Tuba z własnym głosem

O galopadzie mediów i wirtualnych skrzyżowaniach. Wywiad

Z Tomaszem Królakiem, wiceprezesem Katolickiej Agencji Informacyjnej, o galopadzie mediów, wirtualnych skrzyżowaniach i planach na przyszłość, rozmawia Łukasz Kaźmierczak

Zaledwie kilka dni temu świętowaliście 15. rocznicę istnienia Katolickiej Agencji Informacyjnej. Trudno nie zapytać o jubileuszowe refleksje człowieka, który jest obecny w Agencji od samego początku jej działalności…

- Z pewnością nie spodziewałem się, że będziemy w takim miejscu, w jakim dziś jesteśmy, bo kiedy zaczynaliśmy, mieliśmy wrażenie rzucania się na głęboką wodę. Wszak nigdy wcześniej nie było w Polsce - nie licząc przedwojennej próby w postaci Katolickiej Agencji Prasowej - typowej religijnej agencji informacyjnej.

Z jednej strony więc towarzyszyły nam obawy, a z drugiej ogromna dziennikarska frajda tworzenia czegoś zupełnie nowego - nie tylko infrastruktury, nie tylko sieci korespondentów, ale i pewnej wizji, według której miała być formowana Agencja. Korzystaliśmy przy tym z nieocenionej pomocy episkopatu Stanów Zjednoczonych i agencji Catholic News Serwis.

Ale początki na pewno nie były ani proste, ani łatwe, choćby z tego powodu, że pieniądze mieliśmy tylko na rozruch. Niektórzy wieszczyli wręcz, że kiedy wyczerpią się nam fundusze, Agencja przestanie funkcjonować, ponieważ nie będzie w stanie sama na siebie zarobić.

Na to wszystko nałożyła się jeszcze polska rzeczywistość początku lat 90., czyli okres swoistej „zimnej wojny” między mediami a Kościołem. Próbowano wówczas straszyć opinię publiczną wizją państwa wyznaniowego, drugiego Talibanu, wszechwładzy Kościoła i „czarnych”, jako jego funkcjonariuszy.

KAI znalazła się więc niejako z marszu na pierwszej linii frontu…

- I dlatego już na starcie przylepiono nam łatkę tych, którzy rzekomo mieli tym „czarnym” bezkrytycznie służyć i tworzyć propagandowy wizerunek Kościoła.

Z drugiej jednak strony od razu dostrzegliśmy olbrzymi kontrast pomiędzy niemal całkowitą nieobecnością ogólnie pojętej religijności w sferze mediów a tym całym barwnym, fascynującym światem katolicyzmu, chrześcijaństwa i w ogóle całej wiary, który jest do pokazania. I myślę, że ten nasz entuzjazm, i to, że staraliśmy się pracować jak najlepiej, przekonało odbiorców, że nie jesteśmy tubą propagandową Kościoła; przeciwnie - chcemy pokazywać tę rzeczywistość, kierując ją również do człowieka niewierzącego. I tutaj dochodzimy do takiego naszego bardzo ważnego, a towarzyszącego nam od samego początku przekonania, że nasza działalność ma być skierowana nie tylko ku mediom katolickich, ale że chcemy stanowić raczej pomost między nimi a mediami świeckimi, a tym samym między światem wierzących a niewierzących.

Stąd ta Wasza bardzo lapidarna, a zarazem nośna formułka: „Służymy wszystkim mediom od Rydzyka do Michnika”…

- Rzeczywiście, wśród naszych odbiorców mamy media właściwie wszystkich opcji światopoglądowych, łącznie z najważniejszymi głównymi świeckimi tytułami prasy, radia i telewizji.

Przy czym pożyteczność, korzyść i sensowność naszego istnienia mierzymy nie tylko liczbą przedrukowywanych depesz czy materiałów dźwiękowych, które się dzięki nam ukazują.

Widzimy bowiem również, jak pewne tematy, wątki, opisy postaci, wydarzeń, zjawisk czy wyzwań po pewnej transformacji zaczynają pączkować, emanować i mieć swoje odzwierciedlenie w innych mediach. Jedna nota czy depesza potrafi rozrosnąć się do reportażu czy wywiadu z osobą, której my poświęciliśmy zaledwie krótką wzmiankę.

Czy istnieje coś, co Pańskim zdaniem można określić jako pewną filozofię KAI w wyborze tematów i informacji?

- Świat mediów w ostatnich latach niesłychanie przyspieszył. Zrobił się bardzo agresywny, nawet nie tyle w znaczeniu poruszania kontrowersyjnych tematów, ale w sensie łapania newsa. Pojawia się więc kolejny problem i zarazem ogromne wyzwanie: co jest „newsem” w świecie religijnym, w świecie, który jest ponadczasowy, stabilny, spokojny, który ma emanować pewną duchową perspektywą?

My staramy się nie tylko nadążać za rzeczywistością, ale i pokazywać temu światu, lekko niekiedy oszalałemu na punkcie tematów, które żyją 15 minut, rzeczy jednak ponadczasowe. Choć oczywiście atrakcyjnie podane. Zależy nam, aby w tym jazgocie tematów trzeciorzędnych, które urastają do rangi pierwszorzędnych, spokojny głos Kościoła, ale nie moralizatorski, nie nudny, nie zacietrzewiony, nie zapatrzony w siebie - skutecznie dochodził do ludzi.

Co w takim razie z nieśmiertelnym dziennikarskim: „Good news is bad news”?

- Staramy się zachować pod tym względem pewną równowagę, również w imię tego, o czym mówił nam kiedyś przewodniczący Papieskiej Rady ds. Mediów kard. Fowley: jeśli nie będziecie wiarygodni w sprawach trudnych, to nikt was nie będzie słuchał w sprawach radosnych.

Na 15-lecie działalności Agencji zrobiliście sobie prezent w postaci nowej odsłony serwisu internetowego eKAI...

- Mamy ambicję, aby stworzyć najlepszy portal religijny w Polsce, tzn. łączący katolicką tożsamość, a więc przekazywanie informacji o świecie religii, ale w taki sposób, który z jednej strony zaspokajałby potrzeby myślącego i stawiającego pytania katolika, a z drugiej - poprzez swój styl i dobór tematów - byłby również przyjazny dla ludzi poszukujących, mających kłopoty z własną tożsamością, zadających sobie pytania. Nie chcemy robić kolejnego serwisu dla przekonanych, a raczej dla osób, dla których religia jest sprawą żywą. Mam tu na myśli zwłaszcza młode pokolenie, które coraz częściej traktuje wiarę nie w kategoriach tradycji, ale osobistego, świadomego wyboru.

Spytam wprost: zamierzacie konkurować z serwisem Opoki?

- Opoka stawia sobie trochę inne zadania. Z grubsza rzecz biorąc jej celem jest dotarcie głównie do świata ludzi zorientowanych w sprawach Kościoła i wiedzących, czego chcą. Natomiast my chcemy stanąć na skrzyżowaniu wirtualnego świata i gdzieś w przestrzeni Internetu przyciągać ludzi pytających. Ale nie oznacza to oczywiście, że gorliwy katolik będzie się na stronie eKAI źle czuł. Nasze zaproszenie nie jest przecież równoznaczne z jakimś synkretyzmem, próbą godzenia ognia z wodą czy brakiem tożsamości.

Jednym z „wabików”, którymi chcemy przyciągnąć internautów, jest spokojna rozmowa również o rzeczach trudnych, pokazywanie innych Kościołów i innych religii właśnie po to, by raczej utwierdzać się w sensowności dokonywania świadomego wyboru własnej religii. Taki szerszy kontekst pozwala bowiem odpowiedzieć sobie łatwiej na fundamentalne pytania: w co wierzę i jak wierzę?...

Katolicka Agencja Informacyjna w epoce dominacji kultury obrazkowej, czyli pytanie o Wasze plany na przyszłość…

- Trudno nie zauważyć, że ten świat, czy tego chcemy, czy nie, coraz gwałtowniej pożąda obrazu. I my żadną miarą nie możemy pozostawać tutaj w tyle. Główny nacisk będziemy zatem kładli na eKAI, jako platformę profesjonalną, komplementarną i przyjazną w oglądaniu. Zamierzamy stworzyć z naszego internetowego serwisu płaszczyznę, trampolinę czy wehikuł newsów także o charakterze multimedialnym, filmowym itd., co nie wymaga budowania własnego studia ani rozbudowanej infrastruktury. Bo na to nas zwyczajnie nie stać. A jako, że mamy za sobą rozmaite epizody telewizyjne, staramy się działać także na tej ostatniej płaszczyźnie. Przykładowo w tej chwili próbujemy rozwijać, oparty na naszych założeniach, program „Ludzie i religie” w telewizji Polsat News, współpracujemy również trochę z Telewizją Religia.

Z pewnością zależy nam na tym, aby we współczesnym świecie, który troszeczkę wiruje – a szczególnie w sprawach dotyczących aksjologii czy postrzegania religii - nie być jedynie znakiem sprzeciwu, ale raczej instytucją, która towarzyszy człowiekowi w odkrywaniu głębszych pokładów rzeczywistości i pewnych nieprzemijających wartości. Nie chodzi przecież o to, żeby się na ten świat obrażać, ale jak długo będzie to tylko możliwe, transmitować myśli, refleksje, dokumenty i wszelkie informacje o tym, jak Kościół mocuje się z coraz większymi wyzwaniami, które przynosi rzeczywistość. Pod tym względem nam, dziennikarzom, ciekawych tematów nie zabraknie prawdopodobnie nigdy.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama