Fragmenty pracy zbiorowej p.t. "Czy dzisiaj można formować bez sychologii?" pod redakcją ks. Mieczysława Kożucha SJ i Jacka Poznańskiego SJ
Copyright © Wydawnictwo WAM 2002
Powiedzmy najpierw o sprawie oczywistej: sfera emocjonalna to nie to samo, co sfera duchowa. Są to dwie różne, jednak ściśle ze sobą złączone rzeczywistości. Człowiek bowiem jest jednością wielowymiarową. „Sam Bóg pokoju niech was całkowicie uświęca, aby nienaruszony wasz duch, dusza i ciało bez zarzutu zachowały się na przyjście Pana naszego Jezusa Chrystusa” (1 Tes 5, 23) tak modlił się św. Paweł za Tesaloniczan. Wyraźnie wyróżnia on trzy sfery, które stanowią człowieka: soma — sferę cielesną, psyche — duszę i pneuma —ducha. Pneuma, to najgłębsza jaźń człowieka, to biblijne serce — kardia, to ta część człowieka, gdzie Duch Święty spotyka się z osobą i udziela się jej. Natomiast psyche — dusza, to świat emocjonalno-poznawczy człowieka, który złączony jest z jego ciałem i duchem. Na ten świat mają wpływ także warunki zewnętrzne, czyli szeroko rozumiane uwarunkowania społeczne.
Zazwyczaj pomoc człowiekowi w wymiarze duchowym rozumiana jest jako troska o sferę pneumy, czyli o sferę czysto duchową. Z tej racji pomaganie w wymiarze psychicznym pozostawia się trosce psychologów lub w skrajnych przypadkach, na przykład chorób psychicznych, psychiatrom, troskę zaś o ciało — lekarzom. Jest to oczywiście spojrzenie uproszczone, ale ujmuje ono zasadnicze treści myślenia i podejścia do formacji religijnej wielu wychowawców.
Doświadczenie jednak tak formatorów, jak i formowanych pokazuje, że tego typu oddzielenie wspomnianych wyżej trzech sfer, nie jest ani możliwe, ani owocne w tym, co dotyczy mądrze rozumianej duchowej pomocy człowiekowi. Niemniej psychologowie, psychiatrzy i lekarze mają swoje, im właściwe dziedziny zaangażowania, ale oddzielanie ich (nie rozróżnianie) jest po prostu sztuczne, a niekiedy wręcz szkodliwe. Spotykamy bowiem takie zachowania, których nie da się wytłumaczyć chorobą psychiczną, złą wolą, lenistwem lub opętaniem. Musi więc istnieć w człowieku niełatwa do określania rzeczywistość, która sprowadza go na dziwne tory myślenia i postępowania, a która choć sama z siebie nie jest duchowa, wypacza jednak autentyczność i dynamizm jej przeżywania. Jak wytłumaczyć takie niedojrzałe zachowania, jak na przykład coraz częstsze i coraz dłuższe spotkania księdza z kobietą połączone z przekonaniem z jego strony, że jedynie ona tego bardzo potrzebuje? Albo decyzję wystąpienia z Kościoła katolickiego z tej racji, że nie żyje on duchem Ewangelii i przejście do jednej ze wspólnot protestanckich? Czy można uznać te zachowania za wyraz dojrzałości, czy też uznać je za objawy choroby psychicznej, którą mają leczyć lekarze, albo stwierdzić jedynie, że ludzie ci ulegli podstępowi szatana? Taki sposób tłumaczenia tych i podobnych zachowań wydaje się zbytnim uproszczeniem. A jeśli takie zjawiska dzieją się na naszych oczach, to być może nie są one wyłącznie wynikiem zaniedbań moralnych lub chorób psychicznych?
Gdy mowa o religijnej formacji człowieka nie sposób nie odwołać się do świętego z Loyoli. Dzięki swoim przeżyciom wewnętrznym zrozumiał on, że nie tylko nie można oddzielać sfery duchowej od uczuciowej, ale że ta ostatnia warunkuje tę pierwszą. Ćwiczenia duchowe, jakie napisał, będące owocem jego wewnętrznych zmagań, są uważane za jedną z najlepszych metod formacyjnych człowieka. Są one podręcznikiem-wzorcem kierownictwa duchowego. Ignacy w formacji człowieka obok formacji duchowej zawsze zakładał pracę nad kształtowaniem sfery uczuciowej. Formowanie jej było integralnie scalone z dochodzeniem do dojrzałości duchowej. Ignacy żywił głębokie przekonanie wyniesione z własnego doświadczenia, że każde przeżycie duchowe, które nie łączyłoby się ze sferą uczuciową i w jakimś sensie nie wypełniałoby się w niej, nie jest doświadczeniem trwałym. Przekonanie to autor Ćwiczeń zdobył poprzez doświadczenie samego siebie, które ukazało mu jak bardzo jego niedojrzałość afektywna utrudniała, a niekiedy wręcz uniemożliwiała mu dokonywanie wolnych wyborów na płaszczyźnie religijnej. Dziś badania psychologiczne wykazują, że aż około 80% osób powołanych żyje niedojrzałymi ideałami religijnymi wskutek niedojrzałości w sferze uczuciowej64. Zaznaczmy przy tym, że osoby badane były zdrowe psychicznie.
Formacja religijna jest zadaniem, którego piękno należy stopniowo ukazywać młodym i uściślać jej cele. Horyzontem, ku któremu ma ona prowadzić, jest szukanie woli Boga i realizowanie jej w życiu człowieka. Jest to przygotowanie osoby do spotkania, a każde spotkanie, także to, które człowiek odbywa z Bogiem, wymaga decyzji. Decyzja ta jednak winna być podjęta w wolności. Konieczność dokonywania wyborów religijnych zakłada więc wolność wewnętrzną człowieka, czyli jego osobistą wolność. Osoba określa się w przeżywaniu swojej wolności. W tym procesie sfera uczuciowa człowieka odgrywa decydującą rolę. Ignacy Loyola nie był optymistą co do możliwości ćwiczenia się w ludzkiej wolności. Właśnie z tej racji, że osoba musi dojść do dojrzałego przeżywania tych, stale obecnych w nas energii, jakie niesie ze sobą uczuciowość. Przyjrzyjmy się tej sferze życia człowieka. Człowiek jest istotą, która pragnie. D. Vasse65 analizując pragnienie dochodzi do wniosku, że człowiek jest jedynym bytem, który charakteryzuje się pragnieniem. Wszystko inne, co żyje, kieruje się instynktami lub potrzebami organizmu, które w zależności od jego rozwoju są niższego lub wyższego rzędu. Człowiek natomiast jest pragnieniem. Jest ono pulsowaniem jego życia, które niejako jest niesione przez nasze pragnienia. To, co jest w nas najgłębsze, wyrażamy w pragnieniu.
Jedną z cech pragnienia jest to, że odnosi nas do kogoś drugiego. Pragnienie więc otwiera nas na kogoś poza nami, jest niejako motorem prowadzącym do innych. W tym otwarciu znajdujemy ziarno doświadczenia duchowego. Doświadczenie duchowe łącząc się z pragnieniem jest doświadczeniem obecności drugiego. Ignacy od początku swoich rekolekcji wskazuje na tę rzeczywistość, która konstytuuje osobę, gdy rozważa ją jako stworzoną przez Boga z wpisaną w jej serce celowością. Rzeczywistość ta, będąc zarazem zasadniczym zadaniem życia tej osoby, dokonuje owej konstytucji. „Człowiek został stworzony, aby...” (CD 23). Pragnienie więc jest wpisane w serce człowieka już przez to, że jest on stworzeniem. Wyraża ono w nas to, co wspaniałe, dobre, wielkie, lecz jest zarazem kruche, słabe, czasami dwuznaczne.
Refleksja nad światem pragnień66 nabiera bardziej złożonego charakteru, gdyż pragnienia mogą łączyć się z potrzebami psychicznymi67 stając się przez to pseudo-pragnieniami. Oznacza to, że zamiast prowadzić osobę poza siebie, kierowane impulsywnością koncentrują ją na niej samej. W ten sposób pseudo-potrzeby oddalają nas od realizacji tego, czego pragniemy jako stworzenia Boga a stawiając nas w centrum, prowadzą do egocentryzmu. Gorzej jest jeszcze, gdy osoba nie jest świadoma, że przeżywa tego typu rozbijającą wewnętrzną dynamikę.
Św. Ignacy z tego powodu sam przeżywając podczas swego nawrócenia tego typu doświadczenia zaczął mówić o nieuporządkowaniu uczuć a w związku z tym o konieczności ich uporządkowania. Uczucie nieuporządkowane jest uczuciem, które podąża najpierw do przedmiotu (osoby lub rzeczy), i które nie prowadzi do realizacji ostatecznego celu życia człowieka. Pragnienie człowieka nie zintegrowane z horyzontem pragnienia podstawowego, nie jest prawdziwe. Jest to pozorne pragnienie. Ignacy w swojej wizji religijnej formacji człowieka chce doprowadzić go do tego, „aby pragnął tylko tego i to tylko wybierał, co go bardziej prowadzi do celu...” (CD 23). Nieuporządkowane uczucia prowadzą człowieka w kierunku przeciwnym do celu, jaki jest wpisany w jego serce. Przykładem takiej sytuacji są różnego rodzaju lęki, deformujące rzeczywistość i prowadzające osobę na drogę fałszu. Nie wystarczy pragnąć, czy zachęcać do rozwijania pragnień, trzeba jeszcze pomagać w ich oczyszczaniu i kształtowaniu.
Św. Ignacy dzięki szczególnej łasce Boga: „Bóg obchodził się z nim podobnie jak nauczyciel w szkole i pouczał go” (Opowieść Pielgrzyma, nr 27) odkrył, że formowanie sfery uczuciowej w ogóle, a pragnienia w szczególności związane jest z zapatrzeniem się w kogoś, z naśladowaniem Chrystusa. Cały proces Ćwiczeń duchowych zasadniczo polega na tym, by dogłębnie poznawszy siebie utożsamić się wewnętrznie z logiką postępowania Jezusa, który po to stał się człowiekiem, by człowiek wiedział, jak, „wpatrując się w Boga-Człowieka”, ma postępować w swoim życiu (św. Ireneusz). Tylko na tej drodze osoba może osiągnąć pełną osobistą i wewnętrzną wolność.
Czym jest owa wolność? Jest ona, mówiąc najprościej, zdolnością realizowania przez człowieka celu, dla którego został stworzony. Powróćmy jeszcze raz do doświadczenia św. Ignacego. Człowiek został stworzony po to, aby „Boga wielbił, okazywał Mu cześć i służył Mu” (CD 23) i na tej drodze osiągnął zbawienie. Realizacja tego zadania jest owocem życia duchowego człowieka. Wyraża ona jego stosunek do Boga i jest w konsekwencji drogą, na której staje się on w pełni osobą stworzoną przez Boga na Jego obraz i podobieństwo. Pojawia się tutaj jednak kilka przeszkód.
Pierwszą z nich jest szatan i grzech, którego on jest autorem. Jest to prawda wiary oraz wynik doświadczenia człowieka i tradycji Kościoła. Jednakże nie jest to jedyna przeszkoda. Ignacy rozważa dogłębnie inne czynniki, które choć same nie mogą być utożsamiane z grzechem, to wyraźnie wpływają na zniewolenie osoby. Według Ignacego zniewolenie to łączy się z rozbiciem właśnie sfery uczuć człowieka, którą szatan wykorzystuje, by dalej niszczyć i rozbijać. Jak już powiedzieliśmy problematykę tę nazywa on w Ćwiczeniach duchowych „nieuporządkowaniem uczuć”. Pragnie w nich zasadniczo zająć się poziomem duchowym człowieka, pomóc mu w pełniejszym oddaniu się Bogu, ale starając się o to, chce równocześnie pomóc rekolektantowi w uporządkowaniu jego sfery afektywnej. Ignacy zrozumiał, że „uczucia nieuporządkowane” oznaczają istniejące w człowieku energie złączone z sytuacjami, „w których osoba jest poruszana przez takie upodobania (inklinacje) albo awersje względem osób lub rzeczy, które uniemożliwiają jej wybieranie tego, co pozwala realizować ostateczny cel człowieka”68. Energie te natomiast popychają osobę do decyzji i zachowań pozbawionych tego zasadniczego i jedynie słusznego ukierunkowania. W takich wypadkach człowiek po prostu nie jest sobą. Stąd Ćwiczenia są przez ich autora określane jako „wszelkie sposoby przygotowania i usposobienia duszy (czyli człowieka) do usunięcia wszystkich uczuć nieuporządkowanych, a po ich usunięciu do szukania i znalezienia woli Bożej w takim uporządkowaniu swego życia, żeby służyło dla dobra i zbawienia duszy” (CD 1). Celem życia człowieka według Ignacego jest odkrycie woli Boga i realizowanie jej w codzienności. W tym tkwi sekret spełnienia się człowieka jako osoby, sekret jego szczęścia.
Darem, jaki otrzymał nasz święty dla całego Kościoła, jest uściślenie metody współpracy człowieka z uprzedzającą go łaską Boga. Warunkiem tej współpracy jest nie tylko wierność na poziomie moralnym, choć jest on pierwszy, ale także troska o uporządkowanie rozbitej sfery emocjonalnej człowieka. Paradoksalnie nieuporządkowanie to dotyka także poziomu duchowego osoby i zafałszowuje jej stosunek do Boga. Św. Ignacy pokazuje, że łaska łączy się z naturą a natura człowieka warunkuje jego odpowiedź na wezwanie Boga.
Nasze rozważania nie pozwalają nam na dogłębne ujęcie tego zagadnienia, z konieczności więc ujmiemy je skrótowo.
W swoim życiu lub w życiu innych spotykamy się z nałogiem. Jest to jeden z wyrazów nieuporządkowania sfery uczuciowej. Uzależnienie alkoholowe, gadatliwość, nałogi seksualne, zależność od telewizji, internetu, ustawiczna koncentracja na sobie itp. to brak między innymi uczuciowego ładu i wewnętrznej wolności. Człowiek opanowany przez nałóg wszedł w konieczność powtarzania pewnych zachowań, które jemu samemu wydając się zupełnie bezsensowne, trzymają go w logice zniewolenia. Dostrzeganie bezsensu na poziomie racjonalnym nie zmienia tym samym zachowań uczuciowych.
Słabość osobowa objawia się w nałogach społecznych, które jako moda życia i działania, stają się wzorcem postępowania całych grup ludzi. Ilu ludzi jest obecnie wolnych od konsumpcyjnego stylu życia? Czy łatwo sobie dzisiaj wyobrazić kogoś, kto żyjąc w wielkim mieście, nie byłby w znanym supermarkecie? Przecież — mówi się —wszyscy tam chodzą!
Problem jednak uporządkowania sfery uczuciowej jest jeszcze bardziej subtelny. Można nie mieć wyraźnych nałogów, a jednak żyć w świecie iluzji, czyli kierować się zasadą pozornego a nie realnego dobra. Wspomniane wyżej przykłady kontaktów księdza z kobietą czy wystąpienia z Kościoła katolickiego są tego wymownym przykładem. Można by powiedzieć, że ludzie rzadko prawdziwie myślą. Najczęściej reagują odczuciami i nie są zdolni do osobistego i krytycznego myślenia. Najgorsze jest to, że najczęściej nie zdajemy sobie z tego sprawy. A nie zdiagnozowana choroba jest najbardziej niebezpieczna.
To nie jest tylko słaba czy nawet zła wola, ani grzech, który nas niszczy. Choć te czynniki są obecne w naszym życiu, to jednak istnieje w nas inna rzeczywistość — właśnie siła uczuć człowieka, która bardziej rozbija niż zdajemy sobie z tego sprawę. Nie chodzi tutaj najpierw o takie uczucia jak zazdrość czy agresja, ale o całą sferę afektywną, która kieruje człowiekiem, choć jemu wydaje się, że jest wobec niej wolny i że nad nią panuje. Uczucia, które dochodzą do naszej świadomości poprzez cierpienie, jakie przy ich przeżywaniu odczuwamy, są jedynie małym uzewnętrznieniem tego świata, który umyka naszej codziennej kontroli i wypacza nasze myślenie i postępowanie.
Pierwszym warunkiem, który tutaj warto podkreślić, jest wybór kierownika duchowego i całkowita otwartość przed nim. Człowiek nie może w pełni sam siebie zrozumieć i skorygować bez pomocy drugiego. Kontakt z takim człowiekiem ma podstawowe znaczenie dla ludzkiego i duchowego wzrastania. Rozmowy mające na celu zrozumienie siebie i dojście do prawdy mają wielką tradycję w formacji religijnej. Dlatego św. Ignacy pomyślał swoje rekolekcje jako indywidualnie udzielane drugiemu, czyli oparte na zasadzie relacji „ja-ty”.
Osoba formowana winna wyrobić w sobie zdolność do samoobserwacji i zdrowo pojętej introspekcji. Oznacza to zdolność do refleksji nad sobą, poznawania tego, co rozgrywa się w niej na płaszczyźnie uczuciowej oraz zdolność do łączenia zaobserwowanych elementów i wyciągania z nich wniosków69.
Zakłada to odwagę i zdolność do wchodzenia w przeżywane stany emocjonalne, czyli w ponowne odczuwanie szeroko rozumianego cierpienia, jakie rodzi się z jego nieuporządkowanej sfery afektywnej. Może zdarzyć się, że osoba jest zdolna do samoobserwacji, ale głównie na płaszczyźnie zachowań zewnętrznych. Natomiast nie potrafi zatrzymać się nad tym, co dotyka ją na płaszczyźnie jej uczuć. Osoba taka w konsekwencji nie jest zdolna do znoszenia frustracji, odczuwanego stresu i wyciągania wniosków z doświadczanych niepokojów. W ten sposób zakwestionowanie jej niedojrzałych mechanizmów obronnych będzie trudne lub wręcz niemożliwe.
Poznanie siebie wcześniej czy później prowadzi do odkrycia, że osoba sama nie może wyzwolić się z przeżywanej przez nią sytuacji. Najlepiej wiedzą o tym alkoholicy, narkomani, osoby o tendencjach homoseksualnych. Formowany zobaczywszy pomocną rękę drugiego i doświadczywszy, że sam nie może sobie pomóc, a dodatkowo gdy jeszcze przekona się, ze ów drugi nie ma tej mocy, jakiej potrzeba do zmiany serca, stopniowo zwraca się o ratunek do Boga, gdyż jedynie On daje pełne i prawdziwe życie oraz autentyczną wolność.
Ostatnim niejako krokiem jest podejmowanie decyzji, by realizować to, co osoba odkryła o sobie, by na tej drodze dochodzić do pełnej, na ile to możliwe, dojrzałości ludzkiej i duchowej. Do podjęcia tej decyzji formowany przygotowuje się poprzez głębokie poznanie siebie, szczególnie świata swojej psychiki.
Dobrą ilustracją tego procesu jest tekst Henri J. M. Nouwena70. Nouwen spotyka się co tydzień ze swoim kierownikiem duchowym, z którym omawia różne wydarzenia, jakie przeżywa w czasie swego okresowego pobytu w klasztorze trapistów. Wiele spotkań dotyczy właśnie sfery uczuciowej. „Znowu podjąłem temat mojego gniewu i wyjaśniłem, jak często ten gniew wydaje się związany z doświadczonym przeze mnie odrzuceniem. [...] [Nouwen podaje trzy sceny, w których poczuł się odrzucony — ma wyćwiczony zmysł samoobserwacji]. W tych wszystkich przypadkach nie czułem się po prostu zirytowany, lecz głęboko dotknięty, tak bardzo, że w czasie modlitw pochłonięty byłem gniewnymi rozmyślaniami i wyobrażaniem sobie scen zemsty. [Oto siła uczuć. Kierownik duchowy podejmuje próbę zdiagnozowania przeżywanej sytuacji]. W rzeczywistości, ludzie, przez których czujesz się odrzucony, [mówi kierownik] wcale nie chcieli ciebie zranić. [...] Problem polega nie na tym, że reagujesz irytacją, ale że odpowiadasz w bardzo prymitywny sposób — bez niuansów. [Uczucia powodują to, że człowiek nie myśli krytycznie, reaguje — nie zdając sobie z tego sprawy — impulsywnie i nie jest zdolny do zdrowego dystansu w stosunku do tego, czego doświadcza]. Staraliśmy się zbadać przyczynę tego zjawiska. Gdzieś tam we mnie musi istnieć potrzeba całkowitego uczucia, bezwarunkowej miłości, ostatecznej satysfakcji. [Wiadomo, że takiego głodu uczuciowego nikt nie może zaspokoić. Człowiek wtedy jest wewnętrznie napięty i niezadowolony]. Nawet gdyby ktoś ofiarował mi tę bezwarunkową, całkowitą, wszechogarniającą miłość [dodaje Nouwen], nie byłbym jej w stanie przyjąć, bowiem zmusiłaby mnie do dziecięcej zależności, której — jako człowiek dorosły — nie mógłbym tolerować”.
Formacja siebie i pomoc w tym względzie innym prowadzi nas do ponownego stwierdzenia, że w sferze emocjonalnej człowieka drzemie olbrzymia siła. Może ona człowiekowi pomagać w życiu i działaniu, ale może ona także prowadzić go do wewnętrznego rozbicia. Uporządkowanie jej jest więc jednym z podstawowych zadań formacyjnych, by człowiek mógł nie tylko dojrzale funkcjonować na co dzień, ale także, by mógł w pełni przeżywać życie duchowe. W przeciwnym razie staną się one powodem fałszywego przeżywania istoty własnego życia religijnego i stworzą klimat do pomijania najważniejszych spraw i ulegania niszczącym pozorom. Zadanie to stoi przed każdą osobą, choć jest ono różnorakiej trudności i wagi. Są osoby, które (a takich według badań naukowych jest około 20%) nie mają wielkich niedomogów w tej dziedzinie, jednak większość z nas potrzebuje ogromnej pracy, by nasze życie i apostołowanie było w pełni wolne, czyli nakierowane na realizowanie całą naszą osobowością woli Pana względem nas71.
Paweł II przypomina kluczową zasadę chrześcijańskiej wizji życia. Pisze on, że istnieje pewna pokusa, która od zawsze zagraża życiu duchowemu człowieka, a jest nią przekonanie, że rezultaty zależą od naszej zdolności działania i planowania. To prawda, że Bóg oczekuje od nas konkretnej współpracy ze swoją łaską, a zatem wzywa nas, byśmy w służbie Jego Królestwa wykorzystywali wszystkie zasoby naszej inteligencji i zdolności działania. Biada jednak, gdybyśmy zapomnieli, że bez Chrystusa nic nie możemy uczynić (por. J 15, 5). Kiedy ta zasada nie jest przestrzegana, to wtedy nie można się dziwić, że przedsięwzięcia duszpasterskie kończą się niepowodzeniem, pozostawiając w sercu obezwładniające uczucie frustracji. Tak więc potrzeba wiary, modlitwy i dialogu z Bogiem, aby serce otworzyło się na strumień łaski.
64 Por. K. Dyrek SJ, Formacja ludzka do kapłaństwa, Kraków 1999, s. 122-123.
65 D. Vasse, Le temps du desir, Paris 1969, s. 22-23.
66 J. Corella SJ, Dynamika pragnienia i uczucia nieuporządkowane w procesie Ćwiczeń Duchowych, Manresa, 66 (1994), s. 147-160.
67 L. M. Rulla SJ, Antropologia della vocazione cristiana III, Bologna 1997,
s. 402-411 i passim.
67 K. Trojan SJ, Potrzeby psychiczne i wartości oraz ich implikacje religijne, Kraków 1999, s. 150.
69 Por. M. Kożuch SJ, Chrześcijańska formacja indywidualna, Kraków 2001,
s. 145-147.
70 Dziennik z klasztoru trapistów, Warszawa 1987, s. 38-39.
71 Por. Antropologia della vocazione cristiana II, Casale Monferrato 1986, s. 104-111, 113-124, 204-206.
opr. ab/ab