Milcząca apostazja Europy

O zagrożeniach cywilizacji chrześcijańskiej, meandrach polskiej wolności i wyzwaniach, jakie czekają nas w najbliższych latach

O zagrożeniach cywilizacji chrześcijańskiej, meandrach polskiej wolności i wyzwaniach, jakie czekają nas w najbliższych latach, z Markiem Jurkiem, przewodniczącym Prawicy Rzeczypospolitej, marszałkiem Sejmu V kadencji, historykiem, rozmawia ks. Paweł Siedlanowski.

Panie Marszałku, był Pan niedawno gościem siedleckiej młodzieży...

Przyjechałem do Siedlec na zaproszenia Duszpasterstwa Akademickiego. Miałem też okazję rozmawiać z licealistami. Tematem wykładu był kryzys cywilizacji chrześcijańskiej we współczesnym świecie. Nie zabrakło też pytań o współczesne problemy Polski, katastrofę smoleńską, kierunek zmian politycznych, społecznych i gospodarczych, jakie się na naszych oczach dokonują.

Jak Pan odebrał spotkania?

Bardzo dobrze. Jest to pierwsze pokolenie, które przyszło na świat w wolnej Polsce, zostało w tym duchu wychowane. Stoi przed wielką szansą budowania niepodległej ojczyzny w warunkach, o jakich ich przodkowie mogli tylko pomarzyć. Ludzie młodzi są ciekawi świata, potrafią dobrze rozpoznać ważne sprawy - świadczą o tym zadawane mi pytania. Owszem, jest wiele schematów, kalk, nakładających się na myślenie pokolenia internetu i multimediów. Kultura masowa jest tyglem, z którego młodzi ludzie własnym wysiłkiem muszą wybrać to, co wartościowe.

Wspomniał Pan, że podczas spotkania pojawiał się temat katastrofy smoleńskiej. Jaka jest Pana opinia na temat raportu MAK?

Deklaracja pani Anodiny była, mówiąc wprost, bezczelna. Potrzebna jest polska komisja, może wzmocniona przez państwa sprzymierzone z nami, która przygotowałaby własny raport. Niestety, obecny rząd nie ma kwalifikacji, aby zrealizować ów cel, ponieważ nie posiada odpowiedniego autorytetu. Poparcie zwolenników może wystarczyć partii politycznej, ale nie premierowi. Teza, że Rosja jest w stanie przygotować obiektywny raport, okazała się z gruntu fałszywa. Rezygnacja ze śledztwa, pozostawienie poza granicami kraju materialnych dowodów katastrofy były nieodpowiedzialne. W normalnej sytuacji taki rząd powinien ustąpić, jego zaś miejsce zająć gabinet zaufania publicznego.

Jak ocenia Pan sytuację społeczną, gospodarczą i polityczną państwa na początku 2011 r.?

Polska potrzebuje energicznych i konsekwentnych zmian, wychodzących poza kampanię reklamową i billboardy drukowane za państwowe pieniądze. Trzeba zmierzyć się z kryzysem finansowym, zadłużeniem państwa. Działania rządu są nieodpowiedzialne, czego przykładem jest sięganie po pieniądze z funduszu rezerwy demograficznej, które mają zabezpieczać emerytury w wypadku, gdyby zabrakło płatników. Podobnie należy ocenić manipulacje funduszem emerytalnym, z jakimi niedawno mieliśmy do czynienia. Polska jest niestety krajem wyludniającym się. Brakuje też polityki gospodarczej, która służyłaby rozwojowi przedsiębiorczości, co przyczyniłoby się do wzrostu dochodu narodowego, a tym samym wzmocniłaby dochód państwa. Podnoszenie podatków nie jest rozwiązaniem dalekosiężnym. Efekt tych działań wystarczy na bardzo krótko.

Które z wyzwań stojących przed Polską są najważniejsze w perspektywie najbliższych lat?

Niewątpliwie jest to demografia. Tutaj kryzys jest najbardziej dotkliwy. Jeśli rodzinie zostanie zagwarantowana stabilność rozwoju, gdy będzie jej towarzyszyć przychylność państwa, wyrażająca się np. w systemie podatkowym, możliwe jest jego przełamanie. Mówią o tym nawet liberalnie myślący ekonomiści. Poza tym, aby odbudować czy wzmocnić rodzinę, konieczne jest jej odrodzenie moralne, sięgnięcie po wartości chrześcijańskie. Jeśli państwo ma kłopoty z odróżnieniem małżeństwa od konkubinatu, źle wróży nam to przyszłość. Dlatego Prawica Rzeczypospolitej tak mocno postuluje zwrot w kierunku moralności i gospodarki.

W spotkaniu z licealistami, cytując Jana Pawła II, użył Pan sformułowania „milcząca apostazja Europy”. Jak rozumieć te słowa?

Papież zawarł je w adhortacji „Ecclesia In Europa”. Śmiało można powiedzieć, że dokument ten jest jego europejskim testamentem. Co to znaczy? Bez otwartych deklaracji, po cichu wielu przywódców państw europejskich przyjęło zasady jednoznacznie wykluczające prawdy ewangeliczne z życia społecznego i mające w pogardzie moralność na nich zbudowaną. Cywilizacja chrześcijańska ulega destrukcji od wewnątrz - niszczą ją ci, którzy jej przede wszystkim zawdzięczają swoją tożsamość. Smutne a zarazem tragiczne jest to, że przyczyniają się do tego ludzie, którzy zostali powołani do jej obrony, mówią o sobie, że są „prawicą”, „centroprawicą” bądź „chadecją”. Przykłady takich postaw możemy znaleźć niedaleko nas: w Niemczech, we Francji. Rodzi się pytanie: po której stronie będzie Polska?

Czy są przesłanki, by mieć takie obawy?

To, co widzimy, nie napawa optymizmem. Przykład z ostatnich miesięcy: w sytuacji, gdy wiele państw europejskich decyduje się wystąpić w obronie wartości chrześcijańskich na forum międzynarodowym, nasi politycy milczą. Mam na myśli sprawę obecności krzyża w miejscach publicznych. Takie kraje jak Włochy, Litwa, Grecja, Bułgaria, Rumunia, Malta, Cypr i inne stać było na oficjalne stanowisko, broniące prawa do publicznej obecności krzyża (chodzi o negatywny wyrok Trybunału w Strasburgu, dotyczący sprawy w jednej z włoskich szkół), Polski niestety w owym gronie zabrakło. Apelowałem do opozycji, aby wystąpiła z żądaniem do polskich władz o zajęcie jasnego stanowiska w sporze, odwołując się do ogólnej zasady - niestety bezskutecznie. Jest to bardzo przygnębiające, ponieważ chodzi o gest symboliczny. Zabrakło dowagi? Innym jej nie brakuje. Widzimy dziś przykład Węgier (stojących aktualnie na czele Unii Europejskiej, co jest samo w sobie gestem głęboko symbolicznym), które, przy gwałtownym sprzeciwie sprzymierzonych w całej Europie lewicowych i lewackich mediów, pod wodzą nowego rządu premiera Viktora Orbana, pragną w konstytucji potwierdzić, iż są państwem cywilizacji życia. Okazuje się, że jeśli się chce, można... W Polsce, pomimo podobnej próby, podjętej kilka lat temu, to się nie udało.

Może zabrakło silnych ośrodków katolickich, które takie stanowisko wymogłyby na rządzących?

Z pewnością ów głos, nawet jeśli się pojawia, jest zbyt mało słyszalny. Polakom trzeba pokazać, że przyszłość naszego kraju to przede wszystko cywilizacja życia i prawa rodziny, przełamanie kryzysu demograficznego, solidarność z rodzinami wychowującymi dzieci i że prawo do życia od poczęcia do naturalnej śmierci to zasadnicze prawo człowieka. Konieczne jest zbudowanie silnej opinii chrześcijańskiej nie tylko w Polsce, ale też w całej Europie. Musi ona sprostać mediom, ogromnym wpływom ludzi opowiadających się za cywilizacją śmierci. Dziś da się zauważyć lęk środowisk katolickich przed podejmowaniem problematyki moralnej, jest ona spychana na margines codzienności, ucieka się od niej w dyskusjach publicznych.

Partie mówią o polityce rodzinnej, ale jest w tym wiele niezrozumień...

Na przykład Polska Jest Najważniejsza wspominając o niej, proponuje wysyłanie dzieci do żłobków i przedszkoli, co może i stanowi doraźną pomoc świadczoną rodzinie, ale nie jest to sensu stricte polityka prorodzinna. Natomiast elementem takiej mogłyby być np. dłuższe urlopy macierzyńskie, świadczenia prorodzinne dla rodzin rolniczych - tam rodzi się przecież najwięcej dzieci, do tego niższe podatki dla rodziców pracujących itp. Tego się nie robi. Jako katolicy i ludzie, którym powinien być bliski los ojczyzny, nie powinniśmy milczeć.

Panie Marszałku, jak przebić się przez głos mainsteamowych mediów? Zdominowały społeczny przekaz, kreśląc wizję Polski często już w „przetworzonej” wersji. Czasem wydaje się to niemożliwe...

W czasach totalitaryzmu ludziom kneblowano usta. W społeczeństwie liberalnym mówić ma prawo każdy, ale tylko niektórym włącza się mikrofony. Oczywiście na taki stan zgodzić się nie można, ponieważ powstaje zagrożenie utrwalenia państwa oligarchicznego, w którym władza zakreśla społeczeństwu obszar zainteresowań. Może realizować swój interes, jednocześnie lekceważąc sprawy wspólne. Ludzie, którzy to widzą, nie mają instrumentów, ażeby zaprotestować. Dlatego także ważne jest, abyśmy dysponowali odpowiednimi narzędziami, dzięki którym nasz głos będzie słyszalny. Przestrzenią wzajemnej komunikacji może być internet, dziennikarstwo obywatelskie, bezpośrednie spotkania, także media katolickie. Często są lekceważone, izolowane, co nie znaczy, że mamy się z tym zgadzać. Publicyści katoliccy są zbyt mało widoczni poza swoim środowiskiem. Zbyt wiele jest w nich nieśmiałości, może niewiary w swoje możliwości w podejmowaniu poważnych debat publicznych. Musimy dbać o to, aby nasze poglądy były jasno i czytelnie wyrażane i aby sprawy milionów ludzi wierzących w Polsce były odważnie prezentowane. Chrześcijaństwo nie jest mglistą filozofią, ale konkretnym programem życia. Naszym zadaniem jest konsekwentne wprowadzanie go w codzienność.

Dziękuję za rozmowę.

Echo Katolickie 5/2011

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama