O wpływie św. Tomasza na średniowiecze
Pojęcie „mroków Średniowiecza” tak bardzo działa na naszą wyobraźnię, że z trudem możemy sobie wyobrazić, że tysiąc lat temu w Europie kwitło zaawansowane i ciekawe życie intelektualne. Pierwsze wieki drugiego tysiąclecia chrześcijaństwa były okresem niebywałego rozwoju naukowego. Po pierwsze, w XI wieku powstały pierwsze uniwersytety. Po drugie, dokonało się ponowne odkrycie prawa rzymskiego, które przetrwało w Bizancjum i zostało na nowo przyswojone przez nauki prawne na Zachodzie. Po trzecie, dzięki kontaktom ze Wschodem, również — paradoksalnie — w wyniku podbojów arabskich, do Europy powróciły dawno zapomniane dzieła filozoficzne starożytnych Greków i Rzymian. Pionierami badań naukowych byli zakonnicy.
Tomasz z Akwinu (1225-1274) był Włochem, urodził się w zamku Roccasecca pod Akwinem należącym do jego rodu, w Królestwie Neapolu. Od piątego roku życia przebywał na naukach w klasztorze benedyktyńskim na Monte Cassino, tym samym, o który bili się polscy żołnierze podczas II wojny światowej. W 1243 roku został mnichem. Większość swojego życia poświęcił pracy naukowej, m.in. wiele lat wykładając na Uniwersytecie Paryskim. Jako uznany teolog i filozof, otrzymał od papieża Urbana IV zadanie dokładnych badań nad filozofią Arystotelesa, jednego z najsłynniejszych filozofów starożytnej Grecji. Najważniejszym dziełem teologiczno-filozoficznym Tomasza jest Summa teologiczna, systematyczny wykład doktryny. Ze względu na temat niniejszego artykułu ważna jest też mniejsza praca pt. O władzy, dotycząca spraw politycznych.
Wpływ Arystotelesa na filozofię Tomasza z Akwinu jest nie do przecenienia. Nie ma tu miejsca na jej kompletną analizę. Nas będą interesować, przede wszystkim, dwie rzeczy: nauka o naturze człowieka i teoria ustrojów. Doktor Kościoła nawiązał do starożytnego filozofa kreśląc swoją wizję człowieka jako istoty społecznej — po grecku zoon politikon (co niektórzy tłumaczą nazbyt dosłownie: zwierzę polityczne). „Człowiek z natury jest stworzeniem politycznym i społecznym”, „Homo naturaliter est animal politicum et sociale” — napisał św. Tomasz w rozprawie O władzy. Oznacza to, że żaden człowiek nie jest samowystarczalny, musi żyć we wspólnocie z innymi. Skutki takiego założenia są o wiele bardziej poważne, niż mogłoby się wydawać. Dzięki Tomaszowi z Akwinu doktryna Kościoła doceniła życie społeczne, w tym — państwowe. Funkcjonowanie w społeczeństwie nie było więc smutną koniecznością i mało znaczącym epizodem na drodze chrześcijanina do zbawienia. Polityczność — stwierdził Tomasz — jest częścią naszej natury, istnienie wspólnot państwowych wynika z Boskiego zamysłu i jest częścią naszego przeznaczenia. Samą politykę Tomasz traktował jako część etyki praktycznej, czyli nauki o tym, jak należy postępować.
Żyjąc we wspólnocie, człowiek musi podlegać jakiemuś rządowi, ponieważ zupełna niezależność wszystkich od wszystkich równałaby się anarchii, czyli byłaby sprzeczna z naturą. Celem każdej władzy, bez względu na jej formę (o tej — później), jest ukierunkowanie ludzi na dobro wspólne. Pamiętając rozważania o funkcjach i istocie władzy publicznej na przestrzeni dziejów chrześcijaństwa, możemy dostrzec pewną ewolucję. Od czasu, gdy większość ludności Cesarstwa Rzymskiego nawróciła się na chrześcijaństwo, Kościół nie mógł pozostać obojętny wobec spraw publicznych, a przykładem refleksji chrześcijańskiej tamtych czasów jest św. Augustyn z Hippony. Jednak dla niego zadaniem władzy politycznej — skoro już musi taka istnieć — miała być tylko troska o ład i porządek. Mówiąc w uproszczeniu: państwo, w Średniowieczu uosabiane przez monarchę, miało bronić ludzi przed przestępcami i wrogiem zewnętrznym. Dla św. Tomasza katalog zadań władzy rozszerza się: państwo ma teraz również zadania pozytywne, poprzez swoją działalność, przede wszystkim dobre prawodawstwo, ma przyczyniać się do osobistego rozwoju jednostek. Ma zatem ważną rolę do spełnienia w Boskim planie Zbawienia.
W porównaniu z biskupem Hippony doktryna św. Tomasza okazuje się bardziej optymistyczna. Znajdując inspirację w filozofii Arystotelesa Tomasz „zaufał” rozumowi, to znaczy uznał ludzki intelekt za ważne narzędzie służące rozwojowi człowieka. Rozum nie jest więc przeciwieństwem wiary, ale jej uzupełnieniem. Służy do odkrywania prawdy, zatem pośrednio prowadzi człowieka ku Bogu. W szczególności człowiek okazuje się być zdolny do odkrywania prawa naturalnego.
Teoria prawa św. Tomasza ma bardzo stare korzenie i wywodzi się z doktryny rzymskich stoików, m. in. Cycerona, którą przyjęli myśliciele chrześcijańscy, w tym św. Augustyn. Prawo dzieli się więc na wieczne prawo Boże (lex aeterna), prawo naturalne (lex naturalis) i ludzkie, opierające się na ustawach i innych aktach wydawanych przez władzę (lex humana). „Prawo naturalne — czytamy w Summie teologicznej — jest niczym innym, jak istniejącym udziałowo w rozumnym stworzeniu prawem wiecznym”. Człowiek dowiaduje się o nim poprzez objawienie, ale — co bardzo ważne — sam może i powinien je odkrywać własnym rozumem, ponieważ jest ono „zapisane” w naszej naturze. Mamy naturalną skłonność do tego, co dobre, chociaż skłonność ta nie jest doskonała i bywa przyćmiewana przez grzeszne skłonności. Najniższy, ale też najbardziej zrozumiały i bliski ludziom poziom tworzy prawo ludzkie, czyli po prostu znane nam akty prawne. Dziś są to przepisy, np. uchwalane przez parlament. Ich zadaniem jest uszczegółowienie prawa naturalnego. W Summie teologicznej Tomasz pisze: „W dwojakim znaczeniu mówi się o prawie spisanym, że zostało dane w celu poprawienia prawa naturalnego: po pierwsze, prawo spisane uzupełnia to, czego brakuje prawu naturalnemu; po drugie, prawo natury do tego stopnia zostało zepsute w sercach niektórych ludzi, że w niektórych sprawach uważano za dobre to, co z natury jest złe. [...] Niestety — czytamy dalej — spotyka się także ludzi krnąbrnych, skłonnych do złych nałogów, którzy nie łatwo dają się poruszyć słowami. Dlatego zaistniała konieczność, aby takowych powstrzymywać od złego drogą siły i strachu. W ten przynajmniej sposób przestaną źle czynić, a innym pozwolą żyć w spokoju”.
Należy zauważyć, że choć Tomasz z Akwinu doceniał ludzki rozum, to stwierdzał wyraźnie, że sam intelekt nie jest w żadnym wypadku ostatecznym źródłem prawa. Ludzie sami nie wymyślają sobie zasad, a przynajmniej — nie powinni, nawet, jeśli są to posłowie zebrani na sali posiedzeń Sejmu. Zadaniem i kompetencją człowieka jest tylko odczytywanie intencji Boskich i wcielanie ich w życie. Prawo doczesne, uczy nas Tomasz, jest sprawiedliwe i legalne o tyle tylko, o ile nie jest sprzeczne z prawem naturalnym.
Aby ustanawiać prawa, niezbędna jest władza. Jak już stwierdziliśmy, życie w państwie jest tak samo naturalne, jak życie w rodzinie. Niejako na deser pozostało nam pytanie, jak konkretnie należy ułożyć stosunki polityczne, aby były najlepsze. Tomasz z Akwinu przyjmował za Arystotelesem jego słynną, klasyczną typologię ustrojów. Trzy są więc możliwości: albo rządzi jednostka, albo mała grupa, albo większość. W zależności od tego, czy władza sprawowana jest uczciwie, to znaczy dla dobra całej wspólnoty, czy nie, mamy do czynienia z trzema ustrojami dobrymi: monarchią, arystokracją i republiką (u Arystotelesa: politeją) i trzema złymi: tyranią, oligarchią i demokracją (zwraca uwagę, że ustrój nam dzisiaj najbliższy, demokracja, umieszczona jest wśród ustrojów zdegenerowanych; Akwinata byłby zapewne zgorszony, widząc entuzjazm Europejczyków naszych czasów dla ustroju, w którym każdy, bez względu na wykształcenie i majątek, jest równy wobec prawa i może co parę lat wybierać sobie władców!). Najlepszym ustrojem z powyższych jest, według Doktora Kościoła, monarchia. Odpowiada uniwersalnemu, hierarchicznemu porządkowi rzeczy: „Jeden członek, mianowicie serce, porusza zasadniczo całą resztę; również częściami duszy kieruje jedna władza podstawowa, mianowicie rozum; [...] zaś stwórcą rządcą całego wszechświata jest jeden Bóg.” Jednocześnie władza, nawet królewska, nie może być absolutna. W Summie Tomasz stwierdza, że najlepszy system sprawowania rządów jest ten, w którym władza zwierzchnia równoważona jest przez elementy arystokracji i demokracji, a więc przez zawierający elementarną podmiotowość polityczną społeczeństwa.
Podobnie, jak św. Augustyn, Tomasz uważał, że władza jest dobrodziejstwem dla rządzonych, a ciężarem dla rządzących. Oczywiście chodzi o ciężar moralny. Władza nad całym państwem wymaga szczególnych predyspozycji etycznych, bez których monarcha zmienia się w tyrana, deprawując i siebie, i swoich poddanych. „Jest cnotą szczególną — czytamy w dziele O władzy — rządzić nie tylko sobą, ale również innymi, tym większą, im liczniejsi są ci, którymi się rządzi. [...] Zatem większa cnota jest potrzebna do kierowania rodziną niż do rządzenia samym sobą, a daleko większa do rządów nad miastem lub królestwem.”
Zasadniczym celem istnienia władzy politycznej jest — jakżeby inaczej — wspieranie jednostek ludzkich w dążeniu do zbawienia. Inspiracja praktycznym rozumem Arystotelesa nakazała Tomaszowi trzeźwą ocenę realiów: wiedział, że władza łatwo ulega wypaczeniom i musi podlegać kontroli. Ostatecznym cenzorem postępowania przywódców politycznych jest więc Kościół. Każda władza — uczy nas Tomasz z Akwinu — jest sprawiedliwa o tyle, o ile jej aktywność nie jest sprzeczna z uniwersalnym prawem naturalnym, które pochodzi od Boga. Dotyczy to tak samo średniowiecznych królów, jak też współczesnych premierów i prezydentów.
opr. aw/aw