12.12.2023

Rzuć serce za przeszkodę

Gdy o poranku 9 grudnia 1531 roku, gorliwy chrześcijanin Juan Diego wędruje przez wzgórze Tepeyac, jest w głębi duszy człowiekiem zwątpienia i wahania. Dziesięć lat temu państwo Azteków zostało podbite przez Hiszpanów, którzy Indianom przynieśli nową wiarę w Chrystusa. Cuauhtlatoatzin, czyli Mówiący Orzeł – bo tak brzmiało jego azteckie imię – przyjął wiarę i chrzest, otrzymał dobrą formację katechetyczną z rąk ojca Torbio, franciszkanina, co sobota i niedziela gorliwie chodził do oddalonego kościoła w Tenochtitlan na Mszę świętą. Ale w momencie spotkania z Nican Mopohua, czyli Czarną Madonną na wzgórzu Tepeyac, Juan Diego przechodzi poważne turbulencje wewnętrzne. Sprawy nie idą dobrze. Dynamika ewangelizacji została powstrzymana. Aztekowie zwątpili w uczciwość hiszpańskich kolonizatorów, którzy bardziej od budowania chrześcijańskiej cywilizacji na Nowych Ziemiach, interesują się doszczętnym złupieniem indiańskich terytoriów. Juan Diego rozpacza: i po co zostałem chrześcijaninem? Ma jednak w sobie szczerą, ewangeliczną wiarę, dlatego Maryja z Guadalupe przemówi do niego w poruszających słowach: „Niech twoje serce się nie niepokoi. Czy Mnie tu nie ma – Mnie, która jestem twoją Matką? Czy nie jesteś ukryty w zagłębieniach mojego płaszcza i w skrzyżowaniu moich ramion?”

Kiedy co jakiś czas, jak na przykład dziś, zaczynają chwiać się podstawy cywilizacji, moralność, duchowość i myślenie ludzi ulega dławiącej gardło niepewności. Co dalej będzie z Kościołem katolickim? Czy ludzie odejdą czy powrócą? Kiedy zapełnią się ponownie puste seminaria, bo jak nie – kogo będzie się prosić o sakramenty? I co wyjdzie zza progu historii – wojna czy pokój? Człowiek, w krytycznych momentach kultury, z reguły wiotczeje moralnie, duchowość sprowadza do narkotycznego przeżycia, które pomaga zapomnieć, a myślenie rozbija impulsami, agresją jednych przeciwko drugim albo dekadencją. Inaczej Bóg. Nie wydaje się, żeby Pan historii miał zamiar skończyć ze światem w jakiejś niestabilnej epoce. Utraciłby zbyt wiele dusz na wieki. Opatrzność więc zawsze wyprowadza jakoś ludzi wiary na prostą. Chrystus powróci w którymś ze złotych wieków ludzkości i ten rodzaj Bożej cierpliwości, również jest wyrazem Jego miłosierdzia.

Czterdziesty rozdział księgi Izajasza naznacza początek drugiej części niezwykłego proroctwa. Jest ona spisana w epoce wielkiego upadku i upokorzenia dla Żydów. Muszą żyć pod butem Babilońskim, deportowani trzema grupami w głąb obcego sobie imperium. Wydaje się, że to koniec hebrajskiego świata. Tymczasem Izajasz już widzi postać władcy Cyrusa, który dokona niespodziewanej wolty w całej tej historii. Dekret perskiego władcy nie miał żadnej uprzedniej przyczyny ani zapowiedzi. Jakby pod wpływem Boga, z jednej chwili na drugą, Cyrus zgadza się na powrót Żydów do Jerozolimy i wyzwala Izraela. Pan jednym palcem, bez wysiłku zmienia przebieg wydarzeń. Czas niewolniczej służby jest skończony – głosi Izajasz – bo naród jest tylko trawą, a Bóg potrafi niespodziewanie wejść z mocą w historię (por. Iz 40, 7-10). Jezus zaś kładzie swoje słowo i zapewnia bezsilnych jak owce słuchaczy, że Ojcu niebieskiemu nie zaginie nikt, kto w Nim składa swoje życia i nadzieje (por. Mt 18, 14). Tylko Bóg może sprawić, że owca pokona wilka.

Zabierz kiedyś swoją rodzinę na wyprawę do lasów w okolice Spały. Bez trudności, w pobliżu wioski Anielin, znajdziesz szaniec Hubala. To miejsce, gdzie w kwietniu 1940 roku, majora Henryka Dobrzańskiego dopadli i zdusili Niemcy. Jeszcze przed wojną, Hubal był znakomitym ułanem, wielokrotnym zdobywcą Mistrzostwa Polski w jeździectwie. Dlatego na symbolicznym grobie wybitnego dowódcy, ktoś przytwierdził maleńką tabliczkę z cytatem jego słów: jak przy skoku – trzeba rzucić serce za przeszkodę.