Feministki i prawa kobiet

Kongres Kobiet 2011 postawił na trzy priorytety: wolność, równość i solidarność. Jak te ideały w praktyce rozumieją feministki?

Wasza praca okazała się najlepszą metodą na zmuszenie sceptycznych ludzi do poważnego potraktowania czegoś, co jeszcze niedawno wydawało się ekstrawagancją czy radykalnym feminizmem. To mądre i potrzebne szukanie równowagi, a nie jakaś skrajna ideologia (...) Jestem dumny, że mogę być po części wykonawcą waszej woli”. Słowa premiera Donalda Tuska skierowane do organizatorek III Kongresu Kobiet odzwierciedlają przekonania wielu ludzi odnośnie ruchów feministycznych. Pod wpływem „mainstreamowych” mediów, gdzie co rusz znajdziemy informacje o szlachetnych feministkach dzielnie walczących z dyskryminacją płci pięknej, wielu z nas uwierzyło że ruchy feministyczne reprezentują wszystkie kobiety, a feminizm jest najlepszą drogą do ich szczęścia i zagwarantowania im należnych praw w wymiarze społecznym i zawodowym. Rzeczywistość jest jednak zupełnie inna.

Przyjrzyjmy się co kryje się pod prawami kobiet, których domagają się feministki. Tegoroczny Kongres Kobiet postawił na trzy priorytety: wolność, równość i solidarność. Na stronie Stowarzyszenia Kongres Kobiet przeczytamy:

„Jeśli chodzi o RÓWNOŚĆ, to domagamy się:

  • Nowelizacji ustawy kwotowej, przemienności płci na listach wyborczych oraz parytetu.
  • Domagamy się 40% kwot w zarządach i radach nadzorczych spółek publicznych (do 2015 r. - dobrowolnych, od 2015 r. - obligatoryjnych).
  • Domagamy się skutecznych działań monitorujących, edukacyjnych i, przede wszystkim, legislacyjnych na rzecz wyrównania płac kobiet i mężczyzn.
  • Nieustannie domagamy się powołania pełnomocniczki do spraw równego statusu kobiet i mężczyzn, wybranej w ramach konkursu, kompetentnej i rozumiejącej problematykę równości kobiet i mężczyzn, bo ciągle takiej pełnomocniczki nie mamy.

 W kwestiach WOLNOŚCI:

  • Domagamy się uznania pełnego prawa do decydowania o swoim życiu osobistym, w tym o macierzyństwie (a więc liberalizacji ustawy aborcyjnej, refundowanego zapłodnienia in vitro, bezpłatnej antykoncepcji, edukacji seksualnej w szkołach).
  • Domagamy się wolności od przemocy, w pierwszym rzędzie ratyfikowania bez zastrzeżeń      Konwencji Rady Europy w sprawie zapobiegania oraz zwalczania przemocy wobec kobiet i przemocy domowej.
  • Domagamy się ustawowego obowiązku wspierania przez państwo opieki nad osobami     zależnymi (dziećmi, dziećmi niepełnosprawnymi, osobami starszymi).

 W kwestiach SOLIDARNOŚCI:

  • Rok 2012 jest rokiem solidarności międzypokoleniowej. Domagamy się monitorowania i zmiany sytuacji kobiet w wieku przedemerytalnym (50+, 60+), a także kobiet wchodzących na rynki pracy.”

Wśród z pewnością słusznych postulatów objęcia opieką osób zależnych, wsparcia kobiet w wieku przedemerytalnym oraz tych wchodzących na rynek pracy i zwalczania przemocy wobec kobiet, rzucają się w oczy żądania liberalizacji ustawy aborcyjnej, refundacji antykoncepcji, wprowadzenia parytetów płciowych wszędzie gdzie się da oraz powołania pełnomocniczki, która pilnowałaby tych kwestii.

Wątek „praw reprodukcyjnych” podjęła też profesor Magdalena Środa w oficjalnej gazecie Kongresu. Wymieniając najważniejsze - jej zdaniem - problemy kobiet napisała: „Kobiety mają rzeczywiście większość praw równych z mężczyznami, ale (...) nie wszystkie. Kobiety nie mają w Polsce praw reprodukcyjnych, nie mają prawa do rzetelnej edukacji seksualnej, do aborcji, nie mają prawa do refundowanych środków antykoncepcyjnych, sterylizacji czy refundowanych zabiegów in vitro.” Nie dziwi więc fakt, że podczas Kongresu Kobiet zbierane były podpisy przez Obywatelski Komitet Inicjatywy Ustawodawczej "Tak dla kobiet", który zamierza wspomniane „prawa kobiet” wprowadzić.

„Mówimy „tak” dla edukacji seksualnej! Tak dla refundowanej antykoncepcji! Tak dla legalnej aborcji!” tak hasło „Tak dla kobiet” wyjaśnia wspomniany komitet i tak prawa kobiet przeważnie rozumieją feministki. Ale czy to są rzeczywiste problemy większości kobiet w Polsce? Czy dla większości kobiet największym problemem jest to, że nie mogą korzystać z darmowej antykoncepcji a jak „wpadną” legalnie i za darmo zabić swoje dziecko? Nie sądzę. Wydaje mi się, że znacznie ważniejsze dla Polek jest nie to, by móc swobodnie zabijać dzieci, ale by móc swobodnie je rodzić i wychowywać, godząc to z pracą i zachowując pewien komfort materialny. Dłuższe urlopy macierzyńskie lub częściowo płatne urlopy wychowawcze, elastyczne formy zatrudnienia dla młodych matek (praca w domu, indywidualnie ustalany czas pracy, praca na niepełny etat), tworzenie żłobków przy zakładach pracy, szerszy dostęp do przedszkoli, zwolnienia podatkowe dla rodzin wielodzietnych, prawo do emerytury dla niepracujących kobiet, które wiele lat wychowały dzieci, to są przykłady postulatów na których realizacji naprawdę zależałoby kobietom. Ale wiele z nich nawet nie przyjdzie do głowy feministkom. Dla nich "poświęcanie się" małżeństwu i rodzinie to zacofanie i ciemnogród. A to, że kobiety same tego chcą? Na pewno są ogłupione przez Kościół katolicki i w głębi ducha pragną być „wyzwolone”.

Postulaty, które głoszą feministki nie tylko nie są tym co najbardziej interesuje kobiety, ale wręcz stoją w sprzeczności z ich najlepiej pojętym dobrem. Jeśli zostałyby zrealizowane, wcale nie prowadziłyby do szczęścia kobiet ale do ich krzywdy — życia ze świadomością, że zabiło się własne dziecko, trucia organizmu poprzez tabletki hormonalne, zrujnowania swojej sfery intymnej i szansy na piękną, trwałą, wierną miłość na całe życie.

Hasłem rewolucji francuskiej było „wolność, równość, braterstwo”. Dziś feministki jako swoje priorytety obrały wolność, równość i solidarność. Skojarzenie nie jest chyba przypadkowe. W końcu feministki też chcą dokonać rewolucji społecznej narzucając wszystkim swoją wypaczoną ideologię.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama