Patrz w miłosierne serce

Mija 25 lat od beatyfikacji siostry Faustyny Kowalskiej. Wiele o niej wiemy, ciągle jednak wychodzą na jaw nowe fakty, takie jak jej pobyt w Walendowie

Właśnie mija 25 lat od beatyfikacji teraz już świętej siostry Faustyny Kowalskiej. Wydaje się, że już tak wiele o niej słyszeliśmy i nic nas nie zaskoczy, a jednak. Tak było z pobytami s. Faustyny w Walendowie. Apostołka Bożego Miłosierdzia była tam dwa razy oficjalnie, potem przed śmiercią znalazła się tam dzięki bilokacji, by ratować siostrę Placydę.

Faustyna Kowalska została beatyfikowana przez Jana Pawła II 18 kwietnia 1993 roku w Rzymie. - O Faustyno, jakże przedziwna była twoja droga! Czyż można nie pomyśleć, że to ciebie właśnie - ubogą i prostą córkę mazowieckiego polskiego ludu - wybrał Chrystus, aby przypomnieć ludziom wielką Bożą tajemnicę miłosierdzia - mówił Ojciec Święty. Tamtego dnia Jan Paweł II przywołał jeszcze słowa, które s. Faustyna zapisała w „Dzienniczku”; „Czuję dobrze, że nie kończy się posłannictwo moje ze śmiercią, ale się zacznie”. I tak rzeczywiście się stało, jej misja nadal przynosi zadziwiające owoce. Z orędziem przekazanym Faustynie związany jest wspomniany na początku klasztor w podwarszawskim Walendowie. To tu obecna Święta usłyszała od spowiednika, że spotyka się i rozmawia z Jezusem, a nie jest to wytwór jej wyobraźni.

Gospodarstwo i wychowanki

Jaki był klasztor w Walendowie kiedy s. Faustyna przyjechała tam po raz pierwszy? Zobaczyła to, co hrabia Gustaw Przeździecki podarował w 1896 roku Zgromadzeniu Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia. Folwark Walendów tworzył dom mieszkalny, zabudowania gospodarcze, młyn, stawy i aż 575 morgów ziemi. Gospodarstwem zajmowały się dwie lub trzy siostry. Do budowanego tam wtedy zakładu w 1913 roku siostry z wychowankami przeniosły się z pobliskich Derd. Wychowanek było coraz więcej - w 1931 roku już 113, a sióstr ponad 20. W 1930 roku rozpoczęto budowę nowej kaplicy, bo ta w zakładzie nie mieściła już przychodzących na nabożeństwa. Zaczęto też organizować Penitencjarną Kolonię Rolną, która miała chronić kobiety skazane po raz pierwszy z wyrokiem nie większym niż 10 lat, przed wpływem recydywistek.

Rekolekcje przed probacją

S. Faustyna przyjechała po raz pierwszy do Walendowa w listopadzie 1932 roku przed rozpoczęciem trzeciej probacji, czyli okresu przygotowań do złożenia ślubów wieczystych. Zanim tam trafiła, część profesek była przeciwna dopuszczeniu jej do probacji i udziałowi w rekolekcjach. Natomiast Jezus przygotował Faustynie wiele łask, o czym powiedział jeszcze w Warszawie: „Córko Moja, wiele ci przygotuję łask, które otrzymasz w tych rekolekcjach, które jutro zaczynasz”. Rzeczywiście za chwilę przekazano jej informację: jednak jedzie z matką Walerią do Walendowa, by rozpocząć ośmiodniowe rekolekcje. Już na miejscu Jezus dał s. Faustynie wskazówki jak ma postępować w czasie rekolekcji. „Będziesz się starać o głęboki spokój w obcowaniu ze Mną. Usunę wszelkie niepewności pod tym względem. (...) A jako dowód, że Ja mówię do ciebie, pójdziesz w drugim dniu rekolekcji do spowiedzi do tego kapłana, który ma rekolekcje. (...) Ja ci odpowiem przez usta jego, a wtenczas ustaną obawy twoje” - mówił Jezus. Podczas rekolekcji zachowała nakazane milczenie pomimo tego, że jedna z sióstr koniecznie chciała z nią rozmawiać.

Jak krew i woda

Rekolekcje głosił ojciec Edmund Elter, jezuita, który ukończył studia na Uniwersytecie Warszawskim, uczelniach w Rzymie i Paryżu. Kiedy miała przystąpić według rady Jezusa do spowiedzi, ogarnęły ją wątpliwości. Po co ma mówić o wszystkim spowiednikowi? „Jednak spowiednik od razu spostrzegł całe moje położenie i powiedział: siostra nie dowierza Panu Jezusowi dlatego, że tak łaskawie z siostrą postępuje. Cóż, siostro, niech siostra będzie najzupełniej spokojna. Jezus jest Mistrzem siostry, a obcowanie siostry z Jezusem nie jest ani histerią, ani marzycielstwem, ani złudzeniem. Niech siostra wie, że na dobrej jest drodze. Proszę się starać o wierność tym łaskom i nie wolno siostrze się usuwać od nich. Do przełożonych siostra nie potrzebuje mówić o tych łaskach wewnętrznych wcale, tylko na wyraźny rozkaz Pana Jezusa, i to proszę się wpierw porozumieć ze spowiednikiem. (...) Niech się siostra modli o kierownika duchowego, bo inaczej zmarnuje siostra te wielkie dary Boże” - wyjaśniał jej spowiednik. S. Faustyna odeszła od konfesjonału spokojna i szczęśliwa. Podczas Mszy św. kończącej rekolekcje odnowiła śluby czasowe. Po przyjęciu Komunii św. w kaplicy nagle zobaczyła Jezusa, który powiedział: „Córko Moja, patrz w miłosierne serce Moje. Kiedy się wpatrzyłam w to Serce Najświętsze, wyszły te same promienie - jakie są w tym obrazie - jako krew i woda, i zrozumiałam, jak wielkie jest miłosierdzie Pańskie. I znów rzekł Jezus łaskawie: Córko Moja, mów kapłanom o tym niepojętym miłosierdziu Moim. Palą Mnie płomienie miłosierdzia, chcę je wylewać na dusze, (ale) nie chcą dusze wierzyć w Moją dobroć”. Po rekolekcjach s. Faustyna opuściła Walendów i pojechała do domu generalnego w Warszawie.

Kuchnia i nowe zgromadzenie

Do klasztoru w Walendowie Apostołka Miłosierdzia powróciła w marcu 1936 roku na około sześć tygodni, by potem na krótko pojechać do Derd, a następnie na stałe do Krakowa. Faustyna spotkała tu swoją przyszłą wicepostulatorkę w procesie kanonizacyjnym s. Beatę Piekut. Wtedy nowicjuszka s. Beata zapamiętała ją jako radosną i uśmiechniętą, która „jakby ze wszystkimi chciała podzielić się swoim szczęściem”. W „Dzienniczku” Faustyna napisała: „Kiedy przyjechałam do Walendowa, jedna z sióstr przy powitaniu powiedziała mi - że siostra do nas przyjechała, to już teraz będzie wszystko dobrze”. Ta siostra to prawdopodobnie s. Regina Jaworska. W Walendowie Faustyna pomagała w refektarzu i pracowała w kuchni tak zwanej dziecięcej, która znajdowała się na piętrze w domu wychowawczym. Gotowała dla więźniarek i wychowanek.

W tej wspólnocie Faustyna przeżywała przygotowania do Wielkiego Tygodnia. W pierwszy piątek miesiąca przed Komunią św. ujrzała dużą puszkę napełnioną Hostiami: „Wtem usłyszałam głos: Te Hostie są przyjęte przez dusze, którym wyprosiłaś łaskę szczerego nawrócenia w czasie tego Wielkiego Postu, a było to na tydzień przed Wielkim Piątkiem. Dzień ten przepędziłam w wielkim skupieniu wewnętrznym, wyniszczając się na korzyść dusz”. Jej myśli koncentrowały się też na nowym zgromadzeniu, które miała założyć. Miało ono składać się z gałęzi kontemplacyjnej, czynnej i stowarzyszenia osób świeckich. Jednak w czasie spowiedzi kwartalnej spowiednik o. Bukowski powiedział jej, że to złudzenie. Na szczęście wszystko wyjaśniło się później, kiedy w Wielki Piątek ponownie przystąpiła do spowiedzi. Faustyna zrozumiała wtedy między innymi, że musi dużo modlić się za każdego swojego spowiednika, o światło Ducha Świętego dla niego.

Jak napisała w biografii Świętej Ewa Czaczkowska, w sposób mistyczny i realny Faustyna przeżyła Niedzielę Palmową i Wielki Tydzień. Jezus pozwolił jej wniknąć w uczucia swojego serca. Faustyna otrzymała dar uczestnictwa w Jego duchowej męce zaczynając od Ogrójca. W czasie adoracji w Wielki Czwartek ujrzała Jezusa ubiczowanego, potem w Wielki Piątek o godzinie trzeciej ujrzała Ukrzyżowanego, który spojrzał na nią i rzekł: „Pragnę”. Wtedy ujrzała, jak z Jego boku wyszły dwa promienie i pojawiło się w jej duszy pragnienie zbawienia dusz i wyniszczania się za biednych grzeszników. Ofiarowała się z konającym Jezusem za świat Ojcu Przedwiecznemu. W Walendowie Faustyna zrozumiała jak wielkie jest miłosierdzie Boga, które przechodzi wszelkie pojęcie - ludzkie i anielskie razem wzięte. „Miłosierdzie jest kwiatem miłości; Bóg jest miłością, a miłosierdzie jest Jego czynem, w miłości się poczyna, w miłosierdziu się przejawia. Na co spojrzę, wszystko mi mówi o Jego miłosierdziu, nawet sama sprawiedliwość Boża mówi mi o Jego niezgłębionym miłosierdziu, bo sprawiedliwość wypływa z miłości” - zanotowała.

Na ratunek s. Placydzie

Z Walendowem i s. Faustyną wiąże się jeszcze jedno wydarzenie, a właściwie dwa. Zjawiła się tam realnie dzięki darowi bilokacji. Rozmawiała z siostrą, która myślała o wystąpieniu ze zgromadzenia. Chodzi o s. Placydę Putyrę, która o tym spotkaniu opowiedziała pod przysięgą w 1966 roku. Wiadomo, że Faustyna mieszkała w tym czasie w klasztorze w Łagiewnikach. Wyjeżdżała stamtąd jedynie do szpitala na krakowskim Prudniku i do Rabki, nigdy do centralnej Polski. Do Walendowa przybyła dzięki bilokacji - darowi obecności równocześnie w dwóch miejscach, który otrzymała pod koniec życia. Faustyna odczuwała też stany duchowe innych ludzi, dlatego pojawiła się przed swoją śmiercią u s. Placydy, którą poznała w nowicjacie w Krakowie. S. Placyda nie opowiadała nikomu o przeżywanych trudnościach, natomiast s. Faustyna doskonale orientowała się o co chodzi i dała jaj radę jak ma postępować, obiecała modlitwę w jej intencji. „Po tej rozmowie w dziwny sposób poczułam się wyprostowana duchowo, odzyskałam zaufanie do przełożonych i poczułam, że zostały mi udzielone nowe wewnętrzne siły” - wspominała s. Placyda, która została w zakonie w Walendowie aż do śmierci w 1985 roku.

S. Faustyna obecna była w Walendowie od 1993 do 2008 roku. W jaki sposób? Jedna z sióstr delegowana przez przełożoną generalną matkę Paulinę Słomkę - s. Amata Strojewska miała za zadanie przygotowywać kapsułki z relikwiami s. Faustyny. Przeznaczane one były do kościołów na całym świecie. Siostra Amata trzymała relikwie Faustyny w swojej celi, dzieliła kosteczki z ciała Świętej na maleńkie cząsteczki, które umieszczała na tkaninie i zamykała w opieczętowanych kapsułkach. Faustyna była tam obecna, bo wierzymy w świętych obcowanie i pewnie jeszcze kiedyś powróci do walendowskiego klasztoru.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama