasoby archiwalne bezpieki uderzyły jednocześnie we wszystkie ośrodki władzy. Kłamią jednak ci, którzy podtrzymują mit, jakoby Macierewicz był nierzetelny, bo wystarczy przypomnieć, że te same nazwiska - i kilka innych - pojawiły się także na tzw. liście Milczanowskiego.

I oto coś się zmienia. Wygląda na to, że obserwujemy początek agonii zakłamanej Rzeczypospolitej ubecko-komunistycznej. Jej symbolami były, jak wiadomo, matactwa okrągłostołowe oraz fraternizacja Michnika z Kiszczakiem. Kilka miesięcy temu znakomicie opisał ów pokraczny twór pozornej demokracji, urągający elementarnej przyzwoitości, redaktor Maciej Rybiński.

Do tej pory państwo polskie było zbyt słabe, a sądy nieudolne, albo nie całkiem niezawisłe, aby ukarać sprawców zbrodni komunistycznych. Tymczasem teraz - co by nie powiedzieć o rządach Kaczyńskich - stało się to możliwe. Już dawno hymn narodowy nie robił takiego wrażenia, jak wtedy, gdy na sali sądowej śpiewali go krewni i przyjaciele górników zabitych w kopalni „Wujek", po ogłoszeniu wyroków na zomowców. I nareszcie orzeczono, że strzelali, aby zabić. Czas, aby osądzono także ich mocodawców, z Kiszczakiem i Jaruzelskim na czele. A po okresie „józiolenia" - jak malowniczo nazwał „drogi Leszek" słowa towarzysza Józefa Oleksego o przekrętach w SLD - nastał nam czas „jerzolenia". Uaktywnił się bowiem poseł Jerzy Wenderlich: wszędzie go pełno! Gdzie się nie pojawi, plecie, plecie i nic mu się nie podoba, jak na zasłużonego „komucha" przystało. Najzabawniej, że towarzysz użala się, iż w obecnym Sejmie nie ma co robić, jakby mu kto zabraniał zgłaszać inicjatywy legislacyjne. Skoro jednak uznał, że nie ma nic do roboty, to może zachowa się honorowo i złoży mandat?

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama