07.01.2023

Galilea pogan dziś

Po aresztowaniu Jana, Pan Jezus „usunął się” do Galilei. Czyżby chciał uniknąć kłopotów i nie ściągać na siebie uwagi króla, potomka i imiennika innego Heroda, który przed laty próbował Go zabić? Jezus nie boi się satrapy, słabego, lecz niebezpiecznego. Raczej roztropnie szuka warunków do skutecznego przeprowadzenia swego zbawczego planu. A łatwiej było Mu formować grono uczniów w rodzinnej Galilei. Jednak ewangelista wskazuje na inny powód przeprowadzki.

Okolice Kafarnaum to „Galilea pogan”, „cienista kraina śmierci, zamieszkała przez lud tkwiący w ciemności.” Tak pisał o tej ziemi kilka wieków wcześniej prorok Izajasz. Została najbardziej dotknięta najazdem Asyryjczyków, którzy deportowali Izraelitów, a na ich miejscu osiedlili się poganie. Efekt tego był widoczny jeszcze w czasach Pana Jezusa. Żydzi przemieszani z poganami ulegali ich wpływom, ich wiara była poddawana ciągłym pokusom dostosowania się do sąsiadów. „Droga nadmorska” była głównym szlakiem komunikacyjnym między Mezopotamią a Egiptem. Przez tysiąclecia wędrowali nią kupcy i maszerowały armie. W czasach Izajasza przybyli nią najeźdźcy, w czasach Jezusa mieszkańcy Kafarnaum korzystali na obecności w ich miasteczku karawan kupieckich. Dawało to okazję do uczciwego wzbogacenia, ale też niosło pokusy chciwości i ulegania wpływom pogańskich kultur Wschodu, tajemniczych i fascynujących.

Pan Jezus zaczyna swą działalność właśnie tam, gdzie członkowie narodu wybranego łatwo zapominali o wierności jedynemu Bogu. Dawali się nabrać na złudę religii pozornie bardziej atrakcyjnych, a na pewno mniej wymagających, za którymi stały potęgi polityczne czy gospodarcze. Potrzebują Go, bo są zagubieni. Ale On przynosi światło nie tylko otoczonym przez pogan Żydom, ale i samym poganom.

My również żyjemy w Galilei pogan. Europejska cywilizacja coraz bardziej oddala się od swoich chrześcijańskich źródeł. Globalizacja gospodarcza i informacyjna sprawiła, że nawet na odległej prowincji żyjemy jakby na skrzyżowaniu szlaków handlowych. Ideologie czy po prostu chęć wygodnego życia, stają się coraz większą pokusą dla tych, którzy jeszcze trwają przy wierze katolickiej. „Drogą nadmorską” wędrują kupcy, którzy często zamiast potrzebnymi dobrami, handlują trucizną, materialną i duchową. I coraz bardziej boimy się, że wejdą na nią armie współczesnych Asyryjczyków. Właśnie ten świat, pogrążony w ciemności fałszywych idei i odwiecznych pokus człowieka, potrzebuje światła. Tylko Chrystus może je dać i daje. Widząc wokół siebie tyle ciemności nie możemy zapominać, że jest już wśród nas „Światłość prawdziwa”. Chrystus, jak przed wiekami, potrzebuje współpracowników, którzy jak apostołowie pochodzą z tej krainy i również często tkwią w ciemnościach. Czyli nas.