Dziecko umiera bez bólu?

O problemie tzw. bezpiecznej aborcji, syndromie postaborcyjnym i przeciwstawianiu się cywilizacji śmierci - rozmowa z dr hab. Marią Ryś

O problemie tzw. bezpiecznej aborcji, syndromie postaborcyjnym i przeciwstawianiu się cywilizacji śmierci - z dr hab. Marią Ryś, kierownik w Zakładzie Psychologii Małżeństwa i Rodziny Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, profesor UKSW, rozmawia Agnieszka Warecka.

Pani Profesor, wydawać by się mogło, że w dzisiejszych czasach nie ma już osoby, która nie słyszałaby o bolesnych skutkach tzw. aborcji. Krzyk na ulicach polskich miast i towarzyszące strajkującym wulgarne hasła wielu trzeźwo myślących przyprawia o ból głowy. Skąd ta ignorancja?

Jeszcze do niedawna kobiety niejednokrotnie nie miały świadomości, że rozwijające się w nich życie jest od poczęcia człowiekiem. Jednak wraz z rozwojem techniki, pojawiającymi się możliwościami wizualizacji czy wręcz zobaczenia nienarodzonego dziecka, wiedza w tej dziedzinie zmieniła się. Dzisiaj każdy człowiek - jeśli tylko zechce - może zobaczyć na filmie i zdjęciach, jak wygląda dziecko w poszczególnych fazach życia prenatalnego.

Skoro dysponujemy wiedzą na temat rozwoju dziecka przed narodzeniem oraz mamy świadomość tego, czym jest tzw. aborcja, dlaczego z przestrzeni publicznej eliminuje się wszelkie informacje o tym problemie?

Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta. Są osoby, które promują aborcję ze względów dochodowych. W filmie „Nieplanowane” opartym na wydarzeniach autentycznych główna bohaterka - młoda dyrektorka kliniki aborcyjnej przez lata wierzy, że aborcję wykonuje się jedynie „w ostateczności”. Zwierzchnicy uświadamiają jej dobitnie, że przemysł aborcyjny to wielkie „przedsiębiorstwo” przynoszące kolosalne zyski. Ale te zyski są możliwe jedynie dzięki straszliwym kłamstwom - m.in. takim, że aborcja to tylko „zwykły zabieg”, że „dziecko w tym okresie życia nie odczuwa bólu” itd. Przykładem tego typu oddziaływań jest chociażby sprawa Mary Wagner z Kanady, która za uświadamianie kobietom skutków aborcji, w tym psucie dochodów aborcjonistów, wielokrotnie trafiała do więzienia.

Do grona zwolenników aborcji należą ludzie, którzy w imię liberalnych ideologii czy wręcz walki z Kościołem, głoszą hasła tzw. bezpiecznej aborcji bądź prawa kobiety do „jej własnego brzucha”. Spośród tych osób najbardziej radykalne grupy usiłują umieścić aborcję wśród praw człowieka. Tego typu działania także wymagają zakazu mówienia o skutkach aborcji lub przynajmniej niedopuszczania żadnych informacji w tym zakresie.

I wreszcie należy wyodrębnić grupę ludzi, którzy - mimo iż zapewniają, że są osobami wierzącymi - przekonują, że w naszych czasach aborcja co prawda jest złem, ale jest bezpieczna dla kobiety, a dziecko przed narodzeniem nie cierpi.

Tymczasem - jak dobitnie podkreśla dr hab. Tomasz Dangel [założyciel Warszawskiego Hospicjum dla Dzieci - przyp.] - jest dokładnie odwrotnie: dziecko zabijane w aborcji cierpi straszliwe męczarnie.

Cierpi także matka dziecka, które zostało pozbawione życia w wyniku aborcji. Z tą prawdą trudno przebić się do świadomości kobiet krzyczących o prawie „do swojego brzucha”. A przecież wiele doświadczeń psychoterapeutów i psychiatrów jasno wskazuje, że aborcja - jako daleko idąca ingerencja w naturalny cykl życia kobiety - jest dla niej traumą.

Znane powiedzenie: „Pan Bóg wybacza zawsze, człowiek czasami, a natura nigdy” w sposób szczególny odnosi się właśnie do aborcji. Konsekwencje braku poszanowania życia dziecka stają się dramatem nie tylko dla niego. W tzw. aborcji życie człowieka nienarodzonego jest niszczone, zabijane - niezależnie od tego, czy matka odczuwa negatywne skutki aborcji czy też nie.

Wiele badań wskazuje na długofalowe skutki aborcji. Pani Profesor sugeruje jednak, że określenie rozmiarów zaburzeń postaborcyjnych pozostaje do dzisiaj nierozstrzygniętym problemem.

W czasach komunistycznych przeprowadzenie rzetelnych badań w tym zakresie nie było możliwe, gdyż usiłowano ukrywać sam fakt istnienia jakichkolwiek zaburzeń postaborcyjnych. Do tej zmowy milczenia udało się wciągnąć wielu profesorów, ginekologów, psychiatrów. Często akcja ta była łączona z odbieraniem statusu człowieczeństwa poczętemu dziecko (tłumaczono: to tylko „zlepek komórek” albo to „tylko embrion”).

Kiedy jednak osiągnięcia badań prenatalnych dobitnie ukazały ludzki status człowieka jeszcze nienarodzonego, a do zaburzeń po przerywaniu ciąży przyznawało się coraz więcej kobiet, nie dało się już ukrywać problemu. Oficjalnie przyznano wtedy, że skutki przerywania ciąży istnieją, ale zarazem dodawano, iż dzięki nowoczesnym zabiegom terapeutycznym można je zminimalizować. Tymczasem proces terapeutyczny jest bardzo trudny, a minimalizowanie problemu w trakcie tego procesu powoduje zazwyczaj powrót doświadczanych wcześniej objawów.

O jakich symptomach mowa? I czy w odniesieniu do syndromu poaborcyjnego możemy mówić o tzw. grupie ryzyka?

Zespoły postaborcyjne dotykają kobiety nie tylko wierzące - mogą wystąpić niezależnie od światopoglądu, wiary i moralności. Zdecydowana większość kobiet podkreśla, że przeżywały taki okres, trwający czasem kilka lat, w którym nie odczuwały żadnych skutków. Jednak gdy pojawia się syndrom postaborcyjny, wywołuje on wielkie cierpienia: depresję, tendencje i wręcz próby samobójcze, często poczucie zupełnej pustki psychicznej.

Terapia nie jest prosta. Nie ma takiej „gumki” terapeutycznej, która wymazałaby z pamięci pozbawienie życia własnego dziecka. Konsekwencje aborcji odczuwa także cała rodzina, często przez długie lata. W rodzinie takiej panuje chłód, dzieci nie czują się kochane. Z moich doświadczeń w pracy z kobietami, które zdecydowały się na dramatyczny krok pozbawienia życia nienarodzonego dziecka, wynika, że w wielu przypadkach nie podjęłyby tej decyzji, gdyby w trudnym dla siebie okresie otrzymały wsparcie męża, chłopaka, narzeczonego, czyli ojca dziecka, czy kogoś z najbliższego otoczenia.

 

„Walka między cywilizacją życia a cywilizacją śmierci” - takie opinie towarzyszyły protestom po wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Działacze pro-life apelują do Prezydenta RP o poszanowanie konstytucyjnego prawa do życia każdego człowieka.

 

Aborcja - przez wdrażanie cywilizacji śmierci - zagraża całej ludzkości, bo jak mawiała Matka Teresa z Kalkuty: „Największym niebezpieczeństwem zagrażającym pokojowi jest dzisiaj aborcja. Jeżeli matce wolno zabić własne dziecko, cóż może powstrzymać ciebie i mnie, byśmy się nawzajem nie pozabijali?”.

Cywilizacja śmierci szczególnie zagraża dzieciom, u których już w łonie ich matek stwierdzono wady letalne, a więc takie, które spowodują śmierć dziecka jeszcze w okresie prenatalnym albo zaraz po urodzeniu. Dla rodziców jest to szczególnie trudna sytuacja, zwłaszcza że wiele matek będących w takiej sytuacji jest nakłanianych nie tylko przez ginekologów, ale także często przez osoby najbliższe do tzw. terminacji, czyli  do pozbawienia życia dziecka. I tutaj często padają argumenty, które - jak stanowczo podkreśla dr Dangel - są całkowitym zakłamaniem: „dziecko poddane aborcji nie cierpi, będzie cierpieć po urodzeniu”. Jest dokładnie odwrotnie: cierpi męczarnie w czasie aborcji, a po narodzeniu można - w razie potrzeby - zastosować różnego typu lekarstwa uśmierzające jego ból.

Jakie jest więc wyjście w sytuacji diagnozy dziecka z wadami letalnymi?

Odpowiedzią są hospicja perinatalne, w których profesjonalne zespoły - złożone z lekarzy, psychologów, położnych, księży - pomagają rodzicom przeżyć ten trudny czas i godnie pożegnać na tej ziemi ich własne, często upragnione i ukochane dziecko. Zrozumienie, że to dziecko jest także umiłowane przez Boga i odchodzi w Jego kochające ręce i zrozumienie, że jest ono przytulone do miłującego serca Ojca - jest wielką pociechą w ogromnym bólu rodziców.

Dziękuję za rozmowę.

Echo Katolickie 47/2020

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama