Na waszą miarę to kariera...

Komentarz powyborczy (2011)

Mnożące się podsumowania minionej już elekcji władz parlamentarnych, a co za tym idzie również i władz rządowych naszego kraju, mogą niejednego doprowadzić do mdłości.

Przerzucanie się wieściami z wygranych i pokonanych obozów, refleksje nad tym, kto i kiedy ma odejść, a kto przyjść, namiętne poszukiwanie winnych tego czy owego stanowi już chyba nieodłączny element folkloru powyborczego. Nie chcę zatem i ja zanudzać czytelników podobnymi wywodami. Wolę zastanowić się nad pewnymi wątkami, które z mniejszą lub większą, a czasem nawet zerową donośnością przebijają się przez peany i gromy słane na jednych i drugich uczestników elekcyjnego zamieszania.

Polacy, nic się nie stało?

Właściwie można powiedzieć, że dokonał się normalny w demokratycznym kraju wybór rządzących na kolejną kadencję. Można by tak powiedzieć, gdyby nie fakt, że w naszym kraju z normalnością jesteśmy dość często na bakier. Przy czym za normalność uważam taką sytuację, gdy potencjalny wyborca kieruje się rozumem, a nie emocjami, i gdy logicznie łączy różne informacje, a ponadto umie i chce wyciągać racjonalne wnioski z owych przemyśleń. Do tego potrzeba jednak ascezy intelektualnej i bezstronnych mediów. Tymczasem mam nieodparte wrażenie, że nie do końca owe wybory były racjonalne. W powyborczy poniedziałek bowiem trafiłem na fotel w gabinecie dentystycznym, gdzie pan doktor pomiędzy jedną a drugą czynnością opowiedział mi o dokonanym przez siebie wyborze. Otóż zagłosował na partię byłego i ponownego posła z Biłgoraja (nawet elekcja nie przekona mnie, że należy używać wulgaryzmów). Uzasadniając swój wybór stwierdził, że wprawdzie nic on nie dokona, ale przynajmniej będzie śmieszniej. Mnie tymczasem jakoś nie do śmiechu. Retoryka antykościelna nie jest tutaj najważniejszym powodem mojej melancholii, chociaż i ona wpływa na mnie dość znacznie. Uderzenia w Kościół, a nawet w samo jądro kościelnego przesłania, czyli Ewangelię, stanowi jasny przekaz tejże partii. Jest to jednak i przede wszystkim uderzenie w kulturową podstawę naszej ojczyzny. Oparcie przez media kampanii wyborczej, co szczególnie było widać w ostatnich tygodniach przed wyborami, na elementach antyracjonalnych, a mianowicie na lękach i strachu (słynny klip PO), spowodowało obudzenie się demonów. Wprowadzenie do parlamentu osób, które wbrew woli młodej dziewczyny doprowadziły do aborcji jej nienarodzonego dziecka (mało kto z nas wie dzisiaj o losach tamtej lubelskiej dziewczyny), osoby po zmianie płci czy też opieranie się na matce zarabiającej kasę na niedopuszczeniu do zabicia jej dziecka, lider tego ugrupowania uczynił nie tyle zabiegiem mającym przyciągnąć wyborców, ile raczej zasadniczą kanwą swojego wyborczego przesłania. Innymi słowy: mówiąc o państwie nowoczesnym i świeckim, stawiał się w opozycji nie do istniejącej struktury państwowej, lecz do tego, co nazwać moglibyśmy etosem polskim. Nowoczesność nie oznacza tutaj innowacyjności, ale zaprzeczenie tradycji. Ze zdziwieniem więc przyjąłem słowa ks. biskupa T. Pieronka, że twórca ruchu opartego na negacji cywilizacji łacińskiej ucywilizuje się poprzez wejście do sejmu. Być może, ale pytaniem pozostaje, jaki typ cywilizacji będzie dla niego matecznikiem? Na pewno nie łacińska (chrześcijańska).

Poznać przyczynę

Cóż, mówią starsi, że kto sieje wiatr, ten zbiera burzę. W końcu twórca „trzeciej siły w parlamencie” został wychowany przez katolickie instytucje (jego wierna fanka tkwiąca jak dotąd w ramionach Tuska jest nawet pracownicą owej katolickiej instytucji) i jeszcze całkiem niedawno cieszył się poparciem wyższych hierarchów Kościoła. Nie trzeba teraz tego przemilczać i udawać się, że nic sie nie stało. Jednakże moim zdaniem przyczyna jest o wiele głębsza. Wydaje mi się, że (piszę to z ogromnym smutkiem) w czasie ostatniego dwudziestolecia Kościół polski, a przynajmniej znaczna część jego duchowieństwa, wziął udział w procesie relatywizowania prawdy. Sztandarowym przykładem tego kontredansu było nieprzeprowadzenie w strukturach Kościoła (wzorem chociażby dawnej NRD) rzetelnej i dogłębnej lustracji. Nie chodziło w niej o zemstę, ale właśnie o poznanie prawdy i na jej bazie budowanie sprawiedliwości. Tym samym Kościół dał sygnał społeczeństwu, że prawda i sprawiedliwość są tylko zasłonami dymnymi dla innych interesów, chociażby dla brylowania w społeczeństwie. Widać to również w podejściu pewnej części duchownych do problemu dogmatów, standardów etycznych czy też katolickiej nauki społecznej. Nie kto inny, ale to właśnie niektórzy duchowni kontestowali przypomnienie jednej dykasterii watykańskiej o zakazie udzielania Komunii świętej osobom, które popierają dopuszczalność aborcji. Pomijam w tym momencie samą literalną znajomość nauczania Kościoła odnośnie spraw społecznych. Znamienne dla takiej postawy były wystąpienia rzecznika Episkopatu, który po wyborach wyśpiewał pean na rzecz demokracji, a sprawą promocji satanizmu w mediach publicznych zajął się dopiero po zdecydowanej reakcji dwóch biskupów diecezjalnych, przy okazji sekując pewne grupy chcące modlić się za ojczyznę. Przegraną takiego relatywizmu prawdy widać najbardziej w grupie nastawionej z natury na poszukiwanie stałych w życiu, a mianowicie w młodzieży, gdzie 1/4 głosów zebrała rzeczona partia. Obyś był zimny albo gorący - można by wspomnieć te słowa Biblii. I jak proroctwo spełniły się one: chcę cię wypluć z moich ust. Zresztą nie ma co dziwić się, skoro młodzi ludzie, na niepokojące ich problemy otrzymują odpowiedź typu: „Bóg cię Kocha!”, „Będzie fajnie!” lub jakieś dziwaczne pseudopsychologiczne farmazony, zaś starsi ludzie widzą Kościół przez pryzmat księdza, który pod rękę z władzą świecką usuwa krzyż z przestrzeni publicznej.

Jaka droga przed nami?

Możliwe, że słowa przeze mnie napisane są ostre. Ale i sytuacja nie jest ciekawa. Partia posła z Biłgoraja (herbu pistolet i wibrator) nie jest, jak sądzą niektórzy, kolejnym wcieleniem Samoobrony. To niestety trwały element naszej sceny politycznej, który - wsparty liberalizmem ideowym skrywanym przez niektórych - może stać się zapalnikiem pod detonację naszej cywilizacji. Zapalnika nie rozbraja się poprzez głaskanie i tłumaczenie łagodnymi słówkami, lecz przez zdecydowane przecięcie przewodów zasilających. Właśnie takiego zdecydowania potrzeba Kościołowi i nam w Polsce. Potrzeba jasnego opowiedzenia się za całokształtem nauczania Kościoła, a to wiąże się z przyswojeniem sobie tego nauczania. Jeszcze raz powtórzę: całokształtem z przestrzeni 2000 lat. Warto wspomnieć tutaj słowa Benedykta XVI, wygłoszone w parlamencie niemieckim, w których papież przypomniał, iż chrześcijaństwo w swojej myśli społecznej „odwoływało się do natury i rozumu jako prawdziwych źródeł prawa - odwoływało się do zgody między rozumem obiektywnym a subiektywnym, do zgody, która jednak zakłada istnienie obu dziedzin, powstałych w stwórczym Umyśle Boga”. Jedyną drogą Kościoła dzisiaj w naszym kraju jest podporządkowanie się prawdzie. Nawet jeśli będziemy musieli zderzyć się z pustymi świątyniami i niedogrzanymi plebaniami.

KS. JACEK WŁ. ŚWIĄTEK

Echo Katolickie 41/2011

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama