Skutki nowej edukacji seksualnej będą niewyobrażalne

We wrześniu trafi do sejmu projekt ustawy o wprowadzeniu obowiązkowej edukacji seksualnej. Czy my, rodzice, możemy zrobić coś, by zatrzymać seksedukację?

Skutki nowej edukacji seksualnej będą niewyobrażalne

Pojawiają się głosy, jakoby w polskich szkołach tematyka związana z życiem płciowym człowieka nie była podejmowana w ogóle albo była podejmowana w sposób niewystarczający. Jak naprawdę wygląda sytuacja?

Od 1998 r. wraz z zaostrzeniem ustawy antyaborcyjnej wprowadzono do szkół edukację seksualną typu A w postaci przedmiotu „wychowanie do życia w rodzinie”. W ogólnoświatowej klasyfikacji mamy trzy typy nauczania: A - wychowanie do czystości i małżeństwa; B - edukacja biologiczna z prezentacją antykoncepcyjnej i aborcyjnej oferty; C - będący mieszanką obu.

Realizowana w Polsce edukacja typu A zawiera elementy edukacji B i w zasadzie jest łagodniejszą formą typu C z przesunięciem w stronę typu A.

Przeglądając podręczniki, zauważymy, że program zajęć zawiera lekcje o budowie układu rozrodczego, o przekazywaniu życia i informacje o środkach wczesnoporonnych, antykoncepcji i aborcji, o zagrożeniach HIV/AIDS, chorobach przenoszonych drogą płciową, poradnictwie młodzieżowym.

Zarzuty, iż ta edukacja nie jest wystarczająca, są chybione. Po wprowadzeniu nauczania typu A do programów szkolnych znacząco spadł odsetek młodzieży rozpoczynającej przedwczesne życie seksualne. Również z badań przeprowadzonych wśród krakowskich gimnazjalistów i licealistów (grupa ok. 1,2 tys. osób) przez dr. Szymona Grzelaka wynika, że młodzi mają duże zaufanie do osób prowadzących zajęcia, a ich lekcje miały znaczący wpływ na wstrzemięźliwą postawę nastolatków.

Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) chce wprowadzić nowe standardy w edukacji seksualnej. Proszę wyjaśnić, na czym one polegają. Mam bowiem wrażenie, że większość społeczeństwa nie zdaje sobie sprawy, czego już wkrótce czterolatki mogą uczyć się w przedszkolu.

Zalecenia WHO zostały zawarte w dwutomowym podręczniku z 2009 r. i opierają się o tzw. Deklarację praw seksualnych IPPF przyjętą przez ONZ w 2002 r. To bardzo ważne, byśmy uświadomili sobie, kto przygotowuje te tzw. standardy i jaką drogą mają one zostać wprowadzone do szkół.

IPPF to największa w świecie organizacja aborcyjna otrzymująca ogromne pieniądze z budżetu ONZ, USA i wielu prywatnych fundacji na prowadzenie tzw. polityki populacyjnej.

Swoją działalność rozpoczęła od eksperymentów eugenicznych, propagując antykoncepcję i aborcję. Założycielka, Margaret Sanger, współpracowała z niemieckimi eugenikami, a ludzi upośledzonych, słabych nazywała ludzkimi chwastami. Od początku aborcja i antykoncepcja przynosiły niebotyczne dochody, a dziś sięgają one w IPPF ponad 140 mln dolarów rocznie. To oczywiste, że rozbudzenie seksualne społeczeństwa przeliczane jest na pieniądze. Staje się też narzędziem rozbudzenia dzieci i młodzieży. Wprowadzenie edukacji typu B w Wielkiej Brytanii spowodowało natychmiastowy wzrost ciąż nieletnich o 38%. Państwa przodujące w przeprowadzaniu aborcji u dziewcząt przed 18 rokiem życia to właśnie te, w których młodzież poznaje edukację typu B. Oczywiście poza IPPF są też inni beneficjenci społecznej rozwiązłości seksualnej, np. cały przemysł pornograficzny.

Warto wiedzieć, że Deklaracja praw seksualnych IPPF utrzymuje, iż człowiek już od niemowlęcia ma prawo do swobodnego korzystania ze swojej seksualności. Masturbacja jest tą przyjemnością, której powinien się oddawać, aby zachować dobrą kondycję w ciągu całego życia. Do tego należy respektować prawo dzieci i dorosłych do eksperymentowania w różnych rodzajach związków i zdobywania wielu doświadczeń seksualnych. Ze standardów WHO, z rozdziału pt. „Matryce”, dowiadujemy się, że już w wieku czterech lat dzieci miałyby być zachęcane do odkrywania własnego ciała, szukania w nim źródła przyjemności i zabawy.

Drugim polem eksperymentu społecznego Deklaracji IPPF, a co za tym idzie WHO, jest tzw. różnorodność. Pojęcie, które rzekomo ma się odnosić do tolerancji, w rzeczywistości powinniśmy kojarzyć z transseksualizmem, promocją homoseksualizmu i niszczeniem tożsamości płciowej dzieci w imię ideologii gender. Ponadto standardy zalecają, aby lekcje edukacji prowadzili homoseksualiści, transwestyci itp. Zatem do szkół zostaną wpuszczeni ludzie niemający wykształcenia pedagogicznego. Będą oni mogli dzielić się z naszymi dziećmi swoimi seksualnymi eksperymentami, tak jak już to się dzieje w USA, Kanadzie, Niemczech i krajach skandynawskich. Sześciolatek zostanie również poinformowany o rodzajach stosunków analnych, oralnych, a także zapoznany z sadyzmem i masochizmem jako rodzajami ekspresji seksualnej. Co najgorsze, wszystko to rozgrywało się będzie w kontekście ataku na heteroseksualną normatywność, zmierzając do zaburzenia integracji dzieci z własną płcią biologiczną. To właśnie prawdziwa istota ideologii gender. Ponadto według owych standardów 12-latki dowiedzą się o uprawianiu seksu za pieniądze, odtwarzaniu błony dziewiczej itp. Edukacja seksualna musi wkroczyć z prawami reprodukcyjnymi, czyli antykoncepcją dla najmłodszych i aborcją. Dlatego należy spodziewać się ruchów lewicy i rządu również na tym polu.

Niemiecka socjolog Gabriele Kuby w wielu wywiadach opowiada, jak wygląda edukacja seksualna w jej kraju i innych państwach zachodnich: „W niemieckich przedszkolach dzieci muszą bawić się w «doktora». Bada się specjalnie przygotowane lalki z narządami płciowymi, ale i pokazuje się na własnym ciele, gdzie, co i jak działa. U nas jest to element edukacji seksualnej. Maluchy uczą się anatomii narządów płciowych oraz jak ich używać niekoniecznie do prokreacji, a do zaspokojenia swoich seksualnych potrzeb”. Ponadto nie mówi się o tradycyjnym małżeństwie i rodzinie, ale podaje się nowe definicje „rodziny patchworkowej”, rodziców samotnie wychowujących dzieci czy związków jednopłciowych. Na zajęciach praktykowane są ćwiczenia, które mają przełamać wstyd. Brzmi to niewiarygodnie.

Ale jest faktem. Polska jest obecnie jak małe tolkienowskie Shire. Wokół gromadzą się chmury i rozpoczyna się wojna - ostateczne starcie z kulturą wartości chrześcijańskich. Siły ONZ, Rady Europy, Unii Europejskiej wraz prywatnymi fundacjami, światową finansjerą, Bankiem Światowym ruszyły do ataku. Choćby kilka dni temu Obama powiedział, że nie będzie miejsca w nowym świecie dla „nietolerancji”, a kilka miesięcy temu ONZ wydała komunikat, że Watykan musi dostosować swoje nauczanie do „nowych praw człowieka”, otworzyć się dogmatycznie na antykoncepcję i aborcję. Wojna wydaje się nie do wygrania, ale nie powinniśmy bać się tego Goliata. Może pojawić się wiele czynników, które doprowadzą do jego upadku. Z drugiej strony nie wolno przeciwnika zlekceważyć i zignorować, czekać, aż „samo coś się stanie”. Ta wojna już przekroczyła granice Polski. Wracając do tolkienowskiej retoryki - spoczęło na nas tzw. oko Saurona. Jesteśmy państwem silnie katolickim, ostatnim bastionem niepożądanych standardów chrześcijańskich. Znaleźliśmy się na celowniku i musimy wygrać bitwę o nasze dzieci i ich przyszłość. Nie wolno nam dać się uwieść retoryce wrogów.

Jakie mogą być skutki tak wczesnej edukacji seksualnej?

Według raportu APA (Amerykańskiego Towarzystwa Psychologicznego) seksualizacja dzieci prowadzi do lęków, problemów z koncentracją, nauką, logiką i matematyką, depresji i niskiej samooceny, a później do zaburzenia normalnych relacji seksualnych z małżonkiem, jeśli do takiego związku w ogóle dochodzi. Na marginesie wspomnę, że wśród amerykańskich rodziców wzrosło przekonanie, że edukacja typu B jest niszcząca i odpowiada za obniżenie wieku inicjacji seksualnej. Obecnie prawie 70% rodziców w USA chce powrotu do edukacji typu A i w wielu stanach Ameryki udało się ją przywrócić.

Kuby ostrzega też, że kiedy w jej kraju wprowadzano do szkół edukację seksualną, program ten wydawał się wyważony i prorodzinny. Jednak szybko został zideologizowany. U nas również istnieje takie ryzyko. Mówi się, że permisywna edukacja seksualna, czyli ta, jaką proponuje WHO, nie wślizguje się do szkół tylnymi drzwiami, ale wchodzi głównym wejściem, często przy braku świadomości rodziców...

Cóż, to właśnie słabość naszego społeczeństwa obywatelskiego. Zbyt często zakładamy, że rząd jest naszym sprzymierzeńcem, nie rozumiejąc, iż musimy patrzyć na ręce ludziom, którzy są u władzy. No i że musimy się angażować w jej sprawowanie. Kontrolować poczynania polityków, wiedząc, że to ludzie zdolni do błędów, a często ulegli wobec tych grup, które stać na stworzenie większej siły nacisku. Sądzę, iż skutki społeczne nowej edukacji seksualnej mającej na celu niszczenie biologicznej tożsamości płciowej dzieci będą niewyobrażalne.

We wrześniu trafi do sejmu projekt ustawy o wprowadzeniu obowiązkowej edukacji seksualnej. Czy my, rodzice, możemy zrobić coś, by zatrzymać seksedukację?

Po pierwsze naciskać na rząd - wysyłając petycje, nękając polityków. Nie wybierajmy ludzi, którzy głosowali za prawami dla homoseksualistów czy popierają aborcję. Kontrolujmy dyrektorów placówek oświatowych pod kątem programów, jakie do nich trafiają.

Zachęcam wszystkich, by od września zaangażowali się w pracę rad rodziców. Sprawdzajmy, jak wyglądają programy profilaktyki AIDS i HIV, jakie zajęcia odbywają się poza szkołą. Co bardzo ważne: uświadamiajmy, sami dowiadujmy się jak najwięcej i nakłaniajmy innych rodziców, aby sprawdzili, na czym będzie polegała nowa edukacja. Większość nawet najbardziej liberalnych opiekunów jest zszokowana standardami WHO.

O tym, czego mają uczyć się nasze dzieci, powinniśmy decydować my, rodzice. Czy są argumenty prawne, których możemy użyć, sprzeciwiając się wprowadzeniu do szkół proponowanej przez WHO edukacji seksualnej?

Póki co cały czas mamy jeszcze konstytucyjne prawo do wychowania dzieci zgodnie z naszymi przekonaniami, co gwarantuje art. 48 Konstytucji RP. Uczestnictwo w zajęciach edukacji seksualnej powinno więc odbywać się za pisemną zgodą rodziców. Każdy z nas może złożyć pisemne oświadczenie, że nie chce, aby jego dziecko uczestniczyło w jakichkolwiek dodatkowych lekcjach bez jego wiedzy i zgody, a zwłaszcza w zajęciach edukacji seksualnej, profilaktyki AIDS i HIV czy narkotykowej. Dobrze zaznaczyć, że nie wyraża się również zgody na to, by na terenie placówki rozdawano darmowe środki antykoncepcyjne i inne „podarunki” związane z edukacją seksualną.

Dziękuję za rozmowę.

Echo Katolickie 34/2014

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama