08.09.2025

Zanim Bóg zagrzmi

Upodobaniem pewnych siebie intelektualistów bywa ironiczny śmiech na widok dewocji. Owszem, zdarzają się przejawy pobożności neurotycznej, egzaltowanej czy krzywej – czasem tak. Najczęściej jednak dewocja długo dojrzewa w duszach prostych ludzi oraz w łonie Matki Kościoła, by po oczyszczeniu w stosownym czasie zrodzić szlachetną duchowość. Przykładem może służyć pobożność włoska, często typowo południowa, emocjonalna, zabarwiona sentymentem - nagle potrafi zaskoczyć swą głębią. Dla przykładu, Madonna Bambina z Mediolanu to ludowy kult dopiero co narodzonej w Nazarecie dziewczynki, która w przyszłości usłyszy i przyjmie wolę Boga. Dewocja Madonna Bambina rozwija się jednak w ciągu stuleci. Dopisuje się do niej hymny, ludowe interpretacje, poezję, anonimowe modlitwy w takim stopniu, że musi w końcu przyciągnąć uwagę uczonych teologów z Watykanu. Sojusz pietyzmu i akademickiej refleksji Kościoła daje już szerokie wnioski o powołaniu Maryi z Nazaretu. Madonna Bambina godzi się żyć tylko dla jednego celu – by zwiastować sobą finał ludzkiej historii w Chrystusie. Pan dziejów ma swój plan lecz Matka Jezusa nie jest zdeterminowaną maszyną do rodzenia Zbawiciela. Maryja rozważa, rozumie, akceptuje i objaśnia innym, co w duchowym sensie może naśladować każda dusza wierząca. Są bowiem dwa rodzaje podejść Boga pod ludzką historię – prewencyjne i definitywne. Zapobieganie ma charakter łagodny, ostrzegawczy i z reguły kończy się łzami nawrócenia, a potem wielką miłością człowieka do Chrystusa. Natomiast wielki finał historii świata, czyli paruzja Pana, będzie nagła i zdecydowana jak ostre cięcie nożem.

Człowiekowi myślącemu obok inteligencji akademickiej do uczenia się oraz inteligencji społecznej do budowania więzi wokół siebie, została dodana również inteligencja duchowa. W jakim celu? By rozumieć subtelne działanie Stwórcy. Zanim Bóg zagrzmi to uprzedza własne wyroki delikatnymi wstępami, zbliżeniami jak symfoniczne uwertury napisane dla wielkiej orkiestry ludzkości. Tylko osoby duchowo rozumne wiedzą wówczas, o co chodzi. Jeszcze kilka lat temu bogata, kwitnąca i kapryśna cywilizacja zachodnia domniemała, że stać ją na wszystko i nikt tu nie myślał o końcu. A dzisiaj – zarówno wierzący jak oziębli – z odmienną wrażliwością kładą jeden palec na ustach, szepcząc o bliskim końcu świata. To są pierwotne jeszcze przejawy duchowej inteligencji. Po pierwsze, nie ma wyjścia i kiedyś trzeba przygotować się na własną śmierć. Po drugie, któreś z anonimowych pokoleń będzie z pewnością generacją paruzji. Umiejętna gotowość na ostateczne przyjście Chrystusa to ten element wiary, za który odpowiedzialna jest duchowa inteligencja.

Apostoł Paweł w liście do Rzymian sugeruje delikatnie, że Bóg samodzielnie wciąga wierzących i rozumnych ludzi do współpracy. Inicjatywa jest po stronie Pana. On okaże się być ostatecznym protagonistą historii (por. Rz 8, 30). Etapy kooperacji układają się bardzo systematycznie i wszystko staje się zrozumiałe dla ludzi duchowo inteligentnych. Bóg zatem najpierw powołuje, potem usprawiedliwia, a finałem wszystkiego jest wieczna chwała. Zaproszenie do współpracy z Panem będzie przy tym stanowcze do tego stopnia, że ewangeliczny Józef – człowiek prosty i prawy – zanim zrozumie zamiar Stwórcy, popada w ciemne wahanie (por. Mt 1, 18-19). Nie szkodzi. Cieśla ma wiarę, zaś duchowa inteligencja oznacza dokładnie efekt wyczerpania się ludzkich spekulacji. Na ich miejscu w duszy rozumnej rozświetla się wówczas snop Bożego światła.

Co jest finalną strategią Twojej duszy? Czy masz wiarę na ostatnie godziny? A jeśli koniec świata wydarzy się za Twojego pokolenia. Potrzebujesz daru duchowej inteligencji.