Przemocą w rodzinę

Ustawa o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie to raczej ustawa o stosowaniu przemocy wobec rodziny!

Wśród wielu zagrożeń dla współczesnej rodziny, na czoło wysunęło się zagrożenie ze strony państwa. Stało się to za sprawą podpisanej niedawno ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie, którą nazwać należałoby raczej ustawą o stosowaniu przemocy wobec rodziny.

Wśród wielu zagrożeń dla współczesnej rodziny, od 1. sierpnia na czoło wysunęło się zagrożenie ze strony państwa. Stało się to za sprawą podpisanej niedawno przez miłościwie sprawującego obowiązki prezydenta ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie, którą nazwać należałoby raczej ustawą o stosowaniu przemocy wobec rodziny. Ustawy, która likwiduje autorytet rodziców oraz podstawowe prawa rodziny i przekazuje urzędnikom narzędzie niekontrolowanej ingerencji i rozbijania rodzin.

Ideologiczne zaślepienie

Jest to efekt działalności lobby wyznawców kolejnej utopii — wychowania bezstresowego. Tych utopii przeżyliśmy już trochę. Były piękne utopie społeczeństwa bezklasowego, świata bez wojen, perpetuum mobile czy kamienia filozoficznego. Pół biedy, gdy paru maniaków marnuje życie, szukając kamienia filozoficznego. Kiedy jednak zmuszono ludzi do budowy społeczeństwa bezklasowego, zmarnowane życia liczy się w setkach milionów.

Tylko ideologiczne zaślepienie może spowodować mylenie karcenia dziecka, na przykład klapsem, od jego katowania. To tak jak mylenie wina do obiadu z ciągiem alkoholowym. A argumentacja, że każdy ze znęcających się nad dziećmi zaczynał od klapsa, ma taką samą wartość jak — by trzymać się analogii — uzasadnianie prohibicji tym, że każdy alkoholik zaczynał od jednego piwa.

Ale nie tylko o klapsy tutaj chodzi. Oficjalna interpretacja stwierdza jednoznacznie, że przemocą w rodzinie jest też krytykowanie, ograniczanie kontaktów, zawstydzanie i narzucanie własnych poglądów, czyli praktycznie wszystkie środki, jakie rodzice stosują i stosować powinni. Cóż pozostaje, by, na przykład, wyperswadować malcowi sięgnięcie po alkohol? Tylko uprzejma prośba o zaprzestanie tego procederu, jakkolwiek bez uwag, że picie alkoholu przez dzieci jest złe, bo to byłoby już krytykowanie, zawstydzanie i narzucanie własnego poglądu.

Jak można nauczyć dziecko, co jest dobre a co złe, bez krytykowania, zawstydzania i ograniczania kontaktów, gdy dziecko schodzi na złą drogę? Najwyraźniej autorzy ustawy chcą siłą zmusić rodziców do stosowania zasady: „róbta co chceta”, a potem sie nie dziwta, co z dziecków wyrasta. Jeśli dziecko w domu nie nauczy się odróżniać dobra od zła, to kiedy? Później już tylko resocjalizacja z wiadomym skutkiem.

Zaprowadzenie dziecka do kościoła — będzie ewidentnym narzucaniem własnych poglądów i urzędnik zabierze dziecko, by chronić je przed przemocą. W roku 1929 w Związku Sowieckim rozpoczęto kampanię walki z wychowaniem religijnym w rodzinie, ograniczając znacznie i tak już niezbyt duże prawa rodziców. Kampania przebiegała pod hasłem walki z „przemocą wobec dziecka”. Dla bolszewików jasne było, że wychowanie religijne jest formą przemocy. Zbieżność nazw i argumentacji nie wydaje się być przypadkowa.

Zaiste, dwie są nieskończone rzeczy na tym świecie: Boże Miłosierdzie i ludzka głupota. I tylko tym tłumaczyć można ślepe głoszenie teoryjek wychowawczych sprzed 30 lat, bez oglądania się na konsekwencje, jakie wprowadzone rozwiązania przyniosły w krajach, które wcześniej je przyjęły. Tam doprowadzono do rozbicia rodziny i uzależnienia jej egzystencji od widzimisię urzędników, zatomizowano społeczeństwo, zerwano więzi międzypokoleniowe, a młodzież wzrasta w poczuciu bezkarności i braku obowiązków. Coraz głośniej tamtejsi psycholodzy mówią więc, że należy nakreślić dzieciom granice, karać je i nagradzać. Pojawiły się nawet badania dowodzące korzystnego wpływu klapsów, stosowanych w określonym wieku dziecka, na jego rozwój. O tym nasi spece od wychowania jeszcze nie mówią. Pewnie nie przetłumaczono tych książek.

Mam, graniczące z pewnością, podejrzenie, że większość z tych obrońców dzieci wychowywanie dziecka zna jedynie z książek i to tych nie najnowszych. Zadziwiające jest, że to, do czego powoli dochodzą pedagodzy na Zachodzie, znają przeciętni, nawet niezbyt wykształceni rodzice. Znali to również ich rodzice i rodzice ich rodziców. A sprowadza się to do maksymy powtarzanej przez mojego nieocenionego ojca: „Dzieci należy wychowywać sercem i pasem”. Dokładnie w tej kolejności. By uprzedzić politycznopoprawne oburzenie, wyjaśniam, że normalny rodzic nie ma żadnej przyjemności w karaniu dziecka. Przeciwnie, zdecydowanie bardziej woli dziecko chwalić i nagradzać, niż karać. Wymierzony klaps bardziej boli rodzica niż ukaranego. By to wiedzieć, nie trzeba czytać mądrych ksiąg, wystarczy mieć dzieci.

Widok płaczącego, ukaranego malca chwyta za serce i budzi oburzenie. Wychowanie dziecka nie może jednak kierować się emocjami. Należy ruszyć mózgiem i uzmysłowić sobie, jakie konsekwencje dla przyszłości dziecka niesie pobłażliwość jego rodziców. Odpowiedzialny rodzic powinien więc karać dziecko wtedy, gdy jest to konieczne, nawet gdy mu się serce kraje.

Zamiast sędziego urzędnik

Przed takim postępowaniem rodzica chroni dziecko wchodząca w życie ustawa. Urzędnik wkroczy i dziecko zabierze. Właśnie — urzędnik. Nowelizacja ustawy wprowadza bardzo istotną i brzemienną w skutkach zmianę: odebranie tej decyzji sądom i przekazanie jej urzędom. Sędziowie rozliczani są z ilości rozstrzygniętych spraw, bez względu na to, jakie są te rozstrzygnięcia. Urzędnicy z kolei muszą dbać o wykonanie jak największej liczby interwencji, by uzasadnić istnienie ich Bardzo Ważnego Urzędu i swoich etatów. Ważniejsze jest jednak to, że sądy, ferując wyroki, kierować się powinny dobrem dziecka, prawem i sprawiedliwością, urzędnicy natomiast zobowiązani są realizować politykę państwa. A to mogą być dwie różne rzeczy.

Głośny był przed kilku laty przypadek Polki, mieszkającej w jednym z państw skandynawskich, matki chorego dziecka, którą odpowiedni urząd oskarżył o niewłaściwe się nim zajmowanie. Dziecko zabrano matce i przekazano jakiemuś alkoholikowi czy narkomanowi w ramach jego terapii i resocjalizacji. Tenże ćpun czy pijak opiekował się dzieckiem, jak potrafił; w efekcie zmarło. Dziecko potraktowane zostało przedmiotowo, jako środek realizacji innych celów i zaspakajania potrzeb. Urzędnicze sumienia pozostały jednak czyste — wszystko odbyło się zgodnie z przepisami. Znane są również przypadki odbierania dzieci emigrantom, gdy w domu nie mówi się w języku urzędowym. W urzędniczym mniemaniu przeszkadza to integracji.

Oczywiście ustawa zapewnia sądową kontrolę takich działań. Doświadczenia jednak, choćby z pobliskich Niemiec, wskazują, że to fikcja. Sądy zwykle przyznają rację urzędom. I to nie ze złej woli. Rodzic, któremu przyjdzie udowadniać niewinność, stoi na straconej pozycji, gdy strona przeciwna przytoczy dowody w postaci np. zeznań sąsiada, który słyszał płacz dziecka (ewidentna przemoc). A dziecko ryczało, bo tata nie kupił najnowszego gadżetu lub nie pozwolił oglądać filmu dla dorosłych. Może też zeznać znajoma, której, by dostać coś dobrego, malec poskarżył się, że mama nie dała mu nic do jedzenia (przemoc ekonomiczna). Może też zeznawać dziecko. Dzieci potrafią konfabulować i kłamać. Świadomie, by zemścić się za niespełnianie zachcianek lub nieświadomie. I nie dlatego, że są złe. Dlatego, że są dziećmi i nie potrafią jeszcze odróżnić prawdy od fałszu ani pojąć konsekwencji swoich zachowań.

Podejrzanym rodzinom zakłada się Niebieską Kartę a postępowanie w tej sprawie prowadzone jest z pogwałceniem zasad obowiązujących w cywilizowanym państwie prawa. Wszczęcie postępowania następuje na podstawie donosu, choćby fałszywego. Od tego momentu, bez wiedzy podejrzanego, zbierane są informacje na temat jego życia prywatnego, w tym o sprawach tak intymnych jak stan zdrowia czy zachowania seksualne. Tak nie traktuje się nawet poważnych przestępców! A po zebraniu informacji, urzędnicy mogą zdecydować o odebraniu dziecka. Oczywiście dla jego dobra.

Bezduszność ustawodawcy

Dając takie uprawnienia zespołowi urzędników Wysoki Sejm zapomniał o jednym. Żaden, nawet najlepiej wyposażony ośrodek opiekuńczy, zatrudniający najlepiej wykształcony personel, nie zapewni dziecku tego, co ma w swojej rodzinie — miłości. Tego trudno definiowalnego uczucia, które scala rodzinę nawet, jeśli przejawia się w formach odbiegających od urzędniczych norm. To miłość powoduje, że rodzice poświęcają swój czas, energię i pieniądze dzieciom, zwykle kosztem swojego prywatnego interesu. Dzieci też kochają swoich rodziców, również pijącego ojca czy niezaradną matkę. Nie piszę tu o skrajnej patologii, tylko o rodzinach mieszczących się w szeroko pojętej normie, bo przeciw nim wymierzona jest ustawa.

Miłość w rodzinie nie jest pojęciem stosowanym w postępowaniu administracyjnym, nie jest więc przeszkodą w odebraniu dziecka pod byle pretekstem. Ustawodawca nie zastanowił się nad tym, że rodzina jest dla dziecka całym światem, a konieczność opuszczenia jej traumą nieporównywalną z krótkim bólem po klapsie. By się o tym przekonać, wystarczy obserwować mamy z dziećmi w sklepach lub parkach. Gdy nie mogą poradzić sobie z rozbrykanym malcem, mówią: „Bo cię pan zabierze”. Skutkuje bezbłędnie.

Nic gorszego dla dziecka od znalezienia się w obcym środowisku bez taty i mamy. Trzeba być nienawidzącym dzieci sadystą, by uchwalić prawo, które za rzeczywiste lub — częściej — urojone przewinienia dorosłych tak okrutnie karze dzieci. Inicjatorzy tej ustawy tak naprawdę nie dbają o dzieci. Kochają jedynie swe wyobrażenie o sobie jako poprawnych politycznie, światłych krzewicielach postępu.

Ustawa o przemocy w rodzinie to nie jeden z wielu bubli prawnych. To prawo, które decyduje o przyszłości naszego narodu lub, jak kto woli, społeczeństwa. A jeśli ktoś nie lubi wielkich słów i razi go zbytni patos, radzę, by pomyślał o swojej osobistej przyszłości. Jeśli wychowamy pokolenie samolubów, nieograniczanych i nieograniczających się w dążeniu do własnej przyjemności i nieznających takich pojęć jak powinność i zobowiązanie, na starość wylądujemy na śmietniku.

Każdy, komu nieobojętna jest przyszłość naszego kraju i naszych dzieci, powinien dążyć do uchylenia tego prawa. Każdy dzień jego obowiązywania może oznaczać tragedię kilku rodzin.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama