Niepewne losy bibliotek szkolnych

Instytucje państwowe organizują rozmaite akcje promujące czytelnictwo, tymczasem minister Boni planuje zamykanie bibliotek szkolnych

Podczas gdy instytucje państwowe łącznie z Kancelarią Prezydenta RP organizują i biorą udział w różnych akcjach mających na celu promowanie czytelnictwa, minister Boni planuje zapis umożliwiający samorządom likwidację szkolnych bibliotek.

Ray Bradbury, amerykański pisarz, powiedział: „Nie trzeba palić książek, żeby zniszczyć kulturę. Wystarczy, żeby ludzie przestali je czytać”. Minister Boni dwa lata temu zdawał się to rozumieć, mówiąc w wywiadzie o czytelnictwie dzieci: „Jeśli się za to nie zabierzemy, to za dziesięć lat co drugi Polak wchodzący na rynek pracy będzie funkcjonalnym analfabetą”. Skrzętnie wypominają mu to organizatorzy internetowej akcji „Stop likwidacji bibliotek szkolnych”. W Polsce po książkę sięga mniej niż połowa dorosłych. Według badań prowadzonych przez OBOP przy współpracy z Pracownią Badań Czytelnictwa Biblioteki Narodowej wynika, że tylko 44 proc. Polaków czyta przynajmniej jedną książkę w roku (dane z 2010 r.), a — co ważne — badanie uwzględnia przy tym albumy, poradniki czy książki kucharskie. Niemal połowa czytających książki wypożycza je z biblioteki. To właśnie biblioteki są najczęstszym źródłem dostępu do literatury dla młodzieży. Biblioteka szkolna to coś więcej niż „magazyn lektur”. To miejsce, w którym wychowuje się dziecko, kształtując w nim potrzebę czytania. Bez niej dziecko jest zdane tylko na dobrą wolę rodziców. A pamiętajmy, że ponad połowa z nich w ogóle książek nie czyta.

Niefortunny pomysł na oszczędności

W połowie stycznia Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji opublikowało „Projekt założeń ustawy o poprawie warunków świadczenia usług przez jednostki samorządu terytorialnego”. Jednostki samorządu terytorialnego to organy odpowiedzialne między innymi za kształcenie dzieci i młodzieży oraz za działalność kulturalną. „Nakierowana na obywatela sprawnie funkcjonująca administracja publiczna — w szczególności na szczeblu samorządu terytorialnego — stanowi podstawę budowania zaufania obywateli do państwa. Z tego też względu zakłada się wprowadzenie nowych rozwiązań dotyczących współpracy jednostek samorządu terytorialnego w zakresie wykonywania zadań publicznych oraz poprawy warunków usług świadczonych przez samorząd terytorialny i zwiększenia efektywności i elastyczności jego funkcjonowania” — mówi dokument. Oczywiście, co nie jest tajemnicą, „elastyczność” i „efektywność” to po prostu oszczędności.

Samorządy mają obowiązek prowadzenia biblioteki publicznej oraz, jako podmiot zakładający i prowadzący szkołę — biblioteki szkolnej. Po konsultacjach z samorządowcami w projekcie znalazł się zapis umożliwiający połączenie bibliotek, co przez zainteresowanych odczytane zostało jednoznacznie. Samorządowcy ucieszyli się, że otwiera się furtka do zlikwidowania bibliotek szkolnych, co z kolei bibliotekarzy zbulwersowało. Samorządowcy bardzo szybko zapowiedzieli chęć skorzystania z postulowanych przez Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji (MAiC) zapisów, a środowiska oświaty oprotestowały projekt. Minister Boni mówił w mediach, że nie chodzi o likwidację, ale o łączenie. A przecież z połączenia dwóch bibliotek pozostaje jedna. Sprawa wcale nie jest ani jasna, ani prosta. Biblioteka to nie tylko miejsce gromadzenia książek. Misja biblioteki szkolnej jest inna niż biblioteki publicznej, z tego minister Boni jakby zupełnie nie zdawał sobie sprawy. Kontrowersyjny projekt MAiC konsultowany był tylko z samorządami, przedstawiciele organizacji oświatowych pomimo próśb nie zostali wysłuchani ani zaproszeni na konsultacje. Na początku lutego rozpoczęła się obywatelska akcja na największym portalu społecznościowym „Stop likwidacji bibliotek szkolnych”, która spotkała się z niesłychanym odzewem. Organizatorzy akcji na Facebooku napisali list otwarty do ministra Michała Boniego, który w ciągu kilku dni poparło kilkanaście tysięcy osób. Minister zmienił retorykę, w prasie zaczęły pojawiać się jego wypowiedzi zaprzeczające chęci likwidacji szkolnych bibliotek, jednak tak naprawdę problem nie zniknął.

Połączenia

Od wielu lat samorządy postulują zniesienie przepisów prawnych o obowiązku utrzymywania biblioteki w każdej szkole. Miesięcznik „Biblioteka w szkole” zna niemal 300 przypadków szkół, w których samorządy obchodząc prawo, już zlikwidowały biblioteki. Według nowego projektu biblioteki nie mają być „zlikwidowane” ale „połączone”. Jakby to miało wyglądać? Na przykład przez przeniesienie bibliotek z jednej lub wielu szkół do położonej poza szkołą biblioteki publicznej. Niby nic takiego się nie dzieje, nikt nie zabiera uczniom możliwości wypożyczania książek. Ale naprawdę sytuacja wygląda tak, że większość dzieci do biblioteki publicznej nie chodzi. Biblioteka publiczna jest daleko od miejsca zamieszkania, trzeba się do niej zapisać, trzeba do niej dojechać. Poza tym należy pamiętać, że biblioteka szkolna to nie tylko pomieszczenie z książkami, to miejsce z o wiele większą misją. Dla wielu uczniów to jedyny kontakt z książką, komputerem, internetem, przestrzeń przyjazna, do której każdy uczeń przynależy. To książka na wyciągnięcie ręki. Ostatnio minister Boni, tłumacząc się z niefortunnego projektu, mówił, że nie chce wyprowadzać bibliotek ze szkół, ale przyłączać do nich bibliotekę publiczną. Ta odwrotna sytuacja wcale nie jest taka dobra, jakby się ministrowi wydawało. Jest kompletnie nierealna. Pomijając niemożności lokalowe, to w dobie ochraniania szkół przed osobami z zewnątrz, kiedy sprawuje się coraz większy nadzór nad bezpieczeństwem dzieci, minister chciałby sprawić, żeby z biblioteki szkolno-publicznej korzystać mógł każdy mieszkaniec. Nie rozwiąże tego nawet stworzenie osobnych wejść, w bibliotece i tak spotka się uczeń z kimkolwiek obcym. Kto miałby pracować w takiej bibliotece? Bibliotekarz nieprzygotowany do zajęć z dziećmi czy nauczyciel? Jak miałyby wyglądać zbiory takiej biblioteki? Te edukacyjne raczej nie zainteresują zwykłego czytelnika. Pomysł ministra Boniego, że wówczas taka placówka mogłaby działać w czasie wakacji oraz po zajęciach szkolnych jest dobry, ale na tym pozytywy się kończą.

„Biblioteka pierwszego kontaktu”

Wygląda na to, że w Ministerstwie Administracji i Cyfryzacji nie mają pojęcia o różnicach pomiędzy biblioteką szkolną a publiczną. Urzędnicy pewnie myślą, że „biblioteka to biblioteka”. Jednak biblioteka szkolna ma zadania o wiele szersze, jest integralną częścią szkoły i uzupełnia jej proces dydaktyczny i wychowawczy. Jej głównym zadaniem jest edukacja. To jedyna w szkole pracownia interdyscyplinarna, bo ma możliwość kształcenia umiejętności wyszukiwania, oceniania, selekcji, wykorzystywania źródeł informacji — tak, tego też się trzeba uczyć! Bibliotekarze szkolni są nauczycielami, którzy pracują z uczniem, pomagają mu, doskonalą jego umiejętności. Biorą udział w radach pedagogicznych, mają dostęp do dokumentów szkoły, często są odpowiedzialni za archiwizację. Szkolny bibliotekarz uczestniczy w procesie edukacji ucznia, zna jego indywidualne potrzeby i problemy, konsultuje się z pedagogiem i innymi nauczycielami, potrafi mu pomóc, dobierając odpowiednie lektury. „Biblioteka pierwszego kontaktu” — to dobra nazwa dla miejsca, do którego nie trzeba się zapisywać — każdy uczeń należy do niej od pierwszego dnia pierwszej klasy szkoły podstawowej. W pierwszych klasach nauczyciele zapoznają dziecko z biblioteką — często staje się ona miejscem, gdzie dzieci przychodzą w czasie przerw, odrabiają lekcje, korzystają z komputerów. Nie do przecenienia jest możliwość wyrównania szans dostępu do książek, bo trzeba pamiętać, że nie we wszystkich rodzinach czytelnictwo jest ważne. W kraju, w którym czyta się najmniej w całej Europie, ta szansa kontaktu z biblioteką dla każdego jest nieprawdopodobnie ważna. Narodowy Program Kultury „Promocja Czytelnictwa i Rozwój Sektora Książki” wyznaczył priorytety działań wdrażania Narodowej Strategii Rozwoju Kultury na lata 2004—2013. Uznano sferę czytelnictwa jako podstawową determinantę rozwoju i upowszechniania kultury i określono rolę bibliotek jako podstawową „tkankę” kultury w regionach. Czy ministra Boniego interesuje Narodowa Strategia Rozwoju Kultury? Zobaczymy, jakie będę losy bibliotek szkolnych.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama