Co krzepi i uczy

Rok szkolny się rozpoczął, komentarzy na temat szkoły w dobie pandemii pojawiło się bodaj więcej, niż da się dostrzec gwiazd na niebie.

Rok szkolny się rozpoczął, komentarzy na temat szkoły w dobie pandemii pojawiło się bodaj więcej, niż da się dostrzec gwiazd na niebie.

Zaczytany we wspomnieniach księdza profesora Zygmunta Zielińskiego co jakiś czas robię wielkie oczy. „Powroty minionego czasu”, bo tak zatytułowana jest książka wydana przez Instytut Pamięci Narodowej, pokazują świat oczami jednego z najwybitniejszych historyków polskich XX wieku, szczerze i bez kamuflażu. Obfitują przy tym w takie bogactwo szczegółów, również tych mniejszej rangi, osobiście doświadczonych wydarzeń, że trudno uciec od przypominającej się nieustannie starej sentencji, iż historia to nauczycielka życia. Niejeden jeszcze raz pewnie nawiążę do tych wspomnień wybitnego kapłana, dziś jednak przywołam tylko jedno. Otóż kiedy ks. Zieliński poinformował prymasa Stefana Wyszyńskiego o swojej habilitacji (a było to w 1972 roku), otrzymał od niego krótkie, lakoniczne pismo: „Carissime [„Najdroższy” – A.P.], Raduję się Twoim osiągnięciem habilitacyjnym. Niech Matka Najświętsza wspiera Cię w dalszych Twoich poczynaniach, byś mógł wydobywać z dziejów to, co krzepi i uczy, mając wyrozumiałość dla błędów epok i ludzi”. Przyznam, fragment ten w moim egzemplarzu pokreślony jest mocno po to, bym na chybił trafił otwierając książkę, zawsze na niego trafił.

Lata siedemdziesiąte ubiegłego wieku były dla Polski i Kościoła w naszym kraju bardzo trudne. Stanowiły jednak, jak się potem okazało, bardzo solidny grunt dla mających nastąpić w kolejnej dekadzie wydarzeń o randze historycznej. I tak już chyba jest z historią ludzi, narodów i państw. Wydarzenia najwyższej rangi są poprzedzone wyzwaniami i koniecznością zmierzenia się z wysoko postawionymi poprzeczkami. Badacze dziejów oceniać będą je potem przez stulecia i mieć na ich temat własne, często odmienne opinie. Nie znaczy to jednak, że – jak to z genialną intuicją napisał kardynał Wyszyński – obowiązkiem historyków nie jest wydobywanie z nich tego, co krzepi i uczy, a nie tego, co pogrąża w poczuciu nihilizmu.

Poszerzam tę intuicję o inne dziedziny, o nauczanie w ogóle. Rok szkolny się rozpoczął, komentarzy na temat szkoły w dobie pandemii pojawiło się bodaj więcej, niż da się dostrzec gwiazd na niebie. Mało komu przychodzą do głowy refleksje na temat szkoły, która powinna być rezerwuarem wiedzy, która „krzepi i uczy”, czy na temat wyrozumiałości dla błędów poprzednich pokoleń oraz innych ludzi, z którymi nie trzeba się zgadzać, żeby traktować ich jak bliźnich. W bieżącym numerze podejmujemy temat nauczania religii w szkole. To naturalna konsekwencja licznych doniesień o problemach ze szkolną katechezą, a konkretnie: o braku kadry i spadku liczby chętnych do nauczania religii. O obecności katechezy w szkole od 30 lat rozmawiali biskupi podczas ostatniego Zebrania Plenarnego Konferencji Episkopatu Polski. Biskup Marek Mendyk, były przewodniczący Komisji Wychowania Katolickiego, powiedział po nim, że rocznica ta jest okazją nie tylko do rachunku sumienia, ale i do wyznaczenia nowych kierunków i nowych zadań, które katechezę czekają. Rachunek sumienia i spojrzenie w przód po uświadomieniu sobie błędów przeszłości są jak najbardziej uzasadnione, bo błędy popełniamy i popełniać będziemy zawsze. Warto się na nich uczyć.

ks. Adam Pawlaszczyk - redaktor naczelny tygodnika "Gość Niedzielny"

opr. ac/ac

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama