Wszystko na niby?

Od kiedy polityka z gabinetów przeniosła się do telewizji, mamy zamiast uczciwej debaty o Polsce nieustający show

"Idziemy" nr 49/2011

Ks. Henryk Zieliński

Wszystko na niby?

Dlaczego w wolnej Polsce przez ponad 20 lat nie wybudowano ani jednej autostrady od początku do końca? Każdy kilometr drogi szybkiego ruchu buduje się u nas dłużej i drożej niż na Zachodzie, choć w odróżnieniu od Włochów, Francuzów czy Słoweńców nie mamy na swoim terenie alpejskich szczytów i wąwozów. Europejskie rekordy cenowe pobił płaski, zaledwie ośmiokilometrowy odcinek zachodniej obwodnicy Warszawy, który już w momencie oddania do użytku wymagał remontu. Ale jak ma być taniej, skoro buduje się tak długo i nierzetelnie? Firmy i ludzie kręcący się przy budowie przez lata muszą się przecież z czegoś utrzymać.

W ubiegłym tygodniu zdarzyło mi się podróżować remontowaną „gierkówką” z Warszawy do Częstochowy. Długo, strasznie długo. Może miałem wyjątkowego pecha i cały około stukilometrowy odcinek pokonywałem akurat w czasie kilkugodzinnej przerwy śniadaniowo-obiadowej drogowców, bo faktycznie pracował mniej więcej co trzeci snujący się tam robotnik. Szwankuje organizacja pracy i jej etos. A przykład idzie z samej góry.

Jak mieć zaufanie do instytucji państwa, skoro trudno znaleźć inwestycję publiczną, przy której nie byłoby przekrętów, ukrytych prowizji i ustawionych przetargów? W jakim kraju żyjemy, skoro wśród aresztowanych z oskarżeniem o korupcję przy prywatyzacji majątku narodowego znajduje się były szef UOP, czyli jednej ze służb specjalnych powołanych do zabezpieczania interesów państwa i legalności obrotów? To nie są zarzuty o niedopełnienie obowiązków, tylko o coś więcej! Albo skoro nawet sąd w Kielcach tak rozpisuje przetarg na samochód, że z jego treści wiadomo, która firma motoryzacyjna ma go wygrać? Czy komuś w ogóle zależy, aby było inaczej, skoro gąszcz przepisów i pozostawianych w nich furtek sugeruje, że były pisane przez konkretnego lobbystę?

Jak pracują nasi politycy, wybrańcy narodu? Trudno znaleźć wśród nich ludzi prawdziwie zatroskanych o Polskę. Pełno za to partyjnictwa i prywaty. Liczą się wygrane wybory, stanowiska, słupki poparcia, nośne hasła – byle tylko być na topie. Prezydent obiecuje udział w przyszłorocznym Marszu Niepodległości, oczywiście jeśli zapanuje zgoda. Nie ryzykuje jednak określenia, pod jaką flagą zgodnie zamierza świętować: już pod tęczową, czy jeszcze pod biało-czerwoną. Premier obiecuje wyższe emerytury za dłuższą pracę, a także kolejne cuda, ale dopiero wtedy, kiedy nie on już będzie u władzy. Przywódca największej partii opozycyjnej wraca do swojej mantry o karze śmierci, choć wie, że to zwyczajne mącenie, ale wobec konkurencji na prawicy ma pilną potrzebę przypomnienia o sobie. A szef antyklerykalnej lewicy tropi kościelną agenturę wśród ludzi, którzy z Kościołem mają często niewiele więcej wspólnego niż on sam – skądinąd wychowanek KUL-u.

Od kiedy polityka z gabinetów przeniosła się do telewizji, mamy zamiast uczciwej debaty o Polsce nieustający show. A walka o wpływy w tej „fabryce złudzeń” jest bardziej zażarta niż o parlamentarne fotele. Nieważne przecież, co się naprawdę zrobi, ale jak to zostanie pokazane.

Czy cokolwiek w naszym kraju może się zmienić na lepsze? Oczywiście, może – nawet od tego Adwentu, jeśli tylko, jak uczył Jan Paweł II, zaczniemy od siebie wymagać. Jeśli z niewłaściwego wykorzystywania czasu, za który bierzemy pieniądze, zaczniemy się spowiadać, jak z każdego złodziejstwa. I jeśli polityków zaczniemy rozliczać z efektów ich działań, zamiast przyklaskiwać pustym hasłom, wojnom na górze i tanim widowiskom dla gawiedzi z nimi w roli głównej.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama