13.01.2023

Dziecko. Znowu?

Biskup Robert Barron w jednym z odcinków swego świetnego serialu dokumentalnego „Katolicyzm” przypomina, że w zapoczątkowaną grzechem rozsypkę ludzkości, Bóg Ojciec posyła swego Syna. Jest On (Syn) pośrodku niej niczym potężny magnes, który na nowo scala ją w jedno. Pragnienie Kościoła, by zawsze tak było, by Jezus stale nas scalał i gromadził, III Modlitwa Eucharystyczna wypowie słowami skierowanymi do samego Boga Ojca: „W miłosierdziu swoim, o dobry Ojcze, zjednocz ze sobą wszystkie swoje dzieci rozproszone po całym świecie”.

 

Scena z dzisiejszej Ewangelii jest jak obraz wymalowany dla tej prawdy. Jezus znajduje się w samym jego centrum. Gromadzi wokół siebie gęsty tłum. Jest tak ciasno, że muszą rozdrapywać dach, by swego, sparaliżowanego współbrata spuścić do Jego stóp. … Bo Ojciec wszystko poddał pod Jego stopy – czytaliśmy z ambon w miniony wtorek i to aż dwukrotnie. Cytat z Listu do Hebrajczyków wyśpiewaliśmy od razu i w psalmie: „Wszystko poddałeś pod jego stopy” (Ps 8,7; Hbr 2,8). Pod stopy Syna dotarł i paralityk. 

 

Ale Chrystus gromadzi nie tylko chorych, lecz wszystkich innych: cichutkich, anonimowych „czterech” (Mk 2,4), niecichutkich uczonych w Piśmie (Mk 2,6), zaciekawionych mieszkańców Kafarnaum i okolic (Mk 2,12). Oto chodząca po galilejskiej ziemi Miłość scalającą na nowo w jedno dzieci rozproszone po całym świecie. 

 

Do tej pory słowo „dziecko” padło w tym komentarzu dwukrotnie i wcale nie na siłę, aczkolwiek celowo. Dlaczego? Bo to pierwsze słowo, którym Jezus zwraca się do paralityka i Jego pierwsze słowo w dzisiejszej Ewangelii: „Dziecko, odpuszczone są Twoje grzechy”.  Nie wiemy ile chory miał lat. Wydaje nam się od wieków, że był osobą dorosłą. Wystarczy przejrzeć dzieła sztuki ilustrujące tę scenę. No więc jak to? Dziecko? Nazywając go dzieckiem Jezus potwierdził, że należy do Bożej rodziny. „Nazywamy się dziećmi Bożymi i nimi jesteśmy, dlatego ośmielamy się mówić…” – znamy te słowa kapłana z Mszy świętej. Kolejne, w których Kościół chce, byśmy myśleli o sobie jako o Bożych dzieciach, a więc w konsekwencji – braciach i siostrach. 

 

- Księże, znów dzieci?! Litości z tą cukierkowatością. „Dzieckiem Bożym” byłem kiedyś, teraz jestem szefem firmy, profesorem, hierarchą, ministrem, olimpijczykiem, matką generalną, publicystką – ksiądz rozumie, że tu trzeba powagi. – Tak, rozumiem. Ale pozwolić się nazywać publicznie „dzieckiem Bożym” jest honorem i jest dziś mega potrzebne, bo Zły węszy w tym Rodzinę i chce ją rozsadzić. 

 

Przyszpilmy to jeszcze bardziej: Dlaczego marksiści i komuniści nigdy nie zdecydowali się w swej narracji na zdania typu: „Bracia! Trzeba czynem podnosić nasz naród”; „Siostry Polki, Słowaczki i Kubanki do boju!”?

 

… Bo wykosili Boga Ojca… A bez Ojca nie może być ani braci ani sióstr. Dlatego (i tylko dlatego) mało co im zostało więc wymyślili: "towarzysze i towarzyszki". 

 

„Dziecko, odpuszczone są Twoje grzechy”. Twój Brat Jezus. Syn Boga Ojca. Twego Ojca. Naszego Ojca.