Kondycja człowieka – każdego z nas – domaga się nawrócenia. Bóg, w osobie Jezusa Chrystusa, wychodzi nam naprzeciw, by zaradzić naszej słabości i skłonności do grzechu. Człowiek nie jest zły z natury, bo wszystko, co Bóg stworzył, było bardzo dobre. Jednak natura ludzka została zraniona przez grzech, a konsekwencją tego zranienia jest skłonność do zła. Ciągnie nas ku grzechowi, ponieważ zło często jawi się jako coś dobrego dla nas. Poddajemy się tej manipulacji, nierzadko nie będąc w pełni świadomi mechanizmów, które nami kierują.
Gdybyśmy byli w pełni świadomi konsekwencji grzechów, nigdy nie odważylibyśmy się wystąpić przeciwko woli Bożej. Skutki zejścia z Jego drogi i błądzenia po manowcach zła są bowiem straszne i budzą przerażenie. Nielicznym dane jest już za życia doświadczyć choćby przez chwilę cierpienia dusz potępionych. Takie doświadczenie opisuje między innymi polska mistyczka – św. Faustyna.
Nie dziwi więc, że w niebie większa jest radość z jednego grzesznika, który porzuca drogę prowadzącą ku potępieniu i wraca do Boga, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nawrócenia nie potrzebują. Gdy człowiek żyje w zamkniętym, odizolowanym świecie, wszystko wydaje się nijakie i powszednie. Zacierają się wtedy granice między dobrem a złem, między grzechem a świętością. Dopiero gdy zestawimy świętość Boga z ludzkim grzechem, dostrzegamy wyraźny kontrast – perspektywę, która wyostrza nasze spojrzenie na rzeczywistość i na samych siebie.
To doświadczenie mobilizuje do przemiany życia, do jego przewartościowania, czyli do nawrócenia. Nie koncentrujmy się więc na własnych grzechach i słabościach, lecz wpatrujmy się w świętość Boga. Kontemplacja Jego oblicza staje się remedium na nasze rany, balsamem, który pozwala im się zabliźnić. Kto z miłością i pragnieniem upodobnienia się do Boga wpatruje się w Niego, ten stopniowo zostaje uleczony ze skłonności do zła i zaczyna upodabniać się do Tego, którego kontempluje.