Polscy duszpasterze akademiccy z lat kard. Karola Wojtyły i początku pontyfikatu Jana Pawła II

Wspomnienie Redaktora Naczelnego "Niedzieli" o księżach pracujących w duszpasterstwie akademickim w latach 70/80-tych i o ich zmaganiach z tajnymi służbami PRL

Raz po raz ukazują się informacje w różnych mediach, że znaleziono w IPN-ie akta mówiące o współpracy z SB kolejnego księdza, ukrywającego się pod jakimś pseudonimem. Na światło dzienne wychodzi wtedy z krzykiem coś bardzo zaskakującego. Oto kapłan, który pracował w Kościele — najczęściej bardzo gorliwie — w okresie rządów komunistycznych, traci cały swój dotychczasowy autorytet i dobre imię. Fakt ten boli tym bardziej, że pokolenie tych księży to ludzie już dzisiaj starsi. Poza tym — to oni mogą najwięcej powiedzieć o tamtych czasach, jak byli śledzeni, podglądani, pilnowani, przesłuchiwani, wzywani na rozmowy, szantażowani. To niezwykle ważne dla historycznej prawdy zarówno Kościoła, jak i naszej Ojczyzny. Jedną z najbardziej pilnowanych przez SB grup byli duszpasterze akademiccy. Pamiętam lata, kiedy spotykaliśmy się w Warszawie w gościnnej kolegiacie św. Anny, kierowanej wtedy przez ks. prał. Tadeusza Uszyńskiego — dziś już świętej pamięci — na rekolekcjach czy sympozjach. Przez wymianę myśli i doświadczeń oraz wzajemną pomoc uczyliśmy się prawdziwego koleżeństwa i solidarności. I może nawet te związki duszpasterzy akademickich w kraju były silniejsze niż związki kolegów kursowych w seminariach, byliśmy bowiem ludźmi podobnie doświadczanymi. Przekazywaliśmy więc sobie nawzajem informacje o tym, co się u nas dzieje, jak inwigilowani są nasi studenci, jak można im pomóc. To były bardzo ważne dla naszej pracy z młodzieżą spotkania. Ksiądz Prymas Stefan Wyszyński niezwykle serdecznie traktował duszpasterzy akademickich. Odwiedzał nas niekiedy w kolegiacie św. Anny. Pamiętam, jak w marcu 1968 r. wrzucono do kościoła granat z gazem łzawiącym. Na początku jeszcze nie bardzo orientowałem się, o co chodzi, dlaczego koledzy płaczą — dla mnie, młodego księdza, były to wtedy zupełnie nowe doświadczenia. Ksiądz Kardynał powiedział wówczas: „Kto z młodzieżą walczy, już przegrał”. Spośród nas, ówczesnych duszpasterzy akademickich, wielu odeszło już na wieczną wartę, ale są jeszcze tacy, którzy dobrze pamiętają te czasy. Przypomnę środowisko wrocławskie z bp. Adamem Dyczkowskim; środowisko łódzkie z bp. Adamem Lepą czy ks. Janem Sobczakiem. Wspomnę o. Huberta Czumę, o. Andrzeja Koprowskiego, o. Ludwika Wiśniewskiego, ks. Józefa Maja, sługę Bożego ks. Jerzego Popiełuszkę. Przypomnę obecnego biskupa z Siedlec Henryka Tomasika, wspaniałego seniora ks. Juliana Żołnierkiewicza z Olsztyna, ks. Zdzisława Łukomskiego z Kielc, ks. Adama Bonieckiego z Krakowa, o. Władysława Wołoszyna z Torunia, ks. Jerzego Banaśkiewicza z Radomia, ks. Witolda Andrzejewskiego z Gorzowa, ks. Stanisława Sierlę z Katowic, ks. Jerzego Nowaczyka z Zielonej Góry, ks. Herberta Hlubka z Gliwic, ks. Ireneusza Folcika, ks. Jana Giriatowicza, ks. Franciszka Płonkę, ks. Bernarda Zielińskiego, ks. Julisława Łukomskiego, ks. Stanisława Makarewicza, o. Honoriusza Kowalczyka, o. Konrada Hejmo i niektórych księży częstochowskich — nieżyjących już ks. Zenona Raczyńskiego i ks. Jana Leksa, a także ks. Jana Szkoca, ks. Jana Niezgodę, ks. Stanisława Pamułę i wielu innych.

Trzeba dzisiaj znać tę prawdę o księżach, którzy zmagali się z systemem i jego reżimem. Oczywiście, nie byli to jedyni kapłani. SB sięgała po dziesiątki innych księży. Było wielu takich, którzy w tamtym czasie pełnili ważną rolę na różnych odcinkach pracy Kościoła. Cieszyli się oni pełnym zaufaniem kard. Stefana Wyszyńskiego, a także swoich biskupów. Po każdym spotkaniu z pracownikami SB wszyscy relacjonowaliśmy swoim przełożonym duchownym treść rozmów, także w gronie kolegów nie mieliśmy żadnych tajemnic. Mówiliśmy sobie wszystko, bo wiedzieliśmy, że trzeba się jakoś bronić, trzeba umieć właściwie zareagować na szantaże SB, wykorzystującej wszelkie preteksty do walki z religią i Kościołem. To było jak walka wręcz. I możemy powiedzieć, że Kościół obronił wiarę dzięki takim wspaniałym kapłanom, którzy potrafili stawić czoło bezprawiu, wykazać się wysokim poziomem moralnym, być z ludźmi. Takich kapłanów było wielu. Zwyciężali dzięki solidarności i uczciwości wewnętrznej — mogli spojrzeć w oczy swoim studentom, nad którymi SB także rozpościerała swój „parasol ochronny”. Dziś, kiedy mamy dostęp do teczek IPN-u dotyczących DA, widzimy, jak mocno to środowisko było inwigilowane, jak szczegółowo odnotowywane były daty naszych zebrań, ważniejszych prelekcji, rekolekcji, tudzież informacje często będące zbyt daleko idącym wyobrażeniem kapusia o sprawach osobistych studentów czy kapłanów. Nie jest to więc żadna literatura faktu — chyba tylko ta dotycząca faktu samego zapisu (a nie jego treści), która świadczy o tym, że donosicielami byli często ludzie, którzy nie za bardzo wiedzieli, o co w tym wszystkim chodzi, których „sprawozdania” były płytkie i zawierające dużą dozę fantazji, świadczącą o tym, że czasem bardzo chcieli się wykazać. Zwracam tu raz jeszcze uwagę na to, że najwięcej o tych trudnych czasach wielkich zmagań społeczeństwa polskiego z dyktaturą komunistyczną może powiedzieć pokolenie dzisiejszych 60- i 70-latków, które zna je z autopsji. Wszyscy wiemy też, jak wiele czyniono, żeby uwikłać kapłanów, sprowokować ich, przyłapać na czymś, co byłoby pretekstem do rozmowy, spotkań, gróźb. Każdy telefon, który dzwonił do kapłana, budził dreszcz obawy i lęku, że może coś zwróciło uwagę SB, że coś im się nie podoba. To wszystko trzeba było znieść, wytrzymać, mieć dobrze przemyślane, żeby nie ulec. Cała nasza energia szła więc w tym kierunku, żeby nie ulegać presji SB. Wiele razy trzeba było zaniechać starań o paszport i wyjazd za granicę, żeby tylko nie spotykać się ze „smutnymi panami”, bo nie należało to do przyjemności i groziło różnymi konsekwencjami. Dzisiaj, gdy ludzie tak beztrosko rzucają kalumnie na kapłanów, chcąc pogrążyć ich w niesławie — a tak często są to ludzie młodzi, czasem może i szczerze starający się docierać do prawdy — myślę, że bardzo potrzebne są im kontakty z kapłanami — świadkami tamtych czasów. Oni mieliby wiele do powiedzenia tym młodym historykom, dziennikarzom, prawnikom, pracownikom IPN-u, rzuciliby jeszcze inne światło na struktury zła, w jakich się funkcjonowało. Ale jakoś mało kto ich o to pyta. Szukający prawdy wolą świadectwa IPN-owskich teczek niż świadectwa świadków...

Dlatego z całą mocą będę bronił kapłanów, którzy w tamtych czasach musieli zmagać się z bezpieką, bo to są bohaterowie, ludzie, którzy przez cały czas stali na straży wartości, którzy trwali przy Kościele i byli ludźmi Kościoła. Trzeba mieć dzisiaj poczucie odpowiedzialności za każde słowo, którym można wyrządzić niepowetowaną krzywdę zwłaszcza tym zasłużonym kapłanom, przekreślając nie tylko dotychczasową pracę, często ogromny dorobek naukowy czy duszpasterski, ale i odbierając dobre imię. Dziś słyszy się nawet, że powodem rezygnacji młodego człowieka z pójścia do seminarium bywa właśnie taka uogólniona opinia o księżach. Okazuje się, że ta krzywda rzutuje już na decyzje młodych ludzi, którzy myślą tak, jak im każą media. Oczywiście, był jakiś procent ludzi słabych, którzy może nie zdali egzaminu z potrzeb tamtej chwili, ale zdecydowanie przeważająca większość kapłanów znalazła się na wysokim poziomie moralnym i nigdy nie uległa siłom zła, choć musiała to okupić cierpieniem.




opr. mg/mg



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama