Ważyć słowo

Wulgaryzmy stały się częścią debaty publicznej. To znak, że stało się z nami coś niedobrego. Czy ktoś w ogóle zadaje sobie pytanie, czy samo wysyłanie wulgaryzmów nie jest obrażaniem odbiorcy?

Hashtag z wulgarnym słowem rozsyłany codziennie dziesiątkom tysięcy ludzi, z zachętą do polubienia, wydaje się symboliczny. Czy ktoś w ogóle zadaje sobie pytanie, czy samo wysyłanie wulgaryzmów nie jest obrażaniem odbiorcy?

Dawno, dawno temu używano zwrotu „ważyć słowa”. Chodziło o mówienie z namysłem, po to by mówić mądrze, nie przynosząc sobie wstydu. Ale i o to, by nie obrażać innych. „Waż waść słowa!” – padło zapewne niejednokrotnie z ust urażonego na honorze rozmówcy. To zrozumiałe, bo szacunek należy się każdemu. Przy okazji ostatnich wydarzeń w naszym kraju chciałbym dodać, że szacunek do drugiego człowieka jest również wyznacznikiem pewnej klasy. Szanuj innych, a będą cię szanowali. Prawdziwe jest również powiedzenie: szanuj siebie, to i inni szanować cię będą. Wśród rozmaitych czynników świadczących o szacunku do siebie i do innych jest język, jakim człowiek się posługuje. Ten z rynsztoka nie najlepiej świadczy o mówiącym. Cóż, w XXI wieku mało kto już wie, co oznacza słowo „rynsztok”. A jeszcze mniej rozumie, że słowa, którymi się posługujemy, świadczą o nas samych. Tak jest nawet w przypadku niektórych osób z tytułami profesorskimi, co boli jeszcze bardziej. Bo kultura i wykształcenie jednak powinny iść w parze, żeby ideał bruku nie sięgał.

Hashtag z wulgarnym słowem rozsyłany codziennie dziesiątkom tysięcy ludzi, z zachętą do polubienia, wydaje się symboliczny. Czy ktoś w ogóle zadaje sobie pytanie, czy samo wysyłanie wulgaryzmów nie jest obrażaniem odbiorcy? Pewnie nie zadaje. I to jest dziwne, bo przecież zakładanie, że odbiorca prezentuje ten sam poziom co nadawca rynsztokowej mowy, jest formą mowy nienawiści, o której tak wiele się w pewnych kręgach mówiło i nadal mówi. Paradoksalnie chodzi o to samo środowisko. Tak samo hojnie szafujące oskarżeniami o szerzenie mowy nienawiści (często absurdalnymi), jak obficie dzisiaj rozsyłające czasownik na „w” poprzedzony hashtagiem. Dlaczego utrwala się w nim przekonanie, że chcemy takie słowa czytać?

Szymon Babuchowski w artykule „Patomowa” (ss. 16–19) krytycznie analizuje te właśnie zjawiska. I twierdzi, że wyzywanie obrońców życia czy rządzących najgorszymi wyrazami, jakie tylko zna język polski, dokonuje się za przyzwoleniem środowisk chcących uchodzić za elity. Słuszna to krytyka. Bo do niedawna od przedstawicieli intelektualnej elity oczekiwano pewnej harmonii pomiędzy wykształceniem i kulturą osobistą. „Klient w krawacie jest mniej awanturujący się”? Niekoniecznie w krawacie. Niekoniecznie awanturujący się. Raczej rzucający w przestrzeń publiczną agresywne wulgaryzmy, wciąż jeszcze określane jako „nieparlamentarne”. Z dyplomem w kieszeni.

Jest w księdze Mądrości Syracha odniesienie do „ważenia słów”. Starożytny mędrzec stwierdził: „Wargi głupich obficie wylewać będą głupstwa, słowa zaś mądrych odważone będą na wadze. Na ustach głupich jest ich serce, w sercu mądrych są ich usta. Bezbożny, kiedy przeklina swego przeciwnika, przeklina siebie samego. Potwarca ubliża sobie samemu”... Warto przypomnieć tę biblijną mądrość o używaniu słów. I o ich „ważeniu”. Niestety, jak wspomniałem na początku, czasy, w których używano zwrotu „ważyć słowa”, były bardzo dawno temu. A niektórzy wierzą, że jak dawno, to... nieprawda.

ks. Adam Pawlaszczyk - redaktor naczelny tygodnika "Gość Niedzielny"

opr. ac/ac

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama