Trąd w pałacach władzy

Afery w państwach demokratycznych odgrywają rolę ... przeczyszczającą

Afery odgrywały w polityce państw demokratycznych rolę oczyszczającą. Przecinały sytuacje patologiczne i prowadziły zwykle do oczyszczenia świata polityki.

Prezydent USA Richard Nixon wygrał właśnie wybory prezydenckie. Opromieniony glorią polityka, który doprowadził do rzeczy niemożliwej - zakończenia wojny w Wietnamie -z irytacją przyjął artykuł w gazecie „The Washington Post" oskarżający go o wykorzystywanie i zakładanie podsłuchów w siedzibie rywala wyborczego - waszyngtońskim hotelu Watergate. W miarę, jak prasa i specjalna komisja Kongresu odkrywały kolejne kłamstwa władzy i odsłaniały brudne kulisy walki politycznej, prezydent stawał się coraz słabszy i wreszcie musiał zrezygnować. Afera Watergate stała się symbolem, nakręcono o niej kilkanaście filmów, napisano setki książek. Wbrew ostrzeżeniom Nixona nie rozbiła jednak amerykańskiej demokracji. Przeciwnie, wzmocniła ją. Następcy odsuniętego od władzy prezydenta jak ognia bali się publicznego kłamania, a kiedy już mijali się z prawdą, to jak Bill Clinton musieli w sposób upokarzający tłumaczyć się przed opinią publiczną.

Kanclerz Helmut Kohl nie bez racji uważany był za najsilniejszą osobowość europejskiej polityki. Podobnie jak Nixon doprowadził do rzeczy niemożliwej - zjednoczył Niemcy. Był ojcem rozszerzenia Unii Europejskiej. Chadecja w całej Europie uważała go za niekwestionowanego lidera. Nagle w prasie pojawiły się informacje o nielegalnym finansowaniu niemieckiej CDU. Krok po kroku odkrywano świat „prowizji" i związków biznesu z partią kanclerza. Kohl musiał odejść, a organizatorzy różnych konferencji i uroczystości zastanawiali się mocno, jak tu odwołać zaproszenia wysłane wcześniej do „ojca zjednoczenia". Niemcy się nie rozpadły, a kilku polityków niemających całkowicie czystych rąk dyskretnie wycofało się z życia publicznego.

Kiedy we Włoszech prokurator Di Pietro rozpoczynał przesłuchania polityków w ramach akcji „czyste ręce", kiedy cień podejrzeń o korupcję i związki z mafią padł na wielokrotnego premiera Bettino Craxi, na zamordowanego przez terrorystów Aldo Moro, na ojca włoskiej Chadecji Giulio Andreottiego, opinia publiczna przeżyła wstrząs. A podejrzenia uderzały również w rządzących w wielu regionach komunistów. We Włoszech rozległy się głosy, że oskarżanie całej klasy politycznej doprowadzi do upadku państwa. Nic takiego się nie stało. Upadła wprawdzie rządząca Włochami od II wojny światowej klasa polityczna, ale pojawiły się nowe partie, nowe siły polityczne, które dużo ostrożniej niż poprzednicy odnoszą się do korupcyjnych zagrożeń.

Brytyjski minister obrony John Profumo ustąpił w atmosferze skandalu, gdyż korzystał z usług prostytutki - obsługującej równocześnie rezydenta KGB. Nie udowodniono mu szpiegostwa, po prostu zachował się nieetycznie. Kanclerz Niemiec Willy Brandy musiał ustąpić, bo w jego otoczeniu wykryto szpiega komunistycznego wywiadu NRD. I tak dalej. Można mnożyć takie przykłady, właściwie bez końca.

Biznes, szpiedzy i polityka

Przywołałem listę przykładów, bo nieustannie słyszymy, że „czepianie się" pana prezydenta Kwaśniewskiego, chęć przesłuchania głowy państwa doprowadzą do upadku kraju i w rzeczywistości są wymierzone w podstawy polskiej demokracji. Jak widać, takie zarzuty są kompletnie nieuzasadnione. Na razie jest zupełnie odwrotnie. Opinia publiczna ma poczucie, że cała klasa polityczna jest przeżarta korupcją i nieuczciwością, więcej, że cała sfera życia publicznego jest bagnem, od którego uczciwy człowiek trzyma się jak najdalej. Bez wstrząsu porównywalnego do afery Watergate polskie życie polityczne będzie gniło.

Przypomnijmy fakty. Najnowszy bohater afery Orlenu, rosyjski szpieg Władimir Ałganow od dawna był obecny w polskim życiu politycznym. Biesiadowanie z panem Ałganowem i zbyt bliska z nim znajomość doprowadziła do upadku premiera Józefa Oleksego. Dzisiejszy marszałek Sejmu chodzi w glorii człowieka skrzywdzonego. W rzeczywistości zdołał udowodnić tylko tyle, że nie ma podstaw, by uznać, że był rosyjskim szpiegiem. Bliska znajomość z panem Ałganowem nie zaszkodziła karierze politycznej Oleksego. Potem spotkania z Ałganowem były już czynnikiem obciążającym. Gdy dziennik „Życie" oskarżył Aleksandra Kwaśniewskiego o spędzenie „wakacji z agentem", przegrał proces z prezydentem, który dużo wysiłku poświęcił na udowodnienie, że się z Ałganowem nie spotykał. Co nie znaczy, że go nie znał - wspólne fotografie obu panów publikowało „Życie". Teraz okazało się, że Władimir Ałganow nie jest byle kim. Jest usytuowany na szczytach rosyjskiego biznesu paliwowego i jak się okazuje, dobrym znajomym (wręcz kolegą szkolnym) rosyjskiego prezydenta Władimira Putina. Gdy wydało się, że spotykał się z nim najbogatszy Polak, pan Jan Kulczyk, doszło do skandalu. W rzeczywistości chodzi jednak o coś zupełnie innego. Pan Kulczyk jako prywatny obywatel miał prawo spotykać się, z kim chce. I wara mediom od tego. Ale kłopot polega na tym, że Jan Kulczyk był stałym gościem salonów Pałacu Prezydenckiego i Kancelarii Premiera, że jako akcjonariusz największej firmy paliwowej w Polsce miał ogromny wpływ na bezpieczeństwo energetyczne państwa, że wspólnie z politykami najwyższego szczebla ustalał skład władz tej spółki. To jedna strona medalu. A druga? Od lat kolejni ministrowie wmawiają nam, że prywatyzacje największych polskich firm to czysty biznes, niemający nic wspólnego z polityką. A już szczególnie w sprawach paliwowych i energetycznych chodzi rzekomo wyłącznie o pieniądze. Kłamią. Możemy spytać, jak kiedyś w kabarecie: głupota czy prowokacja? Każdy, kto twierdzi, że gaz ziemny, ropa naftowa, energia elektryczna są zwyczajnym biznesem, daje w najlepszym razie dowód własnej głupoty i niewiedzy. Wystarczy przeczytać oficjalnie opublikowaną doktrynę polityki zagranicznej Federacji Rosyjskiej, by dowiedzieć się, że „eksport i przesył surowców energetycznych są podstawowym narzędziem polityki zagranicznej Rosji". Nie trzeba jakiejś tajemnej wiedzy, by zauważyć, że wielkie firmy naftowe i gazowe na Wschodzie są całkowicie uzależnione od państwa, a próby ucieczki od kurateli służb specjalnych kończą się tak jak błyskotliwa kariera Michała Chodorkowskiego, czyli w więzieniu.

Łowcy monopoli

Na początku polskiej transformacji gospodarczej wyprzedaliśmy większość naszych banków i firm telekomunikacyjnych. Kolejne rządy łatały budżety sprzedawaniem firm najbardziej wartościowych, będących maszynkami do produkcji pieniędzy. Od czasu do czasu sprzedawaliśmy również naszych obywateli. Tak było podczas prywatyzacji Telekomunikacji Polskiej czy firm energetycznych. Bo najważniejszą częścią transakcji prywatyzacyjnych było sprzedanie monopolu. Ergo prawa do dowolnego kształtowania cen i obdzierania obywateli, albo przynajmniej do utrudniania im życia przez różne błękitne linie. Teraz rząd, który nadal potrzebuje pieniędzy, ma już do sprzedania głównie bezpieczeństwo państwa, czyli monopol na rynku paliwowym. I od dłuższego czasu próbuje to zrobić. Podjęta przez rząd Jerzego Buzka próba budowy gazociągu z Norwegii została storpedowana. Efekt - jesteśmy całkowicie uzależnieni od Rosji. I rząd rosyjski wcale nie musi zakręcać nam kurka z gazem. Nie, po prostu decyzją urzędnika nagle podniesie sobie ceny -a skutek - nagle nasze firmy stają się mniej konkurencyjne, bo ich produkcja jest droższa, a obywatele, wściekli na podwyżki cen, wychodzą na ulice. Każdy rząd, który usłyszy od partnera - musimy podnieść ceny (gazu, ropy, prądu, ale i kredytów), zada pytanie - co mamy zrobić, abyście ich nie podnosili? I usłyszy w zależności od sytuacji - sprzedajcie tej a tej firmie jakiś port czy firmę, albo zagłosujcie w ONZ za tym, czy za czymś innym, albo dowolny inny warunek. Warunek zapewne się zgodzi. Mechanizmów nacisku jest bardzo wiele. Jednym z nich jest działalność służb specjalnych i promowanie życzliwych sobie biznesmenów oraz polityków.

Dlatego właśnie tak groźnym zjawiskiem jest tak zwany kapitalizm polityczny. To nie zazdrość o wille i samochody prowadzi do walki z kapitalizmem politycznym, lecz zagrożenie dla państwa, jakie z tego zjawiska wynika. A dwie wielkie afery: Rywina i Orlenu wskazują coraz wyraźniej, że zwornikiem polskiego kapitalizmu politycznego, ośrodkiem nagannych związków pomiędzy polityką i biznesem był Pałac Prezydencki. Dziwaczni goście, dziwaczna polityka ułaskawień wobec przestępców, wartościowe prezenty wręczane przez biznesmenów i polityków -to wszystko skłaniać powinno prezydenta i jego żonę do jak najszybszego wytłumaczenia się opinii publicznej. Nawet za cenę wykonania gestów osobiście dla prezydenckiej pary nieprzyjemnych i upokarzających. Jest smutne, że słowo prezydenta czy pierwszej damy już nie wystarczą. Opinia publiczna potrzebuje dowodów.

Zwykły zbiorowy obowiązek

Jeśli tych dowodów szybko nie otrzymamy, to gnicie życia politycznego doprowadzi do wymiecenia całej klasy politycznej (niewielka strata), ale i do powszechnej absencji w polityce i pogłębieniu się negatywnej selekcji ludzi przychodzących do działalności publicznej. Ciągle jeszcze zdarza mi się mówić, że polityka to przede wszystkim misja i obowiązek. Ale zwłaszcza, gdy rozmawiam z pokoleniem dwudziestolatków, to reakcją jest delikatne pukanie się w czoło. Jeśli ludzie, nie pamiętający już komunizmu, będą nadal odwracać się od udziału w polityce, to nadzieja na naprawę Rzeczypospolitej zamieni się w Polską Republikę Bananową. Obowiązkiem obywatela, obowiązkiem chrześcijanina poważnie traktującego społeczną naukę Kościoła jest czynna obrona wyznawanych wartości w życiu publicznym. Nie obserwujmy więc z obrzydzeniem afery Orlenu i kaskady kłamstw z nią związanych. Powiedzmy, korzystając ze wszystkich dostępnych obywatelowi środków: dość!

JERZY MAREK NOWAKOWSKI

Autor był dyrektorem Ośrodka Studiów Międzynarodowych Senatu, w latach 1997-2001 był podsekretarzem stanu i głównym doradcą premiera ds. zagranicznych, obecnie jest komentatorem międzynarodowym tygodnika WPROST.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama