09.01.2024

Radość sięga do serca ofiary

Z okładki książki pod tytułem: „Droga do radości”, wygląda przekornie uśmiechnięta twarz małego Dzieciątka Jezus. Pan na zdjęciu wydaje się mieć kilka lat. Jest chłopcem, któremu oczy błyszczą do psot. Lewą rączkę składa na sercu – to pewnie też nie przypadek – a na wskazującym palcu prawej dłoni kręci śmieszną zabawką, jaką można za kilka groszy kupić na wiejskich straganach. Patrząc na zdjęcie Dzieciątka Jezus z okładki, łatwo ulec złudzeniu, że przy lekturze tej pozycji czytelnik pośmieje się lub odpręży. Tymczasem autorką książki jest siostra Mary David Totah, benedyktynka o palestyńskich korzeniach, która przemawiając do sióstr zakonnych, potrafi wypowiedzieć bezpardonowe zdania: „Chrześcijanie powołani są do życia w radości. Radość przenika do serca chrześcijańskiej ofiary. Nie jest to kwestia samego umiłowania cierpienia, ale przyjmowania i przezwyciężania, a nawet wybierania go jako dowodu miłości. Musisz zadać sobie pytanie: czego chce ode mnie Bóg? Nie chodzi tylko o ciebie. Powołanie nie może wykluczać Jego”.

Poważnym strapieniem współczesnego Kościoła i wyzwaniem, jakiego nie da się już odkładać na później, jest powszechnie ciężki stan życia konsekrowanego. Wydaje się, że z wnętrza przypadkowych i niespokojnych eksperymentów dwudziestego wieku, siostry i bracia zakonni wychodzą zbyt poturbowani. Nawet nie jest to kwestia statystyki nowicjatów i konwentów. Niepokoi słabnący puls wiary, moralności czy formacji. Co się dzieje z osobami konsekrowanymi? Poziomów i złożeń jest z pewnością bardzo wiele, warto jednak dotknąć krótko istoty narastającego problemu. Życie na wyłączność dla Boga pojawiło się w pierwotnym Kościele głównie po to, by w innych stanach powołania chrześcijańskiego nie zanikła gorliwość życia chrzcielnego. Kto spojrzy na siostrę zakonną lub brata – powinien widzieć, jak wygląda prawdziwy chrześcijanin. Przyjęcie Chrztu to zanurzenie się w misterium śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. Tym samym wstąpienie do zakonu było rozumiane zawsze jako element wyboru śmierci dla świata, z motywu budzenia życia Bożego wśród ludzi. I tutaj znajduje się ta niebezpieczna zapadka. Niestety, zbyt duża liczba współczesnych sióstr i braci zakonnych, ubiera dziś habit nie po to, by obumierać ale po to, by afirmować siebie. W konsekwencji żyje się nie dla, ale kosztem Kościoła. Siostry nagle szukają docenienia swojej kobiecości – a miały w klauzurze zakrywać urodę przed pożądliwym wzrokiem świata. Bracia usiłują być na siłę dandysami internetu – a mieli trwać jak ciche ziarno we wnętrzu żyznej gleby. Jeśli miłość do kenozy Pana nie będzie zwrócona klasztorom, życie konsekrowane może stać się nieużytecznym dla Kościoła.

W pierwszej księdze Samuela, Anna wiele lat zmaga się z bezpłodnością. Dramatycznie cierpi, boli ją dusza (por. 1 Sm 1, 10). Zresztą, w tamtym momencie biblijnej historii, cały Izrael przechodzi przez jakąś zapaść wiary i wierności. Co ważne, Anna składa Bogu ślub, że jeśli zdejmie z niej hańbę bezpłodności, nie zachowa dziecka dla siebie ale konsekruje je natychmiast dla Pana. Tak, życie konsekrowane decyduje o płodności Kościoła, który nie pójdzie do przodu, jeśli zakonników pozostawi wyrzuconych gdzieś za zakrętem. Kiedy w ewangelii Pan wypędza złego ducha, ten bez błędu rozpoznaje w Jezusie świętego – tak Go nazywa (por. Mk 1, 24). W tradycji biblijnej święty to konsekrowany, wyłączony, przeznaczony tylko dla Boga.

Pierwszy uśmiechnij się i potraktuj życzliwie jakąś siostrę zakonną czy brata. Nie jest im dzisiaj łatwo za murami klasztoru. A oni tyle wieków nieśli księży i świeckich na pokornych ramionach przez historię. Nadszedł czas, kiedy trzeba odwrócić role i ponieść w przyszłość konsekrowanych ludzi dla Kościoła.