30.09.2022

W drodze na krzyż

To było jedno z największych duchowych odkryć ludu Starego Testamentu, odkrycie jak kubeł zimnej wody – przyzwyczajamy się do Obecności Boga, nie cenimy jej, wystarczy chwila i już topimy kolczyki na złotego cielca, by czcić oblicze, które nie jest Obliczem (Lumen fidei, 13), zapominamy o cudach, które Pan nam uczynił, robimy to tak często, że jest to wręcz obrzydliwe. …Potem wracali, pokutowali, by za chwilę znów błądzić. 

Pan Jezus szarpie właśnie tę strunę. Szarpie ją w tym fragmencie gwałtownie. Czyni to na oczach dopiero co wybranych siedemdziesięciu dwóch uczniów, zanim ich pośle w palestyńską ziemię. Szarpie ją swoim „biada” także w nas, przestrzegając przed rutyną wiary. Z drugiej strony od razu tak bardzo utożsamia się z nami – „Kto was słucha, Mnie słucha, kto wami gardzi, Mną gardzi…” 

Pan Bóg nie chce kiwających się na modlitwie kukieł, ale żywych osób, ponieważ sam jest Świętą Wspólnotą Osób – Ojciec, Syn i Duch. Bo czym właściwie jest chrześcijaństwo? Czy jest systemem moralnym? – Tak, owszem. Czy jest zbiorem wartości i zasad? – Tak, także i tym. Czy chrześcijaństwo jest przesłaniem i wyzwaniem? – Jak najbardziej, też. Ale jest przede wszystkim Osobą. Kochającym Bogiem. Właśnie dlatego i wyłącznie dlatego w naszych kościołach stoją kwiaty – przed ołtarzem, pod amboną, przy Bożym Grobie w Wielkanoc. Kwiaty się daje osobie, zawsze komuś. Przecież nie wręcza się bukietów systemowi moralnemu, zbiorowi wartości i zasad, ani przesłaniu, ani wyzwaniu. Kwiaty się daje osobie. Dlatego tam są, bo głęboko w sercu wiemy, że chrześcijaństwo to On. Nie jakaś rozmazana duchowa moc, stan, oczyszczenie, ale nasz ukochany, odwieczny Ktoś – Ojciec, Syn, Pocieszyciel. 

Może jest jakiś przydrożny krzyż, który mijasz tyle lat, jakaś kapliczka, Twój parafialny kościół. Dlaczego by tego nie zrobić? W najbardziej zwykły ze zwykłych dni – kupić piękne kwiaty i może pierwszy raz w życiu wstawić je Panu Bogu w wazon. Z wdzięczności za tak wiele cudów naszej codzienności, za tę drogę do Jerozolimy, na której z każdym kolejnym krokiem był bliżej śmierci z miłości.