12.08.2025

Dla Chrystusa liczy się każdy człowiek

Podejmując różne przedsięwzięcia biznesowe, polityczne, medyczne czy wojenne, osoby za nie odpowiedzialne przyjmują, że błędy, zdarzenia losowe czy wręcz sama natura operacji przyniosą określone straty. Nawet doświadczona i oszczędna gospodyni musi czasami wyrzucić zepsutą żywność, bo szczególnie w dużej rodzinie nie da się perfekcyjnie przewidzieć, kto ile zje. W procesie produkcji rzadko udaje się wykorzystać 100 proc. obrabianego materiału. Bank musi liczyć się, że nie wszystkie pożyczki zostaną zwrócone. Lekarz, podejmując jakąś konieczną terapię wie, że może mieć niepożądane skutki uboczne. 

W biznesie mówi się o stratach wliczonych w koszty przedsięwzięcia. W medycynie o skutkach ubocznych. Jednak gdy w grę wchodzi ludzkie życie, unikamy takiego określenia, choć wojskowi używają jakiś eufemizmów jak „przewidywane straty własne w sile żywej”. Chrześcijanin, a właściwie każdy człowiek uznający prawo naturalne, jest świadom, że życie każdego człowieka, w perspektywie doczesnej, ma wartość nieskończoną tzn. nie można jej w żaden sposób zmierzyć. W praktyce oznacza to, że liczy się każdy człowiek.

W czasie Jubileuszu Młodzieży zmarły dwie młode osoby. Zważywszy, że do Rzymu przybył milion uczestników, był upał, większość odbyła długie podróże i mieszkała w trudnych warunkach, istniało prawdopodobieństwo takiego nieszczęśliwego zdarzenia. Mimo to nikt przy zdrowych zmysłach nie powie, że nie warto było organizować tego przedsięwzięcia. Papież jednak kilkakrotnie wymienił te osoby z imienia (Maria i Pascale), bo żadnej przedwczesnej śmierci nie można potraktować jako zdarzenia statystycznego, nazwać ją „wliczoną w koszty stratą”. Z drugiej strony jesteśmy ludźmi, nie możemy zapobiec wszystkim możliwym nieszczęśliwym zdarzeniom. Nie jest w naszej moc zawsze uratować zaginioną owcę.

Bóg jest Bogiem wszechmocnym. Jest Miłością. On może i zawsze idzie po jedną owcę, choć ma ich miliardy. Leży w Jego mocy ratować każdą, choćby wszystkie się zgubiły. Bo faktem jest, że każdy z nas się gubi. Jezus mówi nam, że wyruszy, aby szukać każdego.

Choć nie mamy boskiej mocy Chrystusa, to chcemy Go naśladować. Oznacza to zaangażowanie, aby pomagać potrzebującym w miarę naszych możliwości. Pamiętajmy jednak, że przypowieść odnosi się na pierwszym miejscu do tych, którzy zgubili się, odłączając od stada i od Pasterza. Jeśli jest moim obowiązkiem spieszyć z pomocą temu, którego życie biologiczne jest zagrożone, o ile bardziej powinienem troszczyć się o życie wieczne moich bliźnich. Na ogół jest to trudniejsze. Łatwiej jest podjąć reanimację osoby, która dostała zawału serca niż otworzyć serce zatwardziałego grzesznika na łaskę. Łatwiej jest przekonać kogoś do podjęcia leczenia groźnej choroby i pomóc w terapii, niż przekonać kogoś o uzdrawiającej mocy modlitwy i spowiedzi.

Często brakuje nam ludzkich środków, nasze słowa czy przykład nie są przekonujące. Ale próbować zawsze trzeba, nawet gdy jedynym, za to arcyważnym narzędziem, którym dysponujemy, jest żarliwa modlitwa. A i modlitwa w intencji czyjegoś nawrócenia nie jest łatwa, jeśli ktoś wyrządził mi krzywdę albo z innych powodów czuję do niego niechęć. Tym niemniej, Chrystus w dzisiejszej Ewangelii wzywa i mnie, abym wyruszył na poszukiwanie zagubionej owcy. Mogę sobie przypomnieć, że i po mnie może ktoś z moich bliźnich kiedyś ruszył na ratunek. Z pewnością zaś zawsze szuka mnie Dobry Pasterz.