Mała Polska w Londynie

O Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym w Londynie

Żeby trafić do biura Polskiego Ośrodka Społeczno-Kulturalnego w Londynie, trzeba minąć sporo drzwi z wymownymi tabliczkami: na parterze — Instytut im. Józefa Piłsudskiego, na piętrze Polska Biblioteka, obok Stowarzyszenie Conradystów. Drzwi otwiera przewodniczący POSK—u Artur Rynkiewicz, współorganizator dzisiejszego występu Angeli Lear, angielskiej pianistki, która będzie grać na rzecz fundacji Medical Aid for Poland Faln. Fundacja powstała w 1981 r. i odtąd nieprzerwanie niesie pomoc medyczną Polsce. Artur Rynkiewicz był jej współzałożycielem. W biurze POSK-u kończy się remont, ale w samym gabinecie przewodniczącego czysto i przytulnie. Na ścianach obraz koło obrazu — ułani i dziewczyny w małopolskich strojach połyskują w słońcu na olejach Bagińskiego.

Orzełek na ratuszu Hammersmith

Artur Rynkiewicz w zarządzie Polskiego Ośrodka Społeczno-Kulturalnego pracuje najdłużej ze wszystkich. Był już sekretarzem, wiceprezesem, skarbnikiem. Od sześciu miesięcy pełni funkcję przewodniczącego. Jego nazwisko figuruje na sto pierwszym miejscu honorowej tablicy fundatorów POSK-u, umieszczonej obok wejścia. Na jej początku jest prof. Roman Wajda, który wespół ze Stowarzyszeniem Techników Polskich (był jego prezesem) i Polish University College Association, wystąpił z ideą utworzenia organizacji i współtworzył jej statut zatwierdzony w 1964 r. Wybrany na pierwszego przewodniczącego Ośrodka, podjął starania o budowę jego siedziby. W marcu 1971 r. bp Władysław Rubin poświęcił kamień węgielny pod jej budowę przy King Street w londyńskiej dzielnicy Hammersmith. Akt erekcyjny zaczynał się od słów: Polski Ośrodek Społeczno-Kulturalny budowany przez wolnych Polaków Bogu na chwałę, Polsce na pożytek. W grudniu 1974 r. budynek oddano do użytku bibliotece, stowarzyszeniom, zrzeszeniom, towarzystwom — około pięćdziesięciu polskim organizacjom, które dotąd miały swoje siedziby w różnych miejscach. Dwa lata temu działacze POSK-u wręczyli pani Val Barker, burmistrzowi Hammersmith i Fulham, polskiego orzełka. Pani burmistrz ozdobiła nim symbole swojej władzy, podkreślając wkład Polaków w życie tych londyńskich dzielnic.

Cud nad Tamizą

— To taka mała Polska — mówi pan Artur Rynkiewicz. — Jakżeśmy zostali na emigracji, nie mogliśmy wyjeżdżać do kraju. Każdy piastujący tu jakąś funkcję był nakłaniany w Polsce do współpracy. Zresztą tak samo niemożliwe były podróże prywatne. Ja przez ponad szesnaście lat prezesowałem Zjednoczeniu Polskiemu w Wielkiej Brytanii, takiemu parasolowi nad innymi organizacjami.

Artur Rynkiewicz znalazł się w Anglii, kiedy miał 15 lat. Przybył na szkolenie z grupą 300 chłopców, która miała zasilić angielską lotniczą szkołę małoletnich. Przedtem przebywał w junackiej szkole w Palestynie. Tuż przed katastrofą gibraltarską — 23 czerwca 1943 r.— z nim i jego kolegami spotkał się gen. Władysław Sikorski. Przez lata Artur Rynkiewicz należał do Stowarzyszenia Lotników Polskich, które też znalazło siedzibę w POSK-u. Niestety, członkowie w naturalny sposób zaczęli się wykruszać i została tylko Fundacja Lotników Polskich. Podobnie dzieje się z najliczebniejszym dotąd Stowarzyszeniem Kombatantów Polskich. — Jego najmłodsi członkowie mają po siedemdziesiąt siedem, osiem lat — wyjaśnia Artur Rynkiewicz.

W 1989 r. do kraju pojechało ponad 6 tys. ludzi w średnim wieku. Wykształcona elita, reprezentująca w Polsce firmy angielskie, bądź zajmująca się własną działalnością gospodarczą. Ubyło trzech młodych z zarządu POSK-u. Niektórzy pracują w Polsce pięć dni, a na wekend wracają do Londynu.

— Zawsze myśleliśmy, że jak przyjdzie wolność, to my, starsi, wrócimy do kraju — uśmiecha się pan Artur Rynkiewicz. — A tu się okazało, że jesteśmy trochę za starzy...

Premiery, wernisaże, książki i pierogi

Przewodniczący POSK-u przypomina wczorajszą premierę „Wesela” przygotowaną przez Teatr Małych Form Anny Marii Grabani. Sala teatralna ośrodka została wykończona najpóźniej, bo w 1982 r. Tutejszy teatr dla dzieci i młodzieży „Syrena” w tym roku obchodzi swoje 40-lecie. Tu prezentują przedstawienia najlepsze teatry zapraszane z kraju. A także dwa polonijne zespoły regionalne — działające od 1949 r — „Mazury” i 21-letnia, dziecięca „Karolinka” oraz Teatrzyk Wyobraźni dla najmłodszych. W 1985 r. miał tu swój wieczór poetycki Czesław Miłosz.

W galerii POSK-u często zmienia się ekspozycja malarstwa. W pokoju Conradystów odbywają się zjazdy wielbicieli autora „Lorda Jima” niemal z całego świata. Obok znajduje się Biblioteka Polska — posiadająca jeden z większych światowych zbiorów polonijnych . Może się poszczycić 136 539 książkami i broszurami. 60 000 tytułów, druków zwartych i czasopism zostało już skatalogowanych komputerowo. Są tu cenne rękopisy, fotografie, płyty, exlibrisy. Ogromnie ważnym zbiorem jest kartoteka osobowa Polaków zmarłych, głównie w Wielkiej Brytanii. Korzystają z niej polscy i brytyjscy naukowcy i studenci. Na milenium biblioteka chce zdobyć 2000 wieczystych członków. Jeszcze można się zgłaszać.

W Ośrodku działa też Polski Uniwersytet na Obczyźnie, w którym wykłada trzecia już generacja profesorów z Polski. Ma tu swą siedzibę Polska Macierz Szkolna, której opiekunem duchowym i przewodniczącym jest duszpasterz polskiej emigracji abp Szczepan Wesoły. Organizuje na terenie Wielkiej Brytanii 60 szkół sobotnich dla około 4000 dzieci.

Już od ulicy widać przez szyby ksiegarnię polską, a na półkach aktualne w kraju tytuły. Obok polski bufet, gdzie można zjeść swojskie dania - pierogi, gołąbki, żurek. Ale my z panem Rynkiewiczem idziemy na czwarte pietro do POSKlubu. Jest tam sala brydżowa i dobra kawa.

— Tu można się zabawić

na wieczorkach tanecznych, chętni spędzają tu Wigilię i Sylwestra — mówi pan Artur Rynkiewicz. — Młodzież ma swoje „piekiełko” w podziemiach, w Polskim Ośrodku Młodzieżowym w skrócie w POMKlubie. Tam są dyskoteki, bar, ale ciągnie ich też na górę. Ze smutkiem słucham, jak mówią wulgarnie, kiedy za dużo wypiją. Dużo przebywałem z młodzieżą angielską, byłem wykładowcą na uczelni elektronicznej, ale czegoś takiego nie słyszałem. To trochę kłopotliwa sprawa, dotąd w POSK-u nie było takich historii.

Przez tę najmłodszą emigrację, czytającą ogłoszenia o pracy na sklepie sąsiadującego z POSK-iem Hindusa, ośrodek nie odstaje od polskich realiów, nie żyje samymi ideami, ale przygarnia tych pogubionych emigrantów. Przecież ci młodzi, zaglądający tu do baru, trafiają też na polskie przedstawienia, wystawy.

Pan Artur prowadzi mnie na balkon POMKlubu. Z wysokiego czwartego piętra widać panoramę Londynu.

— Ja mieszkam na północy miasta — pokazuje ręką pan Artur.

— A ja w dzielnicy Hackney, nie wiem czy to też północ? — zastanawiam się nad lokalizacją mojego chwilowego miejsca pobytu.

— Gdzie pani mieszka? — dziwi się pan Artur.

— W Katowicach — odpowiadam mimo woli.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama