Równowaga zastraszania, która wszystkim odpowiada

W obliczu kolejnych militarnych prowokacji Korei Północnej trzeba zadać sobie pytanie: dlaczego świat na to pozwala?

Nie zważając na presje zagraniczne, Kim Dzong Un nadal pręży muskuły, demonstrując swoją potęgę. Oczywiście nie po raz pierwszy reżim Pjongjangu obiera niebezpieczną drogę prowokacji wojskowej, ignorując sankcje i rezolucje Organizacji Narodów Zjednoczonych. Niepokojącą różnicę w porównaniu z poprzednimi kryzysami stanowi jednak „narracja lęku” i „retoryka nienawiści”, które towarzyszą aktualnej eskalacji w tym regionie, a które Papież Franciszek potępił podczas niedawnej audiencji dla koreańskich zwierzchników religijnych. Lecz jak to się dzieje, że Kim Dzong Un może nieustannie rzucać swoje wyzwania, na pozór bez konsekwencji? Pierwszą odpowiedź można znaleźć w bardzo kruchej równowadze w tym regionie i w szczególnej relacji łączącej Waszyngton z Pekinem. Chiny, będące historycznym sojusznikiem Pjongjangu, głosowały na rzecz ostatnich rezolucji i potępienia, lecz uzyskując, wraz z Rosją, to, że te nie nałożą sankcji, które mogłyby stłumić gospodarkę północnokoreańską. Stany Zjednoczone ze swej strony nie są zainteresowane dokręcaniem śruby, gdyż w pewnej mierze ich stabilność finansowa zależy właśnie od Pekinu, który kontroluje sporą część zadłużenia publicznego Waszyngtonu. Jest jednak jeszcze inny powód, wyjaśniający równowagę terroru na 38 równoleżniku.

Jak wielokrotnie ujawniali biskupi południowokoreańscy, niewielu tak naprawdę jest zainteresowanych tym, by półwysep był zjednoczony i pokojowy. Aktualny status quo gwarantuje bowiem interesy gigantycznych rozmiarów dla przemysłu zbrojeniowego. Wystarczy pomyśleć, że z wszelkim prawdopodobieństwem ten region jest proporcjonalnie najlepiej uzbrojony na świecie. A w obliczu tych ogromnych interesów inne oceny schodzą na dalszy plan. 

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama