Bezwinna szarańcza (z hodowli własnej)

O demonstracjach "oburzonych" w polskim kontekście

Gdy usłyszałem, że do warszawskiej demonstracji tzw. „oburzonych” miał dołączyć się Ryszard Kalisz, to mało nie pękłem ze śmiechu. W swoich założeniach bowiem owa „rewolta młodych”, ponoć powstająca oddolnie i całkowicie spontanicznie, miała być wyrazem niezadowolenia ludzi startujących w dorosłe życie z powodu braku perspektyw na jakąkolwiek stabilizację.

Miała także donośnie podkreślać, iż tzw. „masy ludowe” nie zamierzają na swoich barkach nieść obciążeń pakietów antykryzysowych w poszczególnych państwach. Pojawienie się na czele polskiej wersji „Marszu oburzonych” posła, który na co dzień porusza się samochodem marki Jaguar, zdawało mi się kpiną z rozumności samych manifestantów. Bo czymże może oburzać się pan Kalisz i ludzie z „kawiorowej lewicy”? Chyba tylko tą nikłością poparcia społecznego, jaką uzyskali się  9 października. Pomijając jednak ten iście polski element demonstracji, które przeszły przez wielkie miasta świata od Australii po Stany Zjednoczone, warto chwilę zatrzymać się nad tym „fenomenem społecznym”.

Roztrzaskana Madonna

Pierwotnie ów „oddolny” ruch zainicjowany został w Hiszpanii, gdzie młodzi ludzie, nie tylko o nastawieniu anarchistycznym, postanowili pozostać na Placu Słońca, by swoją obecnością zaznaczyć protest przeciw planom oszczędnościowym rządu oraz zwrócić uwagę na niedoskonałości życia młodego pokolenia. W związku z kryzysem gospodarczym działania młodych ludzi powielały się w innych krajach, np. w Grecji. Jednakże manifestacje zaplanowane na połowę października miały już inny charakter. Szczególnie w stolicy słonecznej Italii. Zniszczenia, jakich dokonali manifestujący ludzie, choć nie do przyjęcia, to jednak możliwe były do przewidzenia. Nikt jednak nie przewidział, że manifestujący wtargną do kościołów i dokonają aktów profanacji. W czasie jednego takiego zajścia widać młodego człowieka, który wynosi ze świątyni figurę Matki Bożej, a następnie rzuca ją na asfalt ulicy, by ją roztrzaskać. W manifestującym tłumie natychmiast znajdują się ludzie, którzy w ferworze podbiegają do szczątków posągu i depczą go w swoistym amoku. Jest to jeden z najbardziej dramatycznych momentów tejże manifestacji. Problem w tym, że w 2011 r. tych „młodzieżowych demonstracji mieliśmy już kilka. A wszystkie one mają jakby ten sam scenariusz. Najpierw były Ateny, potem Londyn, teraz Rzym. A kilka lat wcześniej Paryż. Wszędzie mamy do czynienia z młodymi ludźmi, którzy, korzystając ze swoistej bezkarności, doprowadzają do demolowania i niszczenia dóbr osób prywatnych oraz dóbr wspólnych. I za każdym razem poczynania zbitego w tłum młodego pokolenia tłumaczone są ich niezadowoleniem z istniejących stosunków społecznych, niemożliwością zapewnienia sobie życiowej stabilizacji, wykluczeniem społecznym tejże grupy, niemożnością spełnienia życiowego etc. Można mnożyć wszystkie te motywy. Jest jednak pewne małe „ale”.

Jaka myśl, taki czyn

Wydaje się, iż ta krótka sentencja Demostenesa jest tutaj jak najbardziej na miejscu. W czynie rozpoznaje się motywy działania człowieka. Włoska prasa dotarła do jednego z prowodyrów manifestacji w Rzymie, który bez żadnych skrupułów opowiedział o przygotowaniach nie do demonstrowania niezadowolenia z istniejącej sytuacji ekonomicznej, ale do zdecydowanego dążenia do konfrontacji z siłami bezpieczeństwa i wywołania zamieszek. Ów młody trzydziestoletni człowiek, pochodzący z bogatej rodziny żyjącej w Apulii, bez żadnej wstydliwości opowiadał, jak przez rok co miesiąc przepływał z przyjaciółmi promem do Grecji, by obserwować przebieg tamtejszych starć z policją i na ich podstawie opracowywać plan działania. Jak wyznał, dzisiaj on i jego towarzysze są już zorganizowaną armią. A to oznacza, że w ocenie owych zdarzeń należy przede wszystkim zrezygnować z tezy o ich spontaniczności. O ile pierwszy tego typu protest, zresztą wymierzony w socjalistyczny rząd Zapatero w Hiszpanii, miał jeszcze pewne znamiona oddolności, to pozostałe tych znamion już nie posiadają. Mówi się o wykorzystaniu internetowych portali społecznościowych w celu przekazywania informacji o podejmowanych spontanicznie akcjach. Cóż, anonimowość internetu sprawia, że nie do końca można przyjąć tezę o oddolności tych akcji. Historia już wielokrotnie pokazywała, że to, co jawiło się jako spontaniczny protest, w ostateczności okazywało się doskonale zorganizowaną akcją pewnych czynników czy służb. Jako przykład można przytoczyć praską manifestację zapoczątkowującą „aksamitną rewolucję” czy też protesty młodzieży w USA przeciw wojnie w Wietnamie, o których dzisiaj wiemy, iż organizowane były za pieniądze sowieckie. Bywało i tak, że władze same inicjowały tego typu protesty, aby mieć pretekst do wprowadzania jakowyś zmian w systemie społecznym.

Ideał sięgnął bruku

Powracając jednak do profanacji kościoła w Rzymie można pokusić się o pewną konstatację. Otóż wydaje się, iż właściwym celem owych protestów staje się kultura europejska. Wszak Madonna, której statuę roztrzaskano na bruku, nie ma nic do ekonomii czy pozycji społecznej młodych ludzi. W obłąkańczym deptaniu jednakże tej figury mamy pewne wspomnienia z przeszłości. Przypomina to jako żywo paryski tłum, który podburzony przez pewną frakcję w czasie rewolucji francuskiej niszczył opactwo St. Denis, obcinając głowy rzeźbom i pastwiąc się nad wyciągniętymi z grobów truchłami królewskimi. Tamte działania miały na celu dokonanie desakralizacji władzy królewskiej, by zbudować na jej gruzach nowe społeczeństwo. Dzisiaj widzimy parcie do zawłaszczania nie tylko rewirów religijnych (w tym przypadku niewielka odległość dzieli młodych depczących figurę Maryi od młodych oddających mocz na znicze na Krakowskim Przedmieściu), ale również do negowania własności prywatnej oraz do wprowadzania „socjalistycznej równości” (ta zawsze rozpoczyna się od żądań socjalnych). Kapitalizm nie jest systemem bez wad, ale jako jedyny z ekonomicznych systemów daje możliwość człowiekowi wykazania się własnymi zdolnościami i wzięcia odpowiedzialności za własne czyny. W odróżnieniu od wszelkich form socjalistycznych stanowi syntezę wolności i rozumności, podczas gdy w tamtych jeden z tych czynników neguje drugi. Trzeba przyznać, iż dzieło wychowania młodego pokolenia, w które wdepnęła Europa pod wpływem lewicowych marzeń o bezklasowym (komunistycznym) społeczeństwie, dzisiaj wydaje swoje owoce. Najpierw przygotowano grunt kulturowy i posiano ziarna idei, by dzisiaj zbierać owoce. Nie chodzi jednak o danie jakiejkolwiek szansy młodemu pokoleniu, lecz raczej o wtłoczenie go w nowe formy zniewolenia. Bo czy zauważyli Państwo, że jedyną grupą społeczną, która nie wyraża zaniepokojenia zamieszkami, są właśnie elity finansowe tego świata?

KS. JACEK WŁ. ŚWIĄTEK
Echo Katolickie 42/2011

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama