Pasterze Rzeczpospolitej

Opis zadań i struktury Konferencji Episkopatu Polski - art. z "Polityki"


Pasterze Rzeczpospolitej

Adam Szostkiewicz

Dla człowieka współczesnego nie ma autorytetów i żeby do niego dotrzeć z ewangelią, trzeba znaleźć zrozumiały język kontaktu

Na początku byli biskupi. Ich władzę w Kościele wywodzi się od samego Chrystusa i dlatego nie może jej znieść nawet papież. Grecki wyraz episkopos znaczy „czuwający, dozorca”. Kim są polscy biskupi, nad czym czuwają pasterze katolików nad Wisłą i Odrą, jak działa Konferencja Episkopatu Polski pod przewodem kardynała Józefa Glempa, który właśnie obchodził dwudziestolecie swego prymasostwa?

Są ciężko zapracowani — dzień w dzień wizytacje, uroczystości religijne, imprezy publiczne, konferencje. Jako hobby podają często czytanie — zwłaszcza Sienkiewicza i Wieszczów, książek historycznych i podróżniczych — słuchanie muzyki poważnej, długie spacery w pięknych krajobrazach, wędrówki po górach. To są rozrywki ludzi zmęczonych ciągłym przebywaniem wśród ludzi.

Zadania i struktura: Konferencja Episkopatu Polski (kliknij)

Tak jak w pierwszych wiekach chrześcijaństwa, biskupi i dziś są zwierzchnikami, zarządcami i duszpasterzami powierzonych im wspólnot na szczeblu kraju i diecezji. Władzę mają ogromną, choć od czasów Soboru Watykańskiego II (1962—1965) Kościół zaleca, by w ważnych sprawach konsultowali się z kim należy. W początkach chrześcijaństwa, gdy wyznawców nowej religii było raptem tysiąc, góra dwa, i pochodzili oni z żydowskiej biedoty, sprawy gminy załatwiało się niemal od ręki. Pierwotnym Kościołem kierowali — z nadania Jezusa — apostołowie, pierwszy dwunastoosobowy episkopat. Choć swą władzę otrzymali od Boga, sprawowali ją w duchu równości i solidarności. Gdy Kościół wyszedł poza Jerozolimę, pierwotna prostota przepadła bezpowrotnie.

Biuro prasowe

W warszawskiej czteropiętrowej siedzibie Sekretariatu Episkopatu Polski, gdzie zwykle zbierają się na obrady biskupi, przepych w oczy nie kłuje. Po porządnie wysprzątanych korytarzach przemykają księża, czasem zakonnice i świeccy. Cisza, że niemal słychać szelest papierów przekładanych na biurkach w służbowych pokojach i gabinetach. Za drzwiami wejściowymi dyżurka z monitorem telewizji przemysłowej.

Ksiądz Adam Schulz, jezuita, rzecznik Konferencji Episkopatu Polski i szef biura prasowego Episkopatu, częstuje herbatą i ciasteczkami, które przynosi jego podwładna. Rozmawiamy w saloniku umeblowanym jak u dyrektora liceum. Ks. Schulz przyszedł z ruchów katolickich, którym duszpasterzował przez ćwierć wieku. — Poprosił mnie o to biskup Libera, co mnie, nie ukrywam, zaskoczyło, po pewnym zastanowieniu zgodziłem się. Nie byłem pod presją, miałem czas na decyzję i uzgodnienia z moimi władzami zakonnymi. Biuro Prasowe KEP zatrudnia na pełnych etatach raptem dwie osoby, reszta to woluntariusze. Oni są od dokumentacji, obsługi KEP i przedstawiania stanowiska biskupów, a Katolicka Agencja Informacyjna — od bieżącej informacji o Kościele w kraju i na świecie.

Biuro wydaje specjalne biuletyny prasowe dla kościelnych VIP. Można w nich przeczytać, co i jak media mówią o Kościele plus komentarz, który rzecznik nazywa refleksją. Niestety, nie może mi pokazać egzemplarza — te publikacje są do użytku wewnętrznego. Jako rzecznik ks. Schulz uczestniczy w obradach KEP, które z zasady toczą się przy drzwiach zamkniętych. Nawet KAI musi czekać na oficjalne komunikaty lub liczyć na informacyjną łaskawość zaprzyjaźnionych biskupów. — Episkopat uważa KAI za instrument kontaktowania się z mediami, przez 8 lat nie było ani razu próby cenzurowania — mówi szef KAI Marcin Przeciszewski. — Za to niektórzy biskupi chcieliby z naszego serwisu zrobić kronikę wydarzeń i promocji swej diecezji.

Ks. Schulz deklaruje otwartość Kościoła na media, ale ma ona granice. Doświadczył tego na sobie najpopularniejszy chyba współczesny polski biskup — Tadeusz Pieronek. Pieronkowi miano za złe, że jako sekretarz generalny KEP i nieformalny rzecznik Episkopatu nie wahał się dawać wypowiedzi dla prasy źle widzianej w Kościele — „Gazety Wyborczej” i „Trybuny”. Gdy wystąpił w programie telewizyjnym z prezydentem Kwaśniewskim, część kolegów-biskupów potraktowała go jak powietrze. Odsuwali się od niego, milkli w jego obecności.

Reforma bp. Pieronka

Tymczasem bp Pieronek ma na koncie wielkie osiągnięcia reformatorskie. — Chodziło o to — tłumaczy w swym gabinecie rektora Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie — by dostosować statut KEP do posoborowego ducha i nowego prawa kościelnego, czyli zwiększyć kolegialność, a jednocześnie usprawnić działanie. Zmiany rodziły się w wielkich bólach i przy oporze tych, którzy woleli stary układ.

W rok po zakończeniu wojny i radykalnej zmianie systemu politycznego było w Polsce 32 biskupów, w początkach ery gierkowskiej już 74, w połowie lat 80., za gen. Jaruzelskiego — 94, na początku III Rzeczpospolitej — 105, obecnie — 123 (17 na emeryturze, na którą biskup zwany odtąd seniorem przechodzi po 75 roku życia, zachowując członkostwo w KEP, ale tracąc prawo głosu).

Prawie dziesięć lat temu Jan Paweł II wydał bullę zmieniającą gruntownie podział administracyjny Kościoła w Polsce. Powołał 13 nowych diecezji, 8 już istniejących podniósł do rangi archidiecezji. Kościół miał znaleźć się bliżej wiernych. Ale był też drugi powód tej strukturalnej rewolucji: im mniej diecezji, tym większa dysproporcja między biskupami ordynariuszami — kościelną elitą władzy — a biskupami pomocniczymi. Ci ostatni osiągnęli przed bullą papieską czterokrotną przewagę nad biskupami diecezjalnymi.

Zmiana struktury organizacyjnej pociągnęła za sobą lawinę nominacji, odmładzających skład KEP. Papież mianuje biskupów spośród kandydatów zgłoszonych przez Kościół lokalny. Papieskie decyzje rzadko są arbitralne. Ale znaczy to też, że papież gra takimi kartami, jakie ma, sam talii nie robi. Kard. Józef Glemp został następcą prymasa Stefana Wyszyńskiego, bo taka była wola Wyszyńskiego. Gdy Jana Pawła zabraknie, polityka nominacji wymknie się z rąk polskich. Episkopat poczuje się — nie bez racji — osamotniony. Stosunki z Watykanem wejdą w całkiem inną erę.

Biskupi nie są młodzikami — z reguły sakrę dostaje się nie wcześniej niż koło czterdziestki i nie później niż po pięćdziesiątce — ale Kościół musiał uniknąć gerontokracji. Leksykograf i statystyk Kościoła w Polsce Grzegorz Polak z KAI wyliczył, że dwa lata temu średnia wieku polskiego biskupa wyniosła trochę ponad 63 lata. (Najstarszy biskup Jan Czerniak liczył sobie 93 lata; najstarszy sakrą, datą otrzymania święceń biskupich, był prócz Czerniaka abp Jerzy Stroba z Poznania — obaj otrzymali ją w 1958 r.) Na razie niebezpieczna tendencja demograficzna została w Episkopacie zahamowana.


Kościół rzymskokatolicki w Polsce (stan na 1999 r., za GUS, według oświadczeń podanych przez Kościół):
Wierni (ochrzczeni): 34 603 618
Księża: 27 610
Dekanaty (związki parafii): 1099
Parafie: 10 077


Bp Pieronek, niegdyś współpracownik kard. Karola Wojtyły, zasłynął swymi talentami medialnymi i przyjaznym nastawieniem do dziennikarzy, ale jako sekretarz generalny KEP doprowadził przede wszystkim do opracowania i uchwalenia w 1996 r. nowego statutu Konferencji. Idea statutu polegała na głębokiej demokratyzacji KEP. Jak najwięcej obieralności, jak najmniej nieprzejrzystości. No i kadencyjność sprawowania funkcji, również przewodniczącego. Bp Pieronek: — W czasach kard. Wyszyńskiego utarło się, że prymas Polski jest naturalnym przewodniczącym KEP i to dożywotnio. Nikt nie neguje roli prymasa, która ma w Polsce długą tradycję historyczną, ale Kościół nie zna pojęcia prymasa z jurysdykcją.

Sala obrad

Wszystkie funkcje w Episkopacie pochodzą zatem z wyboru, a można je pełnić nie dłużej niż przez dwie pięcioletnie kadencje. Podstawowe decyzje podejmuje się większością głosów po dyskusji na zebraniach plenarnych.

Jeśli Episkopat nie zbiera się poza Warszawą, co zdarza się coraz częściej, to swoje plena odbywa w gmachu przy skwerze Kard. Wyszyńskiego, w sali konferencyjnej wyposażonej w niezbędną aparaturę. Ustawione rzędami stoły zaopatrzone są w mikrofony i pudełka do głosowania z trzema guzikami: „za”, „przeciw”, „wstrzymuję się”. To jednak nie parlament, stoły nie tworzą podkowy, centralne miejsce zajmuje stół prezydialny, przy którym siedzą prymas Glemp jako przewodniczący (kadencja kończy się mu nieodwołalnie za trzy lata), jego zastępca abp Józef Michalik, sekretarz generalny bp Piotr Libera i część Rady Stałej, która przygotowuje program spotkania.


Diecezje i biskupi:

Diecezja jest jednostką terytorialną Kościoła, przyjętą z systemu administracyjnego Rzymian. Tworzą ją parafie i ich związki zwane dekanatami. Teraz mamy w Polsce 42 diecezje: 40 rzymskokatolickich (w tym Warszawa — Ordynariat Polowy, obejmująca wojskowych) i 2 greckokatolickie. Diecezji przybyło, ale zmniejszyły się ich powierzchnie. Biskupi diecezjalni zyskali więcej możliwości bezpośrednich kontaktów ze swoją trzodą. Diecezje tworzą 13 prowincji kościelnych — metropolii.

Biskup zarządzający diecezją ma tytuł ordynariusza, biskupi, którzy mu pomagają, to biskupi pomocniczy, zwani też sufraganami. Biskupi bez konkretnej diecezji to biskupi tytularni. Biskup zarządzający prowincją kościelną (zwaną też metropolią lub archidiecezją), złożoną z kilku diecezji, nosi tytuł metropolity. Metropolitami są: abp Wojciech Ziemba (białostocki), abp Stanisław Nowak (częstochowski), abp Tadeusz Gocłowski (gdański), abp Henryk Muszyński (gnieźnieński), abp Damian Zimoń (katowicki), kard. Franciszek Macharski (krakowski), abp Józef Życiński (lubelski), abp Juliusz Paetz (poznański), abp Józef Michalik (przemyski), abp Zygmunt Kamiński (szczecińsko-kamieński), kard. Józef Glemp (warszawski), kard. Henryk Gulbinowicz (wrocławski), abp Jan Martyniak (przemysko-warszawski obrządku bizantyńsko-ukraińskiego, zwanego też greckokatolickim lub potocznie unickim). Wspólne zadania Kościoła wykonuje Konferencja Episkopatu Polski, której członkami są wszyscy biskupi, działający na podstawie statutu zatwierdzonego w Watykanie.


Co dzieje się na sali? Załatwia się sprawy bieżące Kościoła, których jest taki nawał, że wbrew pozorom biskupi wcale nie politykują, nie mają czasu. Trwałym śladem prac KEP są dokumenty: uchwały, listy pasterskie, komunikaty, oświadczenia, listy do władz państwowych, papieża, episkopatów innych krajów. Przed ich ogłoszeniem biskupi wysłuchują czasem zaproszonych gości — znawców tematu. Niedawno na tej zasadzie wystąpił na zebraniu KEP Marek Kotański, opiekun bezdomnych i narkomanów. Dokumenty KEP mówią o sprawach religijnych, kościelnych i społecznych.

W ostatnich miesiącach Episkopat zajął się m.in. bezrobociem, podsumowaniem Wielkiego Jubileuszu 2000-lecia chrześcijaństwa, edukacją narodową, uwłaszczeniem i reprywatyzacją. Biskupi reagują też publicznie na bieżące wydarzenia. Biskupi Jan Chrapek i Adam Lepa z episkopalnej rady środków społecznego przekazu (jej ekspertem jest m.in. Krzysztof Zanussi) potępili w maju projekt uruchomienia kanału erotycznego w telewizji Polsat. Media są zresztą stale na celowniku biskupów. Wspierają oni bujnie rozwijający się system mediów katolickich (radio, TV, Internet), ale do mediów świeckich stale odnoszą się nieufnie, co zresztą im nie przeszkadza w nich występować.

Konferencja Episkopatu obraduje zwykle przez dwa dni, od godziny 9 do 21 i dłużej, z przerwami na kawę i skromne posiłki, które gotują i podają siostry zakonne. Obrady prowadzi zwykle osobiście ks. prymas. Jak oni to wytrzymują? — Wytrzymują, bo lubią — uśmiecha się Marcin Przeciszewski, naczelny redaktor KAI.

Zrzutka na KEP

Kto za to płaci? Finanse nie są ulubionym tematem ludzi Kościoła. Podkreślają, że KEP nie obrósł biurokracją i etatami, pensje personelu są mniej niż skromne, tylko jedna trzecia komisji KEP ma własny lokal. Koszty podróży na zebranie Episkopatu pokrywają sami biskupi, ich kierowcy są na etatach kurii diecezjalnych, a nie centrali. Biskupi nocują albo w pokojach gościnnych w Sekretariacie, albo — częściej — w rozmaitych klasztorach warszawskich, np. biskup Józef Życiński u wizytek.

Na utrzymanie Sekretariatu składają się solidarnie wszystkie diecezje, średnio po 3 tys. zł rocznie, co daje w sumie ponad 120 tys. — po tysiąc złotych na biskupa. Gołym okiem widać, że to kropla w morzu potrzeb. Toteż Sekretariat prowadzi działalność gospodarczą — wynajmuje po komercyjnych cenach warszawskich pomieszczenia w gmachu przy ul. Żytniej kilku instytucjom, przede wszystkim Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji, a także towarzystwu inwestycyjnemu Invesco.

Tymczasem tempo zmian jest tak wielkie, swoboda dyskusji i przepływ informacji tak zwielokrotnione, że przed Episkopatem staje problem dotrzymania kroku rzeczywistości.


Kościół posiada osobowość prawną na mocy ustawy uchwalonej przez Sejm PRL w 1989 r. W lipcu 1989 r. PRL nawiązała stosunki dyplomatyczne z Watykanem. W lipcu 1993 r. min. spraw zagr. Krzysztof Skubiszewski podpisał w imieniu rządu RP (za premierostwa Hanny Suchockiej) konkordat z Stolicą Apostolską. Sejm RP ratyfikował konkordat w styczniu 1998 r. W maju tegoż roku Stolica Apostolska powołała kościelną

Komisję Konkordatową czuwającą nad realizacją porozumienia.

W międzywojniu państwo polskie zawarło z Watykanem konkordat w 1925 r., został on jednostronnie zerwany przez polski Rząd Jedności Narodowej w 1945 r.

___________________________________________________________________________

Rektorzy, watykańczycy, kurialiści

Teoretycznie biskupi przygotowani są nieźle. Według ustaleń Grzegorza Polaka, statystyczny członek polskiego Episkopatu ma ukończone studia wyższe — najczęściej na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim lub Akademii Teologii Katolickiej (dziś Uniwersytet kard. Stefana Wyszyńskiego) — a nawet doktorat, zwykle z teologii. Wśród biskupów jest kilkunastu profesorów, ponad 80 doktorów (ponad 60 — teologii, 5 — prawa kościelnego, a prymas Glemp — obojga praw, są też bibliści, filozofowie, humaniści, nie ma natomiast utytułowanych naukowo specjalistów nauk ścisłych, zaledwie trzech biskupów ma doktoraty przyznane przez uczelnie świeckie). Spora grupa studiowała, jak prymas Glemp, w Rzymie na tamtejszych uczelniach kościelnych, nieliczni — w szwajcarskim Fryburgu, w Niemczech, Belgii i Francji.

Ma to swoje kościelne znaczenie, ale jeszcze większe ma fakt, że znaczna część Episkopatu wywodzi się z katolickich uczelni — rektorzy, wicerektorzy, ojcowie duchowni seminariów, wykładowcy — z urzędów kurialnych i watykańskich (do „watykańczyków” zalicza się np. abp. Juliusza Paetza, ongi prałata domu papieskiego, bp. gen. Leszka Głodzia, abp. Józefa Michalika; staż watykański ma też nuncjusz abp Józef Kowalczyk, choć z definicji nie jest on członkiem KEP). Ten rodowód odciska się specyficznym piętnem na pracach KEP. Urzędnicy lubią spokój i porządek w papierach, hierarchię i dyscyplinę, nie spieszą się z decyzjami, źle znoszą zbyt swobodną dyskusję, zwłaszcza zaś dyskusję z własnymi poglądami. Lojalność cenią wyżej niż indywidualność.

Na tę specyfikę nakłada się inna: pochodzenie społeczne. Pewien dominikanin ze znanego rodu hrabiowskiego kręcił przed laty głową, patrząc na zbiorową fotografię Episkopatu: — Ale się chłopstwo poprzebierało. Dla poczucia klasowej wyższości pogody już od dawna nie ma — i słusznie — ale nie zmienia to faktu, że środowisko rodzinne i społeczne odciska się dość trwale na większości ludzi, a w przypadku osób odgrywających istotną rolę publiczną wpływu tego nie sposób ignorować. Połowa polskich biskupów wywodzi się z domów chłopskich, około 20 proc. — z robotniczych, tyle samo — z inteligenckich. Nie brak biskupów pochodzących z rodzin wielodzietnych. Rodzice abp. Kazimierza Majdańskiego mieli ich 13, abp. Stanisława Szymeckiego — 12, bp. Tadeusza Pieronka — 10, biskupów Adama Śmigielskiego i Władysława Bobowskiego — po ośmioro, prymasa Glempa — czworo.

I to na tym tle można dywagować o podziałach w Episkopacie. Nie mają one natury politycznej czy doktrynalnej, lecz raczej personalną. Ks. Schulz zapewnia, że biskupi po prostu się lubią. — To wspólnota otwarta na siebie, mogą być różnice poglądów, ale to nie przekreśla relacji międzyludzkich.

Frakcje, jakie frakcje?

Wszyscy moi kościelni rozmówcy zaprzeczają istnieniu w Episkopacie jakichś zwalczających się frakcji. Podział na konserwatystów i postępowców wymyśliły media, to uproszczenia wynikające z tego, że laickim dziennikarzom trudno zrozumieć i ogarnąć całe duchowe i duszpasterskie bogactwo Episkopatu — twierdzi ks. Schulz.

— Takich mamy biskupów, jakie społeczeństwo — mówi bp Pieronek — ale Episkopat to nie Komitet Centralny, podstawowa różnica polega na tym, że Kościół nie realizuje tak przewrotnych celów jak partia komunistyczna. Ks. Schulz stawia kropkę nad i: — Ani KC, ani sejmokracja, tu jest całkiem inny klimat. Tu się żyje sprawami Kościoła i szuka odpowiedzi, jak sobie pomagać w ewangelizacji. Marcin Przeciszewski:

— Nie widzę w KEP chęci szczególnego oddziaływania na życie polityczne, tak było za totalitaryzmu i w pierwszej połowie lat 90., ale potem przyszedł prysznic klęski wyborczej prawicy w 1993 r. i zwycięstwa Kwaśniewskiego, a teraz zdegustowanie tym, co dzieje się po prawej stronie. Biskupi nie interesują się dziś polityką bardziej niż swymi diecezjami, choćby i dlatego, że tam u siebie mogą mieć znacznie większy wpływ na politykę lokalną, a to liczy się przede wszystkim.

Nie znaczy to, że nie ma wśród biskupów „zwierząt politycznych” — taką opinię ma na przykład abp Tadeusz Gocłowski, człowiek Episkopatu do poważnych kontaktów z politykami — ani że nie mają oni swoich preferencji politycznych. Mają one jednak mniej więcej ten sam kolor: w ostatnich wyborach zdecydowana większość Episkopatu kibicowała AWS, mniej więcej 10 proc. — UW, a 5 proc. — ROP, teraz wyraźnie wzrasta zainteresowanie Platformą Obywatelską i Andrzejem Olechowskim.

Podziały w Episkopacie wyrażają się raczej w sporze wrażliwości i osobowości. Nie lubi się, choć można ich szanować i cenić, prymusów, gwiazd medialnych, intelektualistów — ci przepadają w wyborach. Wszyscy wzbraniają się wymieniać nazwiska, ale powszechnie wiadomo, że czołówkę intelektualną tworzą dziś Józef Życiński (pogromca postmodernizmu), Alfons Nossol (guru ekumenizmu), Henryk Muszyński (dialog z Żydami i Niemcami), Tadeusz Gocłowski (wielka polityka, strażnik dziedzictwa Solidarności) czy Jan Chrapek (media). Stojący w ich cieniu koledzy przezywają ich ponoć złośliwie „media-mafią”. Podział na tę wąską grupę i resztę (w rewanżu przezywaną równie złośliwie „republiką proboszczów”) jest jedynym wyraźnie wyczuwalnym pęknięciem w KEP.

Inaczej niż w episkopatach zachodnich, nie ma sporów ideowych typu lewica—prawica ani doktrynalnych — o naukę Kościoła, linię papieża czy politykę Watykanu. W tych sprawach panuje wśród polskich biskupów rzeczywiście jedność.

Problem prymasa

Mitem jest także problem prymasa Glempa. Prymas spacerkiem wygrał wybory na przewodniczącego KEP. Kard. Glemp nie ma charyzmy Prymasa Tysiąclecia, ale też nigdy nie udawał, że ją ma, za to ma opinię dobrego koordynatora prac Episkopatu, a to w końcu istota jego funkcji.

Ma też autorytet: gdy wśród biskupów toczył się spór o stosunek Kościoła do Radia Maryja, szalę przeważyło zdanie prymasa. Ostrzegł, że rozgłośnia o. Tadeusza Rydzyka wymyka się spod kontroli hierarchii, a to bezpośrednio godzi w interes Kościoła. Na wyraźną opozycję natknął się prymas tylko w jednej sprawie: projektu budowy Świątyni Opatrzności Bożej, który biskupi uznali za zbyt nowatorski, a może wręcz pogański, i za zbyt kosztowny (minimum 40 mln zł). Ma więc pewnie rację ks. Schulz: — Skoro biskupi wybrali prymasa w wyborach tajnych i demokratycznych, to widzą w nim przewodniczącego. Ma on wielki dar uszanowania różnych głosów, umie cierpliwie i skutecznie szukać wspólnego stanowiska. Ale kadencja dobiegnie końca. Prymas zachowa tytuł i metropolię warszawską, którą zarządza, ale jego pozycja zapewne osłabnie.

Kto wtedy stanie na czele KEP? Fama głosi, że największe szanse ma na razie abp Józef Michalik z Przemyśla, autor pamiętnej instrukcji wyborczej: niech każdy głosuje na swego — katolik na katolika, żyd na żyda, mason na masona.

Polscy biskupi są ostoją katolickiego tradycjonalizmu w Europie. Lojalni wobec papieża i Watykanu (i wobec państwa, póki nie narusza ono żywotnych interesów Kościoła), ortodoksyjni w sprawach kościelno-teologicznych, zachowawczy kulturowo, umiarkowanie prawicowi politycznie, antyliberalni ideologicznie, umiarkowanie lewicowi w sprawach społeczno-gospodarczych, nie będą zaczynem żadnych śmiałych eksperymentów.

Pokój społeczny

Prymas Wyszyński zdystansował się początkowo od strajków robotniczych w Sierpniu 1980 r., a jego następca kard. Glemp wzywał wiernych po ogłoszeniu stanu wojennego w grudniu 1981 r. do zachowania pokoju społecznego. Znany francuski filozof-antykomunista Alain Besançon pisał wtedy w paryskiej „Kulturze” w artykule „Drugie milczenie Kościoła”: „Prymas podtrzymuje błagalny dialog z państwem komunistycznym, choć pragnie ono zmiażdżyć społeczeństwo”.

Po 20 latach prymas Glemp nadal uważa swoją postawę, która była przecież oficjalną polityką Kościoła, za słuszną, wyrzuca sobie tylko, że nie bronił dostatecznie zdecydowanie ks. Jerzego Popiełuszki.

Dziś biskupi nie muszą zachodzić w głowę, jak uszanować niepodległościowe i demokratyczne dążenia narodu, ale nadal muszą uważać, by nie rozminąć się z nastrojami społecznymi. W początkach III RP taką rafą okazał się problem ustrojowej transformacji i jej kosztów społecznych. Episkopat z ociąganiem zaakceptował system rynkowy, ale nie przestaje wzywać do niwelowania drastycznych nierówności i zachęca do socjalnego opiekuństwa państwowego i walki z bezrobociem. W sprawie Unii Europejskiej — za przykładem papieża — wspiera polską politykę państwową.

Trudnym testem okazała się polaryzacja stanowisk wokół zbrodni w Jedwabnem. Na przebłagalną modlitwę do kościoła Wszystkich Świętych przyszło około połowy biskupów z prymasem na czele, który wcześniej wezwał Żydów do przeproszenia za grzechy antypolonizmu. Z oficjalnych obchodów rocznicy tragedii jedwabieńskich Żydów hierarchiczny Kościół się wycofał.

Być profesjonalistą

Jaki jest więc bilans reform i dokonań KEP w pięć lat po przyjęciu nowego statutu?

Ks. Schulz: — Pracujemy zgodnie ze standardem obowiązującym w normalnych krajach europejskich, jest też czas na modlitwę i Boga, rozwija się życie kościołów diecezjalnych, na które Konferencja ceduje coraz więcej rzeczy. Biskupi muszą się spotykać częściej niż na przykład Episkopat Niemiec, gdzie sytuacja jest ustabilizowana, muszą też dużo dyskutować. Zdaniem innych, dyskusji i spotkań jest za wiele, a koordynacja i praca bieżąca szwankuje. Marzeniem tych ludzi jest profesjonalizacja KEP.

— Episkopat Polski jest najaktywniejszy w Europie, spotyka się średnio raz na dwa miesiące, omawianie każdej sprawy na forum publicznym szkodzi skuteczności, ciężar prac można by przenieść na komisje i rady. Tymczasem pracuje ich mniej więcej połowa — mówi Przeciszewski i dodaje, że episkopalna rada do spraw mediów, której jest członkiem, zebrała się raz w ciągu trzech lat. Komisjom przydałyby się sekretariaty z prawdziwego zdarzenia, siostry odbierające telefon nie wystarczą. Komisje, jak cała struktura KEP, są silnie sklerykalizowane, wśród ekspertów („konsultorów”) rzadko trafiają się świeccy, jeszcze rzadziej kobiety. Świeckim nie powierza się też żadnych istotnych funkcji, jak dzieje się to w strukturach Kościoła na Zachodzie.

Z biura przy skwerze Kard. Wyszyńskiego hierarchia celów wygląda jednak inaczej. — Formacja kapłanów, rozwój laikatu tak, żeby się poczuł, że współtworzy Kościół, towarzyszenie ludziom w procesach, których nie bardzo rozumieją i w których nie potrafią się odnaleźć, troska o ubogich — to są prawdziwe bolączki, a nie to, że jakaś komisja Episkopatu spotyka się dwa, a nie trzy razy! — oświadcza ks. Schulz.

Bp. Pieronek życzyłby sobie wierniejszego przestrzegania regulaminu i statutu, nieodkładania spraw ważnych — jak list pasterski o bezrobociu — na ostatnią chwilę, głębokiej analizy sytuacji Kościoła. — Nic Kościołowi dziś nie grozi, nikt nie chce nas niszczyć. Musimy zejść z piedestału. Dla człowieka współczesnego nie ma autorytetów i żeby do niego dotrzeć z ewangelią, trzeba znaleźć zrozumiały język kontaktu. Najpierw się jest człowiekiem, chrześcijaninem, potem kapłanem. Żaden gbur Królestwa Bożego nie będzie przepowiadał skutecznie. Nie zgadzam się z podejściem, że będzie dobrze z Kościołem, jeśli wszystko zostawimy po staremu, tak jak zawsze było. Nie ten świat, nie te metody.

Profesjonalizacja kosztuje. W Kościele ożywia się dyskusja o systemie jego finansowania. Nic nie jest przesądzone, ale przybywa zwolenników modelu mieszanego: wolne datki na tacę plus jakiś rodzaj podatku na wskazany Kościół lub instytucję dobroczynną. To rozwiązanie popiera ks. Jan Drob, ekonom Episkopatu. Szacuje się, że dałoby ono Kościołowi ok. 100 mln zł rocznie. Tak głęboka przebudowa kościelnych finansów wymaga zgody KEP i państwa. Gdyby nowy system zaskoczył, Kościół miałby względnie bezpieczną materialnie przyszłość. Spełniłoby się też zapewne marzenie o profesjonalizacji KEP.

opr. JU/PO

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama