04.07.2022

Dotknąć się Jego płaszcza

„Pewien zwierzchnik synagogi przyszedł do Jezusa i, oddając [Mu] pokłon, prosił”. Dzisiejsza Ewangelia to hymn na cześć ojcowskiej miłości, która dla ratowania dziecka zdolna jest do największej ofiary. Do Jezusa przychodzi bowiem nie zwykły Żyd, ale przełożony synagogi! Ktoś z elity żydowskiej. Wystawia on w ten sposób na szwank całą swoją reputację i naraża się faryzeuszom. Z miłości do córki stawia jednak wszystko na jedną kartę: oddaje Jezusowi pokłon i usilnie Go prosi. Przełożony synagogi oddaje Jezusowi pokłon na oczach tłumu! Do czego zdolna jest ojcowska miłość!

„Jakaś kobieta podeszła z tyłu i dotknęła się frędzli Jego płaszcza”. Kobieta chciała być po prostu zdrowa: za dużo już wycierpiała, za dużo wydała pieniędzy na lekarzy, za długo to wszystko trwało. Jest tak skupiona na sobie i na swej chorobie, że nie interesuje ją Jezus, spotkanie z Nim, rozmowa. Traktuje Go wręcz instrumentalnie, magicznie. Frędzle Jego płaszcza ważniejsze są dla niej niż Jego słowa. Jak blisko nam do tej kobiety, bo czyż nie zdarza się nam wiary przeplatać zabobonem? Czyż Popielec nie jest dla nas czasem ważniejszy od sakramentu pokuty, a święconka od Rezurekcji? A jednak Jezus nie potępia, nie lekceważy, nie wyśmiewa najmniejszych nawet okruchów wiary. Potężne drzwi otwiera się często maleńkim kluczem.

„Ujął ją za rękę, a dziewczynka wstała”. Czasy Covidu i „złego dotyku” zrobiły swoje. Boimy się bliskości, czułości, życzliwych gestów. Nieraz dochodzi do absurdów. Znajoma z Australii opowiadała, że w jej przedszkolu dziewczynka wywróciła się na podwórku i płakała. Musiało ją boleć, miała rozbite kolano. A my, trzy przedszkolanki, stałyśmy i patrzyły na nią, bo każda bała się do niej podejść, przytulić, ucałować. Jezus uczy nas dzisiaj, że drobnym gestem można czasem wyrazić więcej niż słowami. Uczy nas również jak różne są drogi, aby „ujął mnie w życiu za rękę”. Czasem trzeba mieć dobrego ojca, a czasem trzeba sięgnąć dna i całkowicie się wykrwawić.