Jednym ratunkiem dla świata ma być popieranie antykoncepcji, aborcji i sterylizacji? W przededniu międzynarodowej konferencji klimatycznej w Kopenhadze rząd duński wystąpił z propozycją, by globalne ocieplenie zwalczać za pomocą polityki antyludnościowej
"Idziemy" nr 49/2009
Jednym ratunkiem dla świata ma być popieranie antykoncepcji, aborcji i sterylizacji? W przededniu międzynarodowej konferencji klimatycznej w Kopenhadze rząd duński wystąpił z propozycją, by globalne ocieplenie zwalczać za pomocą polityki antyludnościowej.
Według autorów tego postulatu tylko ograniczenie liczby ludności może ograniczyć emisję dwutlenku węgla do atmosfery. Do podobnych wniosków w swym ostatnim raporcie dochodzi UNFPA – Fundusz Ludnościowy ONZ, który wyliczył, że wyeliminowanie miliarda dzieci na kuli ziemskiej spowoduje oszczędności energetyczne równe pracy dwóch milionów jednomegatowych wiatraków. Nic dziwnego, że kiedy trzy miesiące temu szefowa UNFPA Thoraya Ahmed Obaid zaapelowała do ONZ o wsparcie swej instytucji astronomiczną kwotą 23 miliardów dolarów na upowszechnianie aborcji w świecie, to jej argumentacja odwoływała się do groźby zagłady ekologicznej, jaka wisi rzekomo nad Ziemią.
Myślę, że warto w tym kontekście przypomnieć o pewnym wydarzeniu, które miało miejsce pół roku temu, a które opisał brytyjski “Times”. Otóż 3 maja na tajnym spotkaniu na nowojorskim Manhattanie zebrali się najbogatsi i jedni z najbardziej wpływowych ludzi na świecie: najbardziej majętny człowiek globu Warren Buffet, drugi na tej liście założyciel Microsoftu Bill Gates, szef koncernu medialnego CNN zwany „królem mediów” Ted Turner, miliarder i spekulant giełdowy George Soros, przedstawiciel jednego z najzamożniejszych współcześnie rodów David Rockefeller junior, burmistrz Nowego Jorku Michael Bloomberg i czarnoskóra gwiazda telewizji, najbardziej wpływowa osoba amerykańskich mediów Oprah Winfrey. Celem ich spotkania było „znalezienie rozwiązań problemu przeludnienia”. Dlatego obecni postawili sobie ambitne zadanie, by nie dopuścić do urodzenia się miliarda dzieci na kuli ziemskiej.
Uczestnicy owego spotkania wielokrotnie angażowali się we wspieranie projektów depopulacyjnych, np. Bill Gates podarował Planned Parenthood – największej organizacji antynatalistycznej na świecie, prowadzącej sieć klinik aborcyjnych - prawie 34 miliony dolarów; fundacja Warrena Buffeta sfinansowała badania kliniczne, które pozwoliły wprowadzić na rynek pigułki dzieciobójcze RU-486; zaś Ted Turner podarował UNFPA miliard dolarów na propagowanie programów antyludnościowych, np. dystrybucję pigułek wczesnoporonnych w obozach uchodźców w Kosowie.
Roger Lowenstein, biograf Warrena Buffeta, stwierdził, że uczestników manhattańskiego zebrania cechuje wręcz paniczny strach przed przeludnieniem oraz silna niechęć do religii, zwłaszcza do chrześcijaństwa, które Turner nazwał wprost „religią dla nieudaczników”. Chrześcijaństwo bowiem ze swoim absolutnym zakazem „nie zabijaj” jest główną przeszkodą w realizowaniu projektów antyludnościowych.
Już pół roku temu wielu komentatorów przewidywało, że efektem tajnego spotkania najbogatszych ludzi naszej planety będzie wejście globalnej polityki depopulacyjnej w nową fazę. Już wtedy prognozowano, że wkrótce rozpocznie się nowa kampania społeczna i medialna, strasząca widmem przeludnienia ziemi, w którą zaangażują się oenzetowskie agendy, rządy państw, organizacje pozarządowe i autorytety naukowe. Liczba miliarda „wyeliminowanych” ludzi, która padła podczas nieformalnego „szczytu” na Manhattanie, pojawiła się później w dokumentach UNFPA.
Kampania przeciwko czemuś, żeby była nośna, musi odwoływać się do realnych obaw. W ostatnich latach mediom udało się wzbudzić w wielu ludziach strach przed globalnym ociepleniem. Dlatego polityka antyludnościowa odwołuje się do owej bojaźni. „Jest nas zbyt wielu. Stąd bierze się globalne ocieplenie. Zbyt wielu ludzi zużywa atmosferę”, mówił Ted Turner.
Być może jednak argumentacja ta okaże się nieskuteczna, gdyż teza o wpływie człowieka na globalne ocieplenie coraz częściej poddawana jest w wątpliwość. Materiały wykradzione z brytyjskich instytutów klimatologicznych przez hakerów i udostępnione później w internecie pokazują, że przez całe lata masowo fałszowano statystyki, by udowodnić tezę o wpływie człowieka na globalne ocieplenie. To ostatnie pozostaje tylko hipotezą, która mimo wielu wysiłków badawczych nie została naukowo dowiedziona. Nikt nie zdołał udowodnić, że powodem podnoszenia się temperatury na kuli ziemskiej jest emisja gazów cieplarnianych, zwłaszcza zaś dwutlenku węgla. Nawet gdyby jednak tak było, to nie człowiek i jego działalność jest głównym tego źródłem. Wystarczy wspomnieć, że 95,3 proc. całej emisji dwutlenku węgla na naszym globie stanowią tzw. strumienie naturalne, czyli przede wszystkim oceany, lądy i wulkany, natomiast tylko 4,7 proc. pochodzi z działalności ludzkiej, przy czym najwięcej owych gazów emitują zwierzęta hodowlane. Same krowy są odpowiedzialne za wydzielanie do atmosfery 50 milionów ton metanu rocznie, co stanowi niemal połowę emisji tego gazu na świecie. Dość powiedzieć, że jedna krowa wydziela dziennie od 200 do 400 litrów metanu i ze swoim układem trawiennym jest – zdaniem wielu ekologów – bardziej szkodliwa dla środowiska naturalnego niż samochód.
Postulat masowego wyrzynania krowich stad się jednak nie pojawia. Pojawiają się za to projekty ograniczania liczby ludności – co pokazuje, że ekologia jest tylko wygodnym pretekstem dla forsowania polityki depopulacyjnej.
Autor jest redaktorem naczelnym FRONDY
opr. aś/aś