26.05.2023

Piotr

Dopiero po latach zacząłem rozumieć wagę tej sceny. Tyle razy się ją rozważało i komentowało z ambony, tyle nowych spojrzeń i tropów egzegezy, a jednak trzeba było czasu, aby do mnie dotarło, że miłość należy nazwać miłością, a Umiłowanego wskazać wyraźnie i wyznanie to koniecznie upublicznić. Właśnie na to zdecydował się Piotr. 

Ten moment gdy słyszy swój głos wypowiadający: „Tak Panie, Ty wiesz, że Cię kocham”. A potem jeszcze raz, ten sam tembr i to samo zdanie. I jeszcze raz, może już nie szeptem, ale głośno i ze wzruszeniem, którego nie da się opanować: „Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham”. Aż tak to powiedzieć, choć wcześniej mogło brzmieć inaczej: „Tak, tak, bardzo szanuję wartości chrześcijańskie”, albo: „Chrześcijaństwo to fundament Europy, trzeba bronić tej moralności”, albo: „Tak, jestem osobą wierzącą, kultura chrześcijańska to niezbywalna baza moich decyzji”.

Pan Bóg jest cierpliwy i dawał mi spokojnie pobyć na etapie ogólnych deklaracji, ale dziś wiem, że to było za mało i że należy pójść głębiej. Że taką miłość i wdzięczność trzeba wyznać publicznie i nazwać Ją właśnie miłością, a imię Jezusa Chrystusa, Pana i Oblubieńca wymawiać głośno, tak, by się Je słyszało samemu, a potem, by usłyszeli Je inni. 

Tylko dzięki temu, że Piotr to powiedział głośno i przy innych, mamy zapis tej mega-sceny. On już nie bierze Jezusa na bok, ale swoje najbardziej intymne wyznanie wyraża przed wspólnotą i we wspólnocie. I dlatego otwierając serce - otwiera serca.