12.06.2023

Góra Błogosławieństw

„Jezus, widząc tłumy, wyszedł na górę”. Św. Mateusz adresował swoją Ewangelię głównie do Żydów, dlatego starał się ukazać Jezusa jako nowego Mojżesza. Podobnie więc jak Mojżesz, który wszedł na Górę Synaj, by otrzymać od Boga dziesięć przykazań, które następnie przekazał ludowi (Izraelowi), tak samo Jezus wchodzi dzisiaj na Górę Błogosławieństw, by przekazać Nowemu Ludowi (Kościołowi) nowe Prawo, które uczyni go Ludem błogosławionym.

„Błogosławieni”. W oryginale, w języku greckim, mamy słowo „makárioi”, które tzw. Biblia Tysiąclecia przetłumaczyła jako „błogosławieni”, a tzw. Biblia Paulińska jako „szczęśliwi”. Któż z nas nie pragnie być szczęśliwy? Pragną tego wszyscy. I doskonale wiedzą o tym twórcy wszelkich ideologii i handlarze namiastkami szczęścia, wykorzystując to do pomnażania własnego „szczęścia” (korzyści). Jezus, w przeciwieństwie do nich, nie obiecuje nam szczęścia, On szczęście nam daje. Zauważmy, że w dzisiejszej Ewangelii, zwracając się do słuchaczy, nie używa czasu przyszłego ani trybu warunkowego, mówi, kto jest szczęśliwy, czyli używa czasu teraźniejszego. Pośrednio wskazuje przy tym na siebie. Nikt lepiej od Jezusa nie zrealizował drogi ośmiu błogosławieństw, dlatego dzisiejsze „kazanie na Górze” nazywane jest czasem „autobiografią” Jezusa.

„Błogosławieni ubodzy … błogosławieni, którzy się smucą …, błogosławieni, którzy cierpią”. Jezus nie błogosławi sytuacji (ubóstwa, smutku, cierpienia), błogosławi tych, którzy te sytuacje przeżywają: biednych, smutnych, prześladowanych. Nie mówi: błogosławiony jest płacz, tylko błogosławieni są ci, którzy płaczą. Jezus jest zawsze przeciwko cierpieniu, smutkowi, prześladowaniom, i zawsze z tymi, którzy cierpią, smucą się i są prześladowani. Jesteście błogosławieni – mówi nam dzisiaj – kiedy płaczecie, ale nie dlatego, że płacz jest cudowny, tylko dlatego, że jestem wtedy najbliżej was i możecie mnie spotkać! Każde cierpienie, prześladowanie, ubóstwo ogołocą bowiem człowieka z przekonania, że sam da sobie radę i Bóg nie jest mu potrzebny. W tym ogołoceniu człowiek zaczyna do Boga wołać i odnajduje Go w swoim życiu. I to w nieszczęściu człowieka, może stać się dla niego szczęściem, błogosławieństwem.