Na temat popularnych obecnie kursów i technik mających zapewnić "super-możliwości" psychologiczne
Koniec tysiąclecia owocuje nie tylko stawianiem licznych prognoz, ale i ożywieniem zainteresowania kursami i treningami psychologicznymi. Jedne z nich obiecują poprawienie swoich sprawności umysłowych, a inne prognozują lepsze funkcjonowanie osobowe, większą kreatywność, niezależność, samodzielność, wydajność, zwiększenie wewnętrznej mocy. Reklamy, ogłoszenia, plakaty, książki i programy rozbudzają wiarę w niezależność, w moc, w realizację samego siebie, w lepsze wykorzystanie potencjału umysłu, w kreowanie własnego życia zgodnie z życzeniem, w zmianę świadomości jednostki. Organizatorzy kursów i treningów obiecują zdecydowane podwyższenie poczucia większej wartości, oferują klucz do lepszej pamięci, do rozwoju intuicji i percepcji pozazmysłowej. W księgarniach, na dworcach, w kioskach spotkać można wiele książek, obcego naszej kulturze pochodzenia, których treści mają pomagać w samouzdrawianiu, mają podnosić samopoczucie jednostki, mają wyzwalać moc, kreować osobę szczęśliwą, realizującą swoje marzenia. Ich autorzy podpowiadają, jak najkrótszą drogą, bez wysiłku, osiągać wymarzone cele. Jedna z pań, uważająca się za rebirthera, terapeutkę, za przewodnika i doradcę metafizycznego podaje na obwolutach swoich kaset: "Moją wizją jest inspirowanie mieszkańców Ziemi do wzięcia odpowiedzialności za swoje życie, do odzyskania swojej mocy, rozwijania twórczego potencjału, przypomnienia sobie, kim naprawdę jesteśmy i wspieranie ludzi w świadomym powrocie do domu... do siebie samych".
Kraje Zachodu już przechodziły przez te mody, już przerabiały te obietnice, już ćwiczyły te wizje. Znam wiele takich osób, także wśród psychologów, które nabrały się na te mesjanistyczne obietnice.
Przyczyny popularności i zainteresowania kursami i treningami mentalnymi
U podłoża tych zainteresowań leżą przyczyny, które można sprowadzić do niżej wymienionych.
Podejmuję ten temat, ponieważ zainteresowani robieniem pieniędzy, obiecujący zbyt wiele, wkroczyli już na teren szkół. Udaje im się uwieść nauczycieli i rodziców, którzy w dobrych intencjach, ale bez sprawdzenia profesjonalizmu uczących i bez sprawdzenia programów, godzą się na to, by ich dzieci korzystały z takich treningów.
Czytając podręczniki zachodniego autorstwa, dotyczące różnego rodzaju treningów, zauważam, że często nie ma w nich odniesienia do Boga, do wartości chrześcijańskich, do tradycji. Jeśli już autor powołuje się na te wartości, to tylko po to najczęściej, by pozyskać czytelnika. Nie ma w nich zachęty do liczenia się z innymi, do wysiłku, do pracowitości, do przestrzegania norm. Obecne na naszym rynku książki, będące tłumaczeniami pozycji zachodnich, charakteryzuje to, że dominuje w nich absolutyzowanie wolności człowieka, tak jakby był on wyizolowanym bytem, jakby był poza rodziną i społeczeństwem. Z tego powodu sugestie w nich zawarte nie tylko nie pomagają, ale mogą szkodliwie wpływać na świadomość. Tego rodzaju książki sugerują czytelnikowi, że może robić co chce w imię własnej wolności. Te sugestie bliskie są wykładni hasła "róbta co chceta". Ten typ publikacji i na podobnych zasadach funkcjonujące kursy, rozbudzają wiarę w niezależność, w absolutną moc jednostki. Wyrabiają przekonanie, że ten, kto zaprzecza temu, jest spóźniony, nienowoczesny, twardogłowy, zwapniały, nieżyciowy, nieprzystosowany do realiów życia. Treści zawarte w tego rodzaju pozycjach uczą manipulować innymi, np. rodzicami. Przykładem jest książka adresowana do dzieci pod tytułem Jak poradzić sobie z własnymi rodzicami i Jak powiedzieć NIE! swojej mamie. Szkodliwość takich treści wyraża się w odrywaniu dzieci od świata wartości i sugerowanie im, że największą wartością jest realizowanie własnego "ja".
Biorąc pod uwagę nasze (nie tylko polskie) zapatrzenie w przebrzmiałe wzory Zachodu, na sugestywnie podawane w filmach przykłady zachowań, stylu bycia i wartościowania, uważam, że tego rodzaju treści wypełniają swoją ideologią pustkę powstałą po zerwaniu więzi z Bogiem, przy braku zintegrowanego i wyraźnego oddziaływania domu. Te sugestie i ten styl bycia powstał na chorym organizmie zdezintegrowanej najczęściej rodziny zachodniej (lub amerykańskiej), w obcej naszej kulturze narodowej tradycji. Czy mamy je naśladować, czy mamy być papugami?
Wokół szkoleń, treningów pamięci, kursów asertywności, autoafirmacji i wizualizacji oraz pozytywnego myślenia jest wiele krzyku. Robi się wielkie "halo" i przekonuje odbiorców, że oferuje się im najświeższy i najwyższej jakości towar. Słowa uwiarygodnia się taśmami wideo, wypowiedziami osób, które rzekomo odniosły sukces za granicą (co trudno sprawdzić przeciętnemu obywatelowi, który i tak nie zada sobie trudu, by to uczynić). Sponsorzy, agitatorzy i zainteresowani robieniem pieniędzy podpierają się "autorytetami", koneksjami, znajomościami, certyfikatami, związanymi z osobą prowadzącą takie szkolenia. Nikt lub mało kto, z odbiorców tego rodzaju informacji, pokusi się o to, by sprawdzić wiarygodność osoby prowadzącej kurs, szkolenie, trening. Mało kto, zanim wejdzie w temat i kupi usługę, sprawdzi program, założenia ideowe oraz ustali wartości, jakim prowadzący hołduje. Znam wielu rodziców, którzy w imię nowoczesności finansują tego rodzaju treningi swoim dzieciom. Zamiast pałętać si po podwórku, zamiast wystawać na klatkach schodowych - wolę, żeby chodził do szkoły na ćwiczenia. Taką odpowiedź miałem możność usłyszeć od jednego z rodziców, gdy zapytałem o metodykę, o założenia programowe, o kwalifikacje osób prowadzących szkolenia.
Czy wszystkie kursy, szkolenia, treningi umysłu zasługują na dezaprobatę i na odrzucenie ? Z pewnością nie!
Sugeruję, aby przed podjęciem decyzji o zainwestowaniu w jakikolwiek kurs, sprawdzić osobę prowadzącą, ocenić założenia programowe, odpowiedzieć sobie na pytanie, czy chcę tam posłać swoje dziecko dlatego, że jego koledzy też zapisali się, czy dlatego, że sam nie mogę poświęcić mu swego czasu i czuję z tego powodu wyrzuty sumienia.
Antoni Bochniarz