Ziemię sprzedaje się tylko raz

Problem sprzedaży polskiej ziemi cudzoziemcom narasta - tymczasem polski rząd zdaje się w ogóle go nie dostrzegać

Na ten problem zwrócili uwagę rolnicy z Zachodniopomorskiego, od początku grudnia protestujący na drogach swojego województwa przeciwko nielegalnej sprzedaży polskiej ziemi cudzoziemcom. Sprawa jest poważna, bo już w 2016 r. mija okres ochronny na swobodny handel naszą ziemią. Czy jest się czego bać?

 

Trwający od 5 grudnia protest rolników na ulicach Szczecina i drogach Zachodniopomorskiego przypomina sceny z pamiętnego amerykańskiego filmu Konwój, opowiadającego o buncie kierowców ciężarówek. To nie chłopi przyduszeni spłatą ogromnych odsetek kredytów z początków lat 90., których pamiętamy z blokad Andrzeja Leppera. Obecny protest to bardzo medialnie nagłośniona akcja, której symbolem stały się nowoczesne ciągniki zbuntowanych gospodarzy jadące w rytm remiksu piosenki Hi Fi Superstar grupy Wanda i Banda, który można obejrzeć w sieci.

Pyrrusowe zwycięstwo

Zakaz sprzedaży polskiej ziemi cudzoziemcom przez podstawione osoby, tzw. słupy, to główny postulat rolników z Zachodniopomorskiego. Drugim postulatem było odejście Adama Poniewskiego, dotychczasowego dyrektora Agencji Nieruchomości Rolnych (ANR), i kontrola działań Agencji. Ich postulat zrealizowano w ten sposób, że z dyrektora stał się on kierownikiem do spraw organizacyjnych Agencji. Rolnicy, niezadowoleni z takiego obrotu sprawy, zażądali wyjaśnień. I na początku stycznia wznowili protest w województwie zachodniopomorskim, który dymisja dyrektora miała zakończyć.

— Przypuszczamy, że decyzja o zostawieniu pana dyrektora w Agencji została podjęta po to, żeby sprowokować rolników, by wyszli na ulicę, aby pokazać, że jesteśmy niewiarygodni i nie dotrzymujemy umów. W konsekwencji, aby po prostu przestać z nami rozmawiać — mówił w Radiu Maryja Edward Kosmal, przewodniczący Międzyzwiązkowego Komitetu Protestacyjnego Rolników Województwa Zachodniopomorskiego.

— Na tym etapie nie widzę powodu, by sejmik zajął się sprawą. Uważam, że te dni będą kluczowe dla tego sporu. (...) W całej sprawie chodzi o kwestie merytoryczne. Sprzedaż ziemi w sposób uprzywilejowany osobom, które nie powinny z tego korzystać. Mamy do czynienia z pewnego rodzaju cwaniactwem i wykorzystywaniem przywileju przez pewien rodzaj ludzi określanych jako słupy. I w związku z tym jest apel o zmianę prawa i uszczelnienie procedur — mówił tymczasem w Radiu Szczecin Olgierd Geblewicz, marszałek województwa zachodniopomorskiego. Krytycznie ocenili podpisanie porozumienia rolnicy w Wielkopolsce, którzy w Poznaniu zorganizowali pikietę z poparciem dla protestujących rolników w Szczecinie. „Jeśli ktoś ich namówił na podpisanie porozumienia, gdzie tylko jeden punkt jest zrealizowany, czyli odwołanie dyrektora Agencji Nieruchomości, którego w ogóle nie odwołano, tylko sam złożył rezygnację, to zostali wpuszczeni w kompletne maliny — mówi „Przewodnikowi Katolickiemu” Wieńczysław Nowacki, członek zarządu krajowego Stronnictwa Ludowego „Ojcowizna” z Wielkopolski. O co w tym wszystkim chodzi?

Zmiany bez zmian

Dotychczasowy protest wymusił na szefie ANR jak na razie nowelizację przepisów w sprawie obrotu ziemią, która jest częścią pakietu ustaleń pomiędzy protestującymi rolnikami, prezesem ANR i ministrem rolnictwa. Do 18 stycznia prezes ANR miał wydać stosowne rozporządzenie. Nadal na nie czekamy. — Te rozmowy wciąż odkłada się na później. Pan minister dał sobie czas do końca sierpnia, a problem, który mamy — sprawa ziemi — nie jest jeszcze załatwiony. Nikt nam nie odpowiedział, czy ziemia spółek z obcym kapitałem wróci, czy też nie. Wiemy, że w międzyczasie przedłużane są umowy dzierżawy poprzedniego dyrektora — mówił Kosmal. Rolnicy wysłali również list informujący o sytuacji do premiera Donalda Tuska. Do 24 stycznia rolnicy dali czas szefowi ANR na realizację ustaleń. — Wyjeżdżamy na miasto. Żadnej kontroli nie ma i nie było — zapowiedział Edward Kosmal w rozmowie z „PK”. Codziennie do protestujących dołącza od 6 do 10 rolników.

Jak duży jest problem związany z dzierżawą i handlem ziemią? 5 mln ha zostało wyciągniętych z zasobów ANR. Najczęściej przejmują je spółki prawa handlowego zarejestrowane w Polsce, ale z obcym kapitałem, najczęściej niemieckim. Na razie ANR zgłosiła do prokuratury dwa przypadki podejrzenia popełnienia przestępstwa. Osoby nabyły ziemię i od razu odsprzedały ją spółkom kapitałowym. Jak wygląda w praktyce działalność tzw. słupów? W obecności „słupa” hektar ziemi na licytacji może osiągnąć nawet 80 tys. zł, choć wygląda to groteskowo, gdy rolnik, który ma tylko kilka hektarów ziemi, kupuje na przetargu grunty za 9 mln zł. ANR bardzo to odpowiada, bo to bardzo podnosi ceny ziemi, ale ten proceder bardzo uderza w przeciętnych rolników. Procedury związane z dzierżawą trwają około roku. Natomiast pierwszeństwo pierwokupu uzyskuje się już po sześciu latach dzierżawy. Składa się wnioski, a ANR wycenia ziemię. Każda działka wyceniana jest indywidualnie. To, dlaczego protestuje akurat Zachodniopomorskie, też można wytłumaczyć — tu po prostu tradycje rolnictwa indywidualnego są słabe. W czasach PRL-u były tam głównie PGR-y, a do dziś nie ma tam silnych organizacji rolniczych. Najprężniejsza z nich to PSL, a Agencja Nieruchomości Rolnych jest tam najważniejszą agencją. Ważniejszą niż Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa (ARiMR) i Agencja Rynku Rolnego (ARR). To ona określa tak naprawdę przyszłość rolnictwa, i to nie tylko w tym regionie, jeśli inni zaczną naśladować działalność agencji w ich województwie.

Zabezpieczenia

Na razie prezes ANR w Szczecinie wydał rozporządzenie o większej kontroli nad handlem ziemią. Przewiduje ono, że przedstawiciele rolników znajdą się w komisjach przetargowych. Na ich wniosek komisja będzie odstępowała od przetargu w sytuacji podejrzeń co do prawidłowości procedury. W pisemnych przetargach ograniczonych, przy wyłanianiu nabywców wśród rolników indywidualnych, poza ceną i warunkami płatności mogą być brane pod uwagę inne warunki. Powierzchnia gospodarstwa nabywcy, odległość jego gospodarstwa od sprzedawanej nieruchomości.

Natomiast Wielkopolska Izba Rolnicza (WIR) zwróciła się z apelem do wszystkich rolników o zgłaszanie nieprawidłowości przy obrocie ziemią należącą do Skarbu Państwa. Izba nie odnotowała jak na razie żadnych nieprawidłowości. „Jeśli takie problemy zaistnieją, należy je niezwłocznie do nas zgłosić na piśmie” — powiedział PAP wiceprezes Wielkopolskiej Izby Rolniczej Bogdan Fleming. Od września 2012 r. działa 9-osobowy zespół specjalistów, złożony z przedstawicieli ANR w Poznaniu i WIR. Ma wypracować koncepcję rozdysponowania gruntów pochodzących z tzw. wyłączeń od dzierżawców. Jest to związane z poważnymi zamierzeniami handlowymi, poznańska agencja w 2013 r. chce sprzedać około 5 tys. ha ziemi zwróconych przez dzierżawców.

Wielkopolskie wsparcie

— Protest w Szczecinie zwrócił uwagę na problem nielegalnego wykupu ziemi przez cudzoziemców, ale sami rolnicy nie są w stanie mu zapobiec — mówi Wieńczysław Nowacki, który od lat 80. uczestniczył i organizował protesty rolnicze w różnych częściach kraju. — W proteście rolników w Zachodniopomorskiem nie ma zaplecza; gdyby nie wsparcie abp. Andrzeja Dzięgi, stojącego na czele archidiecezji szczecińsko-pomorskiej, pewnie nic by się nie udało, choć oczywiście oceniam to jako człowiek z zewnątrz — zastrzega w rozmowie z nami Nowacki. Wieńczysław Nowacki to weteran strajków ustrzycko-rzeszowskich. — W Ustrzykach Dolnych w 1981 r. zaczynaliśmy, jak było minus 16 stopni. Strajki dotyczyły realizacji prawa naturalnego i ewangelicznego, czyli wolności stowarzyszania w związkach zawodowych rolniczych. I dzisiaj mamy taką samą sytuację — twierdzi Nowacki.

Czy obecnie jest w ogóle atmosfera do poderwania całej rolniczej Polski i doprowadzenia do przełomowych zmian? Rolnicy z Zachodniopomorskiego jednak jak na razie nie uruchomili lawiny protestacyjnej. — Analizuję sytuację, w jakiej się odbywa i w jakim czasie. To jest bardzo istotne. Dziś czas jest bardzo podatny. Ludzie w okresie świątecznym i poświątecznym siedzą w domach przed telewizorami. I oglądają świat, który jest zupełnie inny od tego, jaki znają. Czekają jednak na sygnał do działania, bo chcą się ratować — objaśnia Nowacki.

Politycy wkraczają do akcji

Pierwsze podjęło temat Prawo i Sprawiedliwość. PiS zapowiedziało, że w ciągu miesiąca złoży projekt ustawy, która ma utrudnić nabywanie przez obcokrajowców polskiej ziemi rolnej po 2016 r., gdy skończy się okres ochronny na obrót nią. Takie rozwiązania są zgodne z prawem unijnym i obowiązują w innych krajach. Nad projektem ustawy pracują poseł Zbigniew Kuźmiuk i europoseł Janusz Wojciechowski. Projekt ma wprowadzić zasadę, że osoba, która nabyła polską ziemię, musiałaby przez kilkanaście lat osobiście prowadzić gospodarstwo. Gdyby okazało się na podstawie dowodów, że ten wymóg nie jest spełniony, Agencja Nieruchomości Rolnych miałaby prawo odebrać ziemię, oddając wpłacone za nią pieniądze.

Nieoczekiwanie żądania rolników chce poprzeć Ruch Palikota. Do Sejmu wpłynął już pakiet trzech projektów ustaw przygotowanych przez tę partię pod wspólnym szyldem „mała reforma rolna”. Ustawa zakłada likwidację Agencji Nieruchomości Rolnych i sprzedaż będących w dyspozycji Agencji gruntów. Rolnicy posiadający mniej niż 50 ha ziemi mieliby prawo wykupienia ich po preferencyjnych cenach. W przypadku niesprzedanych gruntów miałyby one trafić do instytucji (trzeba ją stworzyć), która ułatwiłaby preferencyjne kredytowanie przedsiębiorstw rolniczych. Palikotowcy chcą też połączyć ARiMR z ARR oraz ZUS i KRUS. Nieoficjalnie jednak mówi się, że jest to projekt czysto polityczny, który ma uderzyć w osłabiony PSL i zjednać RP chłopów małorolnych.

Zatrzymać sprzedaż ziemi

Historia z obrotem ziemią rolniczą sięga lat 90. Ten system nieszczelności został wprowadzony w ustawie o Agencji Nieruchomości i Skarbu Państwa [tak się wtedy nazywała agencja, dziś ANR — przyp. red.] i głównie dotyczył ziem zachodnich, czyli Dolnego Śląska, lubuskiego i całego Pomorza. Temat te był poruszany wielokrotnie w czasie przygotowania polskiej akcesji w Unii Europejskiej, ale później zniknął z debaty publicznej. Problem jednak pozostał. — Zakaz wyprzedaży polskiej ziemi obcokrajowcom jest od 2000 r. języczkiem u wagi wszystkich rządów. Nikt tego tematu nie chce ruszać — stwierdza weteran rolniczych protestów Wieńczysław Nowacki. Trudno nie przyznać mu racji. W Konstytucji RP są tylko dwa punkty dotyczące spraw rolniczych, ale brak przepisów szczegółowych. Art. 21 stwierdza, że podstawą ustroju rolnego państwa jest gospodarstwo rodzinne. — Ale co to jest gospodarstwo rodzinne i ustrój rolny państwa, nie wiadomo. Bo nie ma polskiej polityki państwa, bo zastępuje je unijna Wspólna Polityka Rolna i indywidualna polityka ministrów. Jeszcze całkiem niedawno powszechnie twierdzono, że własność nie ma narodowości. Dziś boleśnie i wielokrotnie przekonujemy się, że tak nie jest — przykłady polskich stoczni i choćby zwalnianych pracowników z fabryki samochodów w Tychach są bardzo wymowne. Czy w przypadku sprzedaży ziemi rolnej też ma być podobnie? Nie chcemy i nie możemy się na to godzić. Dziś własność ziemi to jest być albo nie być nowoczesnego polskiego rolnika w Europie, a tym samym być albo nie być całego polskiego narodu. Nie wolno nam o tym zapomnieć.

Janusz Wojciechowski, europoseł Prawa i Sprawiedliwości

— Polsce grozi masowy wykup ziemi. Polska ziemia jest po pierwsze tania, a po drugie dobra. Nasze gleby są niezniszczone i mają bardzo dobrą jakość. Po trzecie jest jej dużo. Istnieje coraz większe zainteresowanie jej zakupem. Na świecie narasta kryzys żywnościowy i produkcja żywności staje się produkcją strategiczną. Wszystkie rozsądne kraje zabezpieczają się przed wykupem ziemi przez cudzoziemców. Jest zasada swobodnego przepływu kapitału. Nie możemy więc wprowadzać rozwiązań pogarszających dostęp do polskiej ziemi. Praktycznie każdy może kupić francuską ziemię rolną, ale pod warunkiem że jest od pokoleń francuskim rolnikiem. Chcemy, aby tak było w Polsce. Podobnie jest w Danii, Hiszpanii i Niemczech. Polska może bardzo szybko zmienić swoje prawo w taki sposób, żeby polska ziemia trafiała w ręce polskich rolników.

Źródło: TV Trwam

Wieńczysław Nowacki, członek zarządu krajowego Stronnictwa Ludowego „Ojcowizna”, działacz Solidarności Rolniczej w latach 80.

— Dzisiaj jest istotne, by spełnić pewne oczekiwania ludzi wsi, którzy mają patriotyczne nastawienie w przeciwieństwie do tych, co tylko oczekują na dopłaty albo wystarcza im to, co mają. Patrioci patrzą pod szerszym kątem, polskim, narodowym i wiary katolickiej, który jest bardzo istotnym elementem psychologicznym. Oznacza to, że ziemia nie jest tylko elementem materialnym, że jest ona elementem sakralnym. Ziemię nie tylko się uprawia, pracuje i z niej utrzymuje rodzinę, ale jest czynnikiem, który odnosi się do Ewangelii. Czyńcie sobie ziemię poddaną, to istotna myśl. Ludzie w jakiś sposób materialnie funkcjonujący i ci, którzy są w coraz gorszej sytuacji, to są ludzie najbardziej aktywni. Dla mnie najpierw ważna jest sprawa ideowo-duchowa. W latach 80. uważałem, że działalność związkowa jest i była polityczna, i podobnie uważam dzisiaj, że walka o zachowanie polskiej ziemi w naszych rękach jest nie tylko działalnością rolniczą, ale przede wszystkim problemem politycznym. Temat nie może być przedstawiany jako tylko problem materialny. Ważne jest również to, jak odnoszą się do tego katolicy świeccy. Wiąże się to pojęciem dobra wspólnego. To dotyczy nas wszystkich. Katechizm mówi, że jeśli jest naruszane dobro wspólne, to ma się prawo i obowiązek do sprzeciwu.

 

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama